Kiedy dowiedziałem się, że studio Arkane pracuje nad nową grą zatytułowaną Deathloop, wiedziałem, iż nadchodzi coś niesamowitego i nie myliłem się.
Deathloop to tytuł specyficzny, jednocześnie bardzo wciągający, gdyż już od pierwszych chwil ma się to dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, jak powinno być. Gracz wciela się w postać Colta, człowieka, który ma jeden podstawowy problem. Mianowicie przeżywa w kółko ten sam dzień, a na domiar złego, każdy chce go zabić.
Jak to wszystko się zaczęło?
Cała akcja rozgrywa się na wyspie Blackreef, na której zatrzymał się czas na skutek tajemniczego eksperymentu ośmiu szalonych wizjonerów i wszyscy, włącznie z mieszkańcami przeżywają ten sam dzień. Nasz drogi Colt chce ją przerwać, lecz przeszkadzać mu będzie niejaka Julianna, mająca na celu dopilnowanie, by to mu się jednak nie udało.
Fabuła Deathloop jest tak wciągająca, że nie chcę więcej o niej pisać, by nie zepsuć zabawy tym, którzy zamierzają dopiero sięgnąć po ten tytuł. Dodam tylko to, że jest opcja, w której możemy się wcielić w główną antagonistkę i przeszkadzać innym graczom, ale wyjaśnię wam to później.
Jednak jak to wszystko ogarnąć i przerwać pętlę?
Teoretycznie główne zadanie brzmi niesamowicie prosto, jednak jego wykonanie jest znacznie trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Musimy zabić aż osiem celów w przeciągu jednego dnia, lecz trudność polega na tym, że doba nie jest z gumy.
Dzień podzielono na cztery pory, a dodatkowo mamy też cztery różne obszary, a każdy z nich wygląda inaczej zależnie od pory, w której go odwiedziliśmy. Daje to więc szesnaście różnych możliwości, a przejście do kolejnego obszaru przesuwa jedną porę do przodu. Można więc śmiało powiedzieć, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo ciekawym wyzwaniem. Trzeba zrobić tak, by sprzątnąć wiele celów za jednym zamachem.
Można prosto, ale po co?
Studio Arkane przez lata przyzwyczaiło swoich fanów do tego, iż ich produkcje nie są ani liniowe, ani schematyczne, a gracz ma tak naprawdę wiele sposobów na ukończenie postawionych przed sobą zadań.
Jednak ogólnie rzecz biorąc w Deathloop rozgrywka polega na dwóch rzeczach. Pierwszą jest oczywiście walka i strzelanie, a drugą, jest zbieranie informacji, ponieważ są kluczowe do tego, byśmy mogli łatwiej poruszać się po świecie, jeśli nasz dzień się zresetuje.
Ponadto lokacje mają czasem takie momenty, gdzie, by przejść dalej, trzeba znaleźć karteczkę z kodem, czy inną baterię do włączenia drzwi. Nie są one jakoś szczególnie trudne, ale przez to warto mieć oczy szeroko otwarte.
Nic nie dzieje się tak samo!
Dużym plusem tej gry jest to, że za każdym razem jest ona generowana losowo, więc wizjonerzy nie zawsze chcą być w tym miejscu, w którym powinniśmy ich znaleźć. To utrudnia zabawę, ale i jednocześnie motywuje do tego, by szukać wskazówek. Dodatkowo wyspa ma specyficzny klimat, gdyż jej barwy przypominają lata 60 XX wieku.
Podczas eksploracji świata widzimy wiele plakatów o specyficznych hasłach, rozmowy, tańce eternalistów. Nic tylko obserwować i patrzeć, jak mija czas, bo w końcu i tak wszystko będzie takie same następnego dnia. Oczywiście wszystkie informacje, które znajdziemy, zapisują się, bo nasz drogi Colt pamięta to, co przeżył, a to ułatwia nadanie rozgrywce tempa i sprawia, że ten tytuł jest niesamowicie wciągający i jednocześnie intrygujący.
Jedna pętla to za mało, by ogarnąć wszystko!
Warto dodać, że nie ma tutaj licznika czasowego. To nasze działania mają nas zmusić do tego, byśmy wrócili w dane miejsce w określonym przedziale czasowym. Musimy być szybcy, wiedzieć co i skąd brać, by jak najlepiej radzić sobie w następnych pętlach.
Do poznawania informacji zalicza się też mordowanie wizjonerów – ci w końcu i tak odrodzą się następnego ranka, a to właśnie przy nich znajduje się wartościowy tekst czy informacje, które pomogą nam w następnych nadchodzących dniach.
