Są gatunki, które nie zaskoczą już chyba niczym. Znane już schematy fabularne, podobne dialogi. Ma się wrażenie, że czytamy ciągle to samo, tylko troszkę inaczej ułożone. Jakby zmieniało się położenie klocków, ale ostatecznie i tak wychodzi wieża. Z fantasy jest jednak nieco inaczej. Bogaty świat, który ogranicza tylko wyobraźnia autora. Można naginać powszechnie przyjęte prawdy i nikogo to nie denerwuje. Grawitacja, a po co to komu? Za to kocham ten gatunek oraz wszystko, co w jego obrębie się dzieje. Wiadomo, powstają lepsze i gorsze powieści, ale ilość ciekawych pomysłów przebija wszystko. Czy Żniwiarz u bram pióra Sabaa Tahir to dobra pozycja?
O co tyle szumu?
Niekończąca się, jak na razie, przygoda o miłości, honorze, poświęceniu, lojalność i walce o wolność, a w tle strach, krew, terror oraz spore dozy dyskryminacji. A to wszystko za sprawą bezwzględnego imperatora, który nadzwyczaj dobrze radzi sobie z buntem. Przetrwać mogą tylko najsilniejsi. Dlatego Helena wyrusza na niebezpieczną wyprawę, żeby uratować siostrę, jej mały sekret oraz wszystkich mieszkańców Imperium. Będzie musiała pokonać wielu wrogów, na szczęście może liczyć na pomoc przyjaciół. Czy uda jej się osiągnąć zamierzony cel? Laia i Serry są w ciągłym konflikcie ze Zwiastunem Nocy, a co za tym idzie, nie chcą dopuścić do uwolnienia dżinnów. Keris Vetturi nadal kombinuje na swoja korzyść, a Marcus rządzi bezwzględną ręką.
Mała rada
Serie mają to do siebie, że trzeba czasem czekać naprawdę długo na kolejny tom. Nie inaczej jest z „An Ember in the Ashes”, której druga odsłona wyszła trzy lata temu. Ile to się może zmienić przez taki czas… A co gorsza – jak bardzo człowiek zapomina szczegóły. Bo musicie wiedzieć, że Żniwiarz u bram to trzeci tom i za żadne skarby nie czytajcie go bez znajomości wcześniejszych części. Wiem, że czasem da się objeść system, ale nie w tym przypadku. Zawiłość historii i liczba bohaterów mogą w pewnym momencie przytłoczyć, jeśli nie posiadamy dostatecznej wiedzy. Do tego dużo straci się z całościowego odbioru serii, przez brak poznania postaci oraz śledzenia ich przemiany w przeciągu historii, i to jest chyba najważniejszy powód, żeby nie kombinować. Czy da się czytać bez znajomości wcześniejszych książek – tak, ale nie warto. Najlepiej przeczytać wszystkie w małych odstępach czasowych. Jak macie słabą pamięć, spiszcie sobie najważniejsze fakty. Może i brzmi to dziwnie, ale naprawdę okaże się to pomocne. Boję się, co będzie przed finałowym tomem. Musiałam przypomnieć sobie poprzednie części, ponieważ dużo faktów wyleciało mi z głowy i wiele istotnych elementów by mi po prostu umknęło. A nie ukrywam, Żniwiarz u bram chociaż łączy poprzednie tomy, zostawia mętlik w głowie.
A jak treść?
I jak to bywało w poprzednich częściach, człowiek od razu zanurza się w słowach Tahir i nie może się oderwać. Autorka pisze barwnie, szczegółowo oraz prowadzi kilka wątków naraz. Normalnie mi to przeszkadza, bo idzie się pogubić, a czytelnik nie wie, co się dzieje, tutaj jednak stało się inaczej. W trzeciej części, co dziwne, akcja prowadzona rozwija się tylko dwutorowo. W poprzednich książkach autorka przyzwyczaiła mnie do nawału różnych wątków. Nie wiem, co się stało, ale nie narzekam. Autorka z rozmysłem podeszła do sprawy akcji w powieści, a fabuła rozwija się stopniowo. Oczywiście, pojawiają się przegadane momenty, które czasem aż męczą, jednak całość jest przyjemna w odbiorze.
Seria opiera się na bardzo dużej liczbie zmagań (ze sobą oraz otoczeniem), walk, intryg, wiary, nadziei i również miłości. Ta ostatnia została sprytnie wpleciona w całość, czytelnik nie odbierze jej jako cukierkowego romansu. Takie idealne uzupełnienie. Autorka odkrywa przed czytelnikiem jeszcze więcej zakamarków wykreowanego świata. Nowe miejsca i postacie pojawiają się co chwilę, ponieważ główni bohaterowie wypełniają kolejne misje. Żniwiarza u bram doskonale podsumowują dwa zdania z tej powieści: „Obowiązek ponad wszystko. Obowiązek aż do końca”. Bohaterowie, którzy kiedyś mieli wielkie marzenia, chcieli być szczęśliwi, a przede wszystkim wolni, muszą podążać za swoim przeznaczeniem, nawet jeśli nie jest zgodne z ich planami. Są gotowi poświęcić siebie dla dobra ogółu.
Pojawiają się mankamenty
Tym razem nie jest tak pięknie, jak być mogło, ponieważ pojawiło się kilka rys. Po pierwsze: nie warto czytać bez znajomości wcześniejszych części. Po drugie: pojawia się kilka błędów logicznych, które czepialskim na pewno rzucą się w oczy. Po trzecie: autorka rozwiązuje jeden z problemów, w dość nieoczekiwany oraz nagły sposób, przez co czytelnik nie ma czasu zastanowić się nad sytuacją. Po czwarte: zmiana głównego założenia. Na początku bohaterowie chcą być wolni i do tego dążą, a teraz jakby o tym zapominają, stają się herosami ratującymi świat. Może już się czepiam, ale naprawdę to idzie w zupełnie innym kierunku, niż sugerowały poprzednie części. Po piąte: przerywanie wątku głównej postaci w najgorszym momencie i czekanie na rozdział z kontynuacją. Nie zliczę ile razy zabluźniłam, kiedy tak się działo.
Na koniec
Można pomyśleć, że skoro wymieniłam kilka wad, to nie lubię serii od Sabaa Tahir. Nic bardziej mylnego, chciałam pokazać, co mi rzuciło się w oczy i może przeszkadzać podczas czytania. Samą serię jak najbardziej polecam! Kocham „An Ember in the Ashes” i chociaż Żniwiarz u bram był ciut gorszy niż poprzedniczki, to nadal trzyma wysoki poziom. Oczywiście czekam na następną część, ponieważ wciąż mamy kilka otwartych wątków, które, mam nadzieję, szczęśliwie się zakończą. Jednak nie można być tego pewnym, ponieważ autorka często prowadzi fabułę w nieoczekiwanym kierunku. Pozostaje tylko czekać.
Autor: Sabaa Tahir
Wydawnictwo: Muza/Akurat
Ilość stron: 512
ISBN: 978-83-287-1047-4
Więcej informacji znajdziecie TUTAJ