Geniusz, miliarder, playboy, filantrop. „Niezwyciężony Iron Man” – recenzja komiksu

-

Tony Stark – geniusz, miliarder, playboy, filantrop, bla, bla, bla. Chyba każdy fan Marvel Cinematic Universe zna tę kwestię. Popularność filmowego Iron Mana jest wręcz nieopisana, a sama postać przez wielu uznawana jest za najważniejszą w całym MCU. A jak to ma się do komiksów o tym bohaterze, wydawanych na naszym rodzimym rynku? No tak średnio. Prócz kilku historii zaprezentowanych w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, trudno było dotychczas znaleźć pozycję skupiającą się w pełni na postaci genialnego wynalazcy. Zmieniło się to za sprawą wydawnictwa Egmont, które zaraz po zakończeniu kinowej Infinity Saga postanowiło wypuścić na rynek solowe przygody Iron Mana.
Trzy historie

W jednym, całkiem grubaśnym tomie, zawarte są tak naprawdę trzy historie. Całość zaczyna się od nieco lżejszych tonów. Stark próbuje odciąć się od opinii kobieciarza, usiłuje podratować swoją podupadająca firmę i co najważniejsze – majstruje sobie nową super hiper zbroję. Dosyć szybko staje naprzeciw niejakiej Madame Masque, która próbuje skolekcjonować magiczne przedmioty, co zaczyna Tony’ego bardzo interesować. Tak więc nie musimy długo czekać, by otrzymać sporą dawkę bijatyk, w których na drodze Starkowi stanie wspomniana kobieta. Smaczku dodaje fakt, że tę parę łączy tajemnicza przeszłość. Trafia się też Victor von Doom pod totalnie zmienioną postacią, jak również i armia bionicznych ninja, którym trzeba skopać tyłki. Jest dosyć ciekawie, momentami intrygująco i z humorem, a do pomocy pojawia się m. in. Doktor Strange.

Zmiana nastroju

Im dalej, tym robi się dramatyczniej. Wątek zapoczątkowany w pierwszych zeszytach zaczyna się rozwijać i w pewnym momencie po prostu się urywa. Scenarzysta, którym jest Brian Michael Bendis, kończy go na kilku kartkach, co ma związek z kolejnym eventem w świecie Marvela. Zaczynamy coraz mocniej wchodzić w klimat II Wojny Domowej, co przekłada się na oprawę graficzną komiksu. Pierwsze pięć zeszytów jest dziełem Davida Marqueza. Te tomy są – jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało – bardziej komiksowe i okraszone większą ilością kolorów oraz humoru. Od zeszytu szóstego pieczę nad warstwą wizualną przejmuje Mike Deodato Jr i praktycznie z zeszytu na zeszyt robi się coraz bardziej ponuro i poważnie. Kolory zostają znacznie przytłumione i opierają się w większości przypadków na samych szaroburych barwach. Rysownik zastosował też zabieg, który nie do końca mi się podoba i z którym zetknąłem się kiedyś podczas lektury Thunderbolts: Wiara w potwory. Otóż niektórzy bohaterowie swój wizerunek zawdzięczają osobom ze świata kina. I tak dla przykładu Victor von Doom, który nie nosi już maski i peleryny, ma twarz francuskiego aktora i reżysera, Vincenta Cassela.

Problematyka eventów

Upchnięcie w jeden grubaśny tom aż czternastu zeszytów o przygodach Niezwyciężonego Iron Mana niesie za sobą pewną niedogodność. Otóż w momencie, gdy wkraczamy w rejony II Wojny Domowej, jesteśmy zmuszeni do przeskakiwania pomiędzy komiksem o Iron Manie, a wydaną niedawno pozycją o konflikcie Starka z Kapitan Marvel. Jeśli ktoś kupuje i czyta komiksy od razu po premierze, to w przypadku Niezwyciężonego Iron Mana w pewnym momencie będzie musiał przerwać lekturę, sięgnąć po pierwsze tomy II Wojny Domowej i dopiero potem wrócić do solowej historii Starka. Jeśli ktoś zamierza odpuścić sobie II Wojnę Domową i zadowolić się tylko przygodami Iron Mana, to dojdzie do momentu, w którym nie będzie wiedział, co tu się dzieje, dlaczego postacie zachowują się tak, a nie inaczej, dlaczego raptownie brakuje niektórych bohaterów i dlaczego Stark rozpacza po czyjejś śmierci. Łączone uniwersum.

Miszmasz

W efekcie końcowym dostajemy trochę taki miszmasz. Z jednej strony całkiem żwawą opowieść o pogoni Starka za Madame Masque i walce z tajemniczymi ninja. Z drugiej podwaliny pod II Wojnę Domową, takie swoiste dopełnienie niektórych wątków, dzięki czemu jesteśmy w stanie pełniej zapoznać się z obiema historiami. Czytało mi się ten komiks całkiem nieźle, były momenty, w których mocno wciągnąłem się w fabułę i dramat, jaki przechodzi tytułowy bohater. Myślę, że to dobra pozycja dla osób, którym zależy na jeszcze lepszym poznaniu jednej z najważniejszych obecnie postaci komiksowego świata Marvela.

Geniusz, miliarder, playboy, filantrop. „Niezwyciężony Iron Man” – recenzja komiksuTytuł: Niezwyciężony Iron Man

Autor: Brian Michael Bendis

Wydawnictwo: Egmont

Liczba stron: 384

ISBN: 9788328134973

Więcej informacji znajdziecie TUTAJ.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

„Niezwyciężony Iron Man” to swoisty miszmasz. Trochę tu solowej historii Starka, a trochę nawiązań do „II Wojny Domowej”. By pochłonąć całość trzeba też siłą rzeczy sięgnąć po historię konfliktu Tony’ego Starka z Carol Danvers, co nie każdemu może się spodobać.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Niezwyciężony Iron Man” to swoisty miszmasz. Trochę tu solowej historii Starka, a trochę nawiązań do „II Wojny Domowej”. By pochłonąć całość trzeba też siłą rzeczy sięgnąć po historię konfliktu Tony’ego Starka z Carol Danvers, co nie każdemu może się spodobać.Geniusz, miliarder, playboy, filantrop. „Niezwyciężony Iron Man” – recenzja komiksu