Gamescom i E3 – dwie największe coroczne wystawy gier komputerowych. To właśnie na nich firmy, producenci i twórcy z całego świata prezentują swoje najnowsze dzieła. Wtedy też raczą nas licznymi obietnicami, publikują zwiastuny, gameplaye, zapraszają największe gwiazdy światowego kina, i co nie tylko! Czyli impreza z wielką pompą. Ale jak mówi przysłowie: nie wszystko złoto, co się świeci.
Podekscytowani gracze czekają na premierę zaprezentowanego tytułu gotowi stawić czoła zagrożeniom, o jakim im się dotąd nie śniło, przemierzyć otwarty świat w wzdłuż i wszerz, aby odkryć wszystkie jego tajemnice i zostać bohaterem wszech czasów – tak przynajmniej im obiecano. Dlatego wykupują przedpremierowy dostęp, albo w dniu premiery biegną do najbliższego sklepu, aby ostatecznie skończyć z wielkim rozczarowaniem wymalowanym na twarzy.
Cóż, nie zawsze najgłośniejsze tytuły, imponujące swoimi licznymi zwiastunami i gameplayami, okazują się tym, na co tak naprawdę liczyliśmy. Zapewne każdy gracz przekonał się już o tym na własnej skórze, a na pewno nasi redaktorzy. Każdy z nich wrócił wspomnieniami do produkcji, na które wprost nie mogli się doczekać, ale ostatecznie mocno się na nich zawiedli.
Syberia 3
Nie ma to jak czekać dziesięć lat, by móc poznać tak długo obiecywane dalsze losy prawniczki Kate Walker. Nie można się więc dziwić fanom serii, że po pracach nad trzecią częścią gry, trwających aż dekadę, oczekiwali czegoś naprawdę dobrego – godnej kontynuacji cyklu studia Microids.
Niestety Syberia III sama w sobie wygląda, jakby tworzona była jak najmniejszym nakładem pracy, po kosztach i przez osoby, które o tworzeniu gier tego kalibru nie mają jeszcze większego pojęcia. Produkcja bazuje bardziej na nostalgii i wspomnieniach z poprzednich części, aniżeli na zaoferowaniu graczom czegoś nowego i odpowiedniego do tak szybko rozwijającego się rynku gamingowego.
Nie mogę przy tym jednak odmówić grze malowniczych krajobrazów i lokacji, które dorównują pierwszym wrażeniem tym z dwóch pierwszych części. Grafika jednak nie ratuje drętwej fabuły, dialogów, które mogłyby dostać Złotą Malinę, i wielu niedoróbek technicznych. Niezwykle irytujące sterowanie, w którym nie wiadomo, gdzie dokładnie uda się bohaterka mimo konkretnej komendy; kursor, który pojawia się i znika, bo jest zaznaczony tak słabo, że często zlewa się z tłem; nieudolna próba przełożenia z gry z mechaniką dopasowaną do konsoli na wersję PC, co sprawia, że rozgrywka na komputerze frustruje – to tylko kilka przykładów tego, co z Syberią III jest nie tak.
Jak na dekadę pracy, Syberia III wyszła tak jak blacha, w którą ktoś stuknął trzy razy i uznał, że jest samochodem. Miał być hit, na który fani czekali latami, a wyszła kicha, o której wszyscy chcą zapomnieć. (Natalia Pych)
Mass Effect: Andromeda
Mass Effect: Andromeda to gra… Zła? Tragiczna? Nie, nic z tych rzeczy, czwarta część kosmicznej przygody, mimo że nie należy do najgorszych produkcji to śmiało, można nazwać ją ogromnym niewypałem. W dużej mierze jest to spowodowane faktem, iż fani czekali na tę odsłonę serii pięć lat i oczekiwali czegoś zjawiskowego, co zmieni ich sposób postrzegania tego uniwersum po niekoniecznie zrozumiałym zakończeniu oryginalnej trylogii. Jak już teraz wiemy, nic w tej sprawie się nie zmieniło, ponieważ podejmujący próbę osiedlenia się w galaktyce Andromeda bohaterowie nigdy w pełni nie dowiedzieli się tego z jak przepotężnym przeciwnikiem, musiała zmierzyć się społeczność zamieszkująca Drogę Mleczną.
Do zliczenia wszystkich minusów Mass Effect: Andromeda potrzebne byłoby ogromne liczydło: nieciekawie rozpisani bohaterowie, puste i mało urozmaicone lokacje, niekomfortowe opcje dialogowe, średniej jakości grafika, okropna, a momentami przekomiczna plastyka twarzy bohaterów. Jednak jest coś, co mnie osobiście najbardziej zabolało w tej odsłonie. Mianowicie chodzi mi tutaj o nieciekawy i płytki główny wątek fabularny, który w żaden sposób nie wywarł na mnie większego wrażenia. Gdzie się podziały te epickie, pełne niebezpieczeństw misje, bohaterowie, za którymi można by było skoczyć w ogień oraz mityzm związany z nowym antagonistą serii? Nie wiem, odnoszę wrażenie, że Bioware mimo ogromnych starań, w trakcie produkcji zatracił się i postanowił wszystko spłycić do tego stopnia, aby było zrozumiałe dla każdego potencjalnego gracza. Zrobili dosłownie to samo co w przypadku Mass Effect: 3 – tutaj chodzi mi o to, jak Żniwiarze z półbogów stali się zbuntowanymi maszynami.
Przykre to, smutne to, no ale nic. Jak coś się już stało, to chociaż bardzo byśmy tego chcieli, nie możemy tego zmienić. Ogromnie wierzę, że Bioware jeszcze się zrehabilituje i zaprezentuje nam w najbliższym czasie grę z uniwersum Mass Effect, która spowoduje, że będziemy musieli zbierać szczęki z podłogi. Jednak czego by nie zrobili to, niesmak po Andromedzie zostanie z nami jeszcze na długie lata. (Damian Daszek)
Far Cry New Dawn
Jakie było zaskoczenie graczy, gdy przed ich oczami ukazało się zakończenie fabuły w Far Cry 5! Tutaj nikt nie spodziewał się wybuchu bomby atomowej. A jakie było, kiedy ukazała się bezpośrednia kontynuacja, w której wszystko jest inaczej? Naprawdę duże i połączone z rozczarowaniem. Powrót do Hope County nie byłby złym pomysłem – w końcu „piątka” pozostawiła trochę niedopowiedzeń – gdyby nie wyglądał tak jak w New Dawn. Twórcy mieli ciekawe postrzeganie postapokaliptycznego świata, tutaj mamy sporo kwiatków i dużo, naprawdę dużo różu.
Sama mechanika za wiele się nie zmieniła, jedynie zostały dodane cechy rodem z gier RPG. Przeciwnicy mają paski zdrowia i poziomy przez co nie możemy iść pozabijać sobie członków kultu gdzie chcemy, do wszystkiego musimy się przygotować. Jest to frustrujące, ponieważ Ubisoft zdążył nas przyzwyczaić, że po jednym strzale w głowę wróg po prostu pada na ziemię, a teraz musimy wpakować w niego więcej amunicji. Na mniejszej mapie mamy masę złomu do zebrania, aby ulepszać swój ekwipunek. W pewnym momencie eksploracja terenu już zaczyna być przytłaczająca, bo głównym celem jest zbieranie wszystkich możliwych znajdziek. Ostatnim aspektem jest fabuła, która nie jest najgorsza, ale na pewno nie górnolotna, a główne antagonistki bywają irytujące. (Joanna Janik)
Star Wars Battlefront II
Rewolucja, masa nowej zawartości, idealna gra z uniwersum Star Wars. Takimi frazesami określano Star Wars: Battlefront II. Okazało się jednak, że ciastko, które wygląda cudnie smakuje… mocno średnio.
Pierwszy cios spadł na sieciowego FPS-a zaraz po premierze. Chodziło naturalnie o zamieszanie z lootboxami, które kosztowały krocie, a darmowe wbijanie niezbędnej waluty, aby odblokować wszystko oscylowało w setki godzin. Na szczęście je usunięto, jednak to nie był pierwszy grzech…
Drugim była przede wszystkim zawartość. Jest jej jak na lekarstwo. Gracz ma niewiele rzeczy do odblokowania i jedyne co może skutecznie wbijać to poziom postaci. Ten powyżej 70 nie daje nic, chyba, że kogoś cieszy złota ramka wokół cyfry. Po prawie 200 godzinach grania jestem na tym etapie, że posiadam 100 tys. kredytów i nie ma co z nimi zrobić. Skórki do postaci są brzydkie, biedne i najczęściej różnią się tylko kolorami.
Od czasu premiery dostaliśmy niewiele i do dziś twórcy nie dodali żadnej nowej broni dla którejś z klas postaci. Dostaliśmy 4 mapki, 4 bohaterów, 4 jednostki specjalne i masę klepanych na kolanie skórek. Dwa lata po premierze. Super tempo aż chce się grać!
Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest zła gra, to jest dobra gra, ze złymi decyzjami po stronie wydawcy, bo Dice ma zbyt duże doświadczenie, by nie przewidzieć pewnych kwestii. Wątpię aby udało się odratować w oczach użytkowników ten tytuł. (Mateusz Zelek)
Mafia 3
Wielki powrót kultowej serii, wraz ze zwiastunem serce graczy urosło, a ciarki pojawiały się przy rytmach House Of The Rising Sun. Wielkie nadzieje i… wielkie rozczarowanie. Niestety najnowsza Mafia okazała się nie być już tak klimatyczną historią, a sandboxem rodem z Ubisoftu czy Rockstar Games. O ile pierwsze godziny rozgrywki były bardzo inspirowane poprzednimi częściami i pokazywały co się zmieniło, tak im dalej w las tym bardziej przypominało to niedopracowane GTA V. W całej tej otoczce strzelania, uciekania, zbierania złomu i niszczenia magazynów, fabuła schodziła na drugi plan. Gra miała naprawdę duży potencjał. Widać nawiązania do poprzednich części, muzyka i klimat miasta również są dobrymi smaczkami. Momentami grało się super, ale niestety to nie wystarczy, aby ten tytuł nazwać dobrym. Mafię 3 zabiły również wszelkie błędy oraz glitche, przez które odechciewało się wracać do rozgrywki po raz kolejny. Ambicje twórców przerosły ich samych. (Joanna Janik)