Gra nie traktuje graczy jak małych dzieci, którzy błądzą we mgle. Daje im pełną dowolność w realizacji wątku fabularnego, więc i tak prędzej czy później zobaczycie napisy końcowe.
Co się stanie, kiedy zginiemy?
Colt ma w istocie trzy życia. Może on umrzeć dwa razy, a dopiero za trzecim razem pętla się zresetuje, a my zaczniemy od samego początku. Jednak, kiedy zrozumiemy mechanikę i zaczniemy płynnie przemieszczać się po obszarach oraz rozwiniemy nasze umiejętności, umieranie stanie się dodatkową zabawą.
To strasznie skomplikowane, ale przez to gra ani razu nie przestaje nudzić, nawet wtedy, gdy już coś robimy któryś raz. Taki lepszy Dzień świstaka.
Małe zagadki z wielkimi nagrodami!
Przechodząc Deathloop, nie mogłem się pozbyć się wrażenia, że duch Dishonored w tej grze jest silny. Podobnie jak w poprzednich tytułach od Arkane, mamy umiejętności, które pomagają nam w zmianie stylu gry. Mimo tego, że pętla resetuje się z końcem dnia, możemy to wszystko zapisać, zbierając specjalny surowiec zwany Rezyduum. Pozwala on na zapisanie znalezionych rzeczy, modyfikacji i umiejętności. Dzięki temu nasz drogi Colt będzie niezłym wariatem i zabijaką.
Prawda jest też taka, że ekwipunek to podstawa nie tylko na eliminację przeciwników i wizjonerów, ale i także coś, co przyda nam się, by nie zabiła nas Julianna, która stara się zapobiec przerwaniu pętli. Gdy znudzi nam się gra Coltem, to zawsze pozostaje tryb multiplayer, gdzie wcielamy się we wspomnianą wizjonerkę i psujemy innym graczom ich zabawę.
Za każdym razem, kiedy dowiadujemy się, że antagonistka wyrusza na polowanie, to zaczyna się prawdziwa zabawa w kotka i myszkę. Dziewczyna może być dowolną postacią na planszy, a co za tym idzie każdy, kogo napotkamy na swojej drodze, może nas tego życia pozbawić.
Zabicie jej równa się temu, że istnieje cień szansy, iż będzie miała przy sobie lepszy sprzęt i medaliony, które (po zapisaniu) wykorzystamy w następnych dniach.
Łowca staje się zwierzyną!
Julianna ma oddzielny system progresu postaci, a nasze zadanie jest proste, zabić Colta, ale wykonując wiele wyzwań. Tutaj oczywiście też mamy dowolność w wykonaniu tego. Możemy zrobić to najszybciej i na wariata lub bardzo powoli przygotowując idealną zasadzkę niczym Agent 47 z serii Hitman. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, jak gracze uciekają przed śmiercią. Panikują, biegają, chowają się lub myślą, że tym razem ich nie złapiemy. Niekończąca się zabawa!
Nie ma róży bez kolców!
Grałem w wersję na komputer, chociaż podczas gry zorientowałem się, że twórcy od samego początku pozwalają na rozgrywkę za pomocą pada DualSense z wykorzystaniem jego triggerów. Mój jedyny problem to fakt, iż granie na padzie nie jest przyjemne, ponieważ sterowanie wprowadza więcej chaosu niż używanie klawiatury i myszki.
Polskie głosy robią robotę!
Jak nie jestem fanem dubbingu polskiego w grach, tak tutaj nie było chwili, bym chciał sprawdzić, jak brzmią angielscy aktorzy. Colt po polsku ma dość tego, co się dzieje i w jego głosie słychać ciągle trwającą irytacje. Natomiast Julianna jest sarkastyczna, zabawna i nie ma dość tego, co robi naszemu bohaterowi. Można powiedzieć, że z nich zwariowana wybuchowa para.
Setting gry
Klimatyczny świat
Możliwość przechodzenia miejsc tak, jak my tego chcemy, a nie wyznaczoną ścieżką
Walka i eksploracja nigdy się nie nudzą
Świetny polski dubbing
Zagadki urozmaicają zabawę
Sztuczna inteligencja przeciwników czasem potrafi pokazać, że jest bardziej chaotyczna niż cały pomysł na umieranie w pętli
Sterowanie na padzie jest możliwe, ale nie jest zalecane, chociaż w pierwszej chwili może wydać się dobrym pomysłem, jeśli ktoś chce płynniej poruszać się postacią