Hit czy kit? „Dishonored”

-

Co się stanie, gdy w grze wideo wymieszamy tryb pierwszoosobowy, milczącego skrytobójcę, chęć patriotycznej zemsty, naznaczenie przez mrocznego boga oraz steampunkowy świat, oparty nie na węglu lecz… wielorybim tranie? Choć składniki brzmią co najmniej intrygująco, końcowy efekt jest ewidentnym diamentem. Dziś przypomnę wam o Dishonored.
Do trzech razy sztuka

W 1999 roku byli pracownicy firmy Atari oraz Electronics Arts zgodnie stwierdzili, że pora zacząć coś nowego. Na skutek tej decyzji powstało francuskie studio Arkane i od razu zabranosię do pracy. W 2002 roku na rynku pojawił się cRPG ArxFatalis, natomiast cztery lata później – Dark Messiah of Might and Magic dla Ubisoftu, osadzony w znanym już uniwersum. I choć te tytuły spotkały się z dość pozytywnym odbiorem, złotym strzałem okazała się dopiero trzecia produkcja – wydany w 2012 roku Dishonored.

Hit czy kit? „Dishonored”

Mściciel w masce

Lord Protektor Corvo miał całkiem proste życie – zamieszkując w pałacu w stolicy, w mieście Dunwall, opiekował się królewską rodziną Caldwinów. Kraj dotknęła jednak plaga szczurów niosących zarazę. Nasz bohater zostaje więc wysłany przez cesarzową do ościennych państw z prośbą o lekarstwo i pomoc. Wraca jednak z niczym, a w dodatku, podczas audiencji,jest świadkiem morderstwa swej suwerenki oraz porwania następczyni tronu – nastoletniej Emily. Corvo zostaje wrobiony w zamach stanu przez Lorda Regenta, dążącego do przejęcia władzy. Choć jest świetnie wyszkolonym wojownikiem, ląduje w więziennym lochach, oczekując na niezasłużoną śmierć. Z opresji ratuje go jednak grupa arystokratów, zwanych rojalistami, chcących odnaleźć dziedziczkę tronu i przywrócić prawowite rządy. Pomoc byłego Protektora okazuje się w tym przypadku niezbędna.

Hit czy kit? „Dishonored”

Wcale nie śmierdzi rybą

Przedstawione w grze miasto Dunwall, nasz główny teatr działań, to bardzo klimatyczne miejsce. Świat jest mroczny, pokazany w ciemnych barwach, cieszący oczy ciekawą w odbiorze grafiką. Ulice opanowały roznoszące zarazę szczury, część dzielnic należy do gangów, a straż miejska dba tylko o bezpieczeństwo swoje i bogatych obywateli. Po kilkunastu minutach zwiedzania w oczy rzuca się wszechobecny steampunk. Nie uświadczymy tu jednak pary lub węgla, ponieważ ludzie oparli swój rozwój technologiczny na… wielorybim tłuszczu, zasilając dzięki niemu wiele elektrycznych urządzeń. Są one wykorzystywane przede wszystkim w celach wojskowych – przy pomocy rozwiniętej broni i nieprzenikalnych barier znacznie łatwiej kontrolować coraz bardziej niezadowolonych obywateli. Co w takim przypadku może zdziałać uzbrojony w miecz i kuszę Corvo? Bardzo dużo.

Hit czy kit? „Dishonored”

Wybraniec z przypadku

W całym tym zamieszaniu nie należy zapominać, że nasz protagonista jest świetnie wyszkolony, a także ma wsparcie grupy lojalnych koronie arystokratów oraz… Bezimiennego –boga chaosu. Ten naznacza Corvo częścią swojej mocy, tym samym znacznie ułatwiając mu wykonanie zadania. Warto pamiętać, iż w założeniu rozgrywka polega na podkradaniu się do wrogów, wykorzystując cienie budynków oraz zaułki miasta. Podstawowym celem jest unieszkodliwienie żołnierzy – pozbawienie przytomności, a nie zabójstwo. System gry bowiem na bieżąco śledzi nasze postępy, w tym liczbę popełnionych morderstw. Ich wskaźnik determinuje ostateczne zakończenie historii – im więcej osób zginie z naszej ręki, tym mroczniejszy czeka nas finał. Ponadto ewoluować może otaczający nas świat, zmieniając reakcje niezależnych postaci, liczbę szczurów na ulicach, a nawet przebieg pojedynczych zadań. W staraniach o happyend pomoże nam wspomniany już Bezimienny. Dzięki niemu zdobywane wraz z postępem gry punkty umiejętności możemy wydać na – oprócz ulepszeń, na przykład gadżetów lub paska zdrowia – nadprzyrodzone moce. Ich kombinacje pozwolą nam przejść misje na wiele różnych sposobów: nikt nie powstrzyma nas przed opętaniem strażnika, nasłaniem na niego zgrai szczurów, teleportacją tuż za jego plecami, czy też zatrzymaniem czasu. Gra zresztą zachęca nas do korzystania z bezkrwawych rozwiązań. Każda misja zawiera dodatkową ścieżkę, której wykonanie, bez wzbudzania nadmiernej atencji ze strony otoczenia, zostaje dodatkowo nagrodzone.

Hit czy kit? „Dishonored”

Lata mijają, a Lord Protektor się nie starzeje

Minęło już ponad 6 lat, a Dishonored wciąż zachwyca oryginalną grafiką, wciągającą fabułą oraz szeroką gamą możliwości, dzięki którym możemy wpływać na otaczający nas świat. Swoją cegiełkę do