Gry karciane wciąż nie tracą na popularności. Kiedyś, ręcznie malowane, były własnością najbogatszych, dzisiaj znajdują się w każdym domu. Kto nie zna zabaw takich jak wojna, poker, remik czy makao?
Karcianki to nie tylko rozrywka, ale także edukacja. Uczą cierpliwości, strategicznego myślenia i szybkiego podejmowania decyzji. Kolejnym plusem jest ich wielkość. Takie małe pudełeczka łatwo spakujemy do torby i weźmiemy na biwak czy wyjazd rodzinny. Przy planszówkach potrzebujemy dużego stołu, a w najgorszym przypadku – kawałka prostej podłogi. Na biwaku, w aucie czy pociągu nie zawsze jest gdzie rozłożyć planszę z pionkami. Dlatego warto mieć jakąś grę karcianą w zanadrzu, by otworzyć ją, gdy nasi kompani podróży za bardzo się nudzą.
Ptasia nowość!
Jedną z ostatnich premier z serii Gier do plecaka od wydawnictwa Egmont Polska jest gra karciana Kaczki, stworzona przez Johannesa Krennera. Malutkie pudełeczko idealnie będzie pasować nawet do większej kieszeni kurtki. Tak, zdecydowanie jest to tytuł kompaktowy, tworzony z myślą o podróżach.
Według informacji zawartych na opakowaniu, to gra skierowana dla od dwóch do pięciu graczy, w wieku od ośmiu lat. W środku znajduje się siedemdziesiąt dziewięć różnych kart z taplającymi się w wodzie kaczkami i dość krótka instrukcja.
Opis, który widzimy z tyłu pudełka, nie zawiera żadnego konkretnego wprowadzenia czy nawet skąpej historii, tłumaczącej sens rozgrywki. Wiemy tylko, że całość opiera się na liczeniu punktów, a wygrywa ta osoba, która jako pierwsza pozbędzie się wszystkich kart. No to kto okaże się najfajniejszą kaczką na plaży?
Krótkie zasady
Rozgrywka Kaczek składa się z pięciu rund, trwających z osobna około kilka minut (w zależności od szczęścia). Uczestnicy zaczynają z siedmioma blankietami na ręce, które zagrywa według obranej strategii. Kolejno podczas trwania tury odkładają kilka z nich na swój stos kart odrzuconych i dobierają następne. Można pozbyć się w ten sposób albo dowolnej liczby kaczek o tej samej wartości (ignorując całkowicie kolory) lub tych z sekwencją co najmniej trzech kolejnych wartości z jednej barwy. Mnie same reguły bardzo przypominały makao, w którym to również musimy odrzucić wszystkie karty, według ustalonych wcześniej zasad.
Alternatywą do pozbywania się blankietów po kolei z rąk jest możliwość zanurkowania (w końcu jesteśmy kaczkami, czy coś). Opcje tę ogłaszamy wtedy, kiedy wydaje nam się, że mamy najniższą sumaryczną wartość kart. Jeżeli okaże się to prawdą, zwyciężamy w rundzie. Jeśli jednak ktoś miał mniej, dostajemy punkty ujemne. Zawsze w końcu istnieje ryzyko, że inny gracz wymyślił podobny plan do naszego, tylko zdecydował się dłużej czekać.
Można też w duecie
Początkowo Kaczki były grą skierowaną dla od trzech do pięciu graczy. W kolejnej edycji dodano już wariant dwuosobowy. Nie ukrywam, ucieszyło mnie to, bo dzięki temu mamy karciankę, która sprawdzi się zarówno podczas imprezy w większym gronie, jak i rozrywki z drugą połówką, koleżanką czy dzieckiem.
Zasady użytkowania tego tytułu w duecie są bardzo podobne do tych obowiązujących, gdy przy stole siedzi więcej osób. Ale zamiast trzeciego gracza, mamy tak zwanego „kaczego ducha”. Nie zagrywa on kart i nie zdobywa punktów, jednak bierze udział w końcowych porównaniach. Podczas rozdania pozostali, „realni” gracze kładą mu zakryte karty na stosie, a podczas jego „ruchu” wykładają po jednym blankiecie na kupkę kaczek odrzuconych.
Podsumowanie
Tytuł od wydawnictwa Egmont to prosta karcianka, która idealnie sprawdzi się w roli rodzinnego zjadacza czasu. Łatwe zasady, duża losowość i zabawna tematyka dają nam świetną niedzielną grę zarówno dla najmłodszych, jak i tych starszych, ale mało doświadczonych planszówkowiczów.
Jednakże ci bardziej obeznani w różnych rozgrywkach będą raczej rozczarowani. Nie ma tutaj żadnych emocji związanych z przysłowiowym podkładaniem sobie świń, ani nawet prostej kooperacji. Nie ukrywam, że kilka partii w gronie osób w wieku powyżej trzydziestu lat, które raczej mają słabość do bardziej skomplikowanych tytułów, spowodowało pewien niedosyt i znudzenie.
Same zasady są dość proste, jednakże sama instrukcja w pewnych miejscach jest napisana dość niezrozumiale. Na przykład nie wiadomo, ile kart można dobrać do ręki. Brakuje tam słowa „albo”, które wiele by wyjaśniło. Bez niego można zrozumieć, że podczas swojej tury istnieje możliwość wzięcia blankietów z każdego dostępnego stosu, a nie tylko z jednego.
Grafika na kartach i pudełku jest spójna, dobrze wprowadza w kaczy klimat. Jednakże w moim odczuciu jest ona dość uboga i raczej nie wybija się na tle innych gier.
Plus też za cenę. Za trzydzieści złotych możemy mieć całkiem dobrze stworzoną karciankę, która powinna sprawdzić się w rodzinnym gronie.
Liczba graczy: 1-5
Wiek: 8+
Czas rozgrywki: 30 minut
Wydawnictwo: Egmont
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont, więcej o grze przeczytacie tutaj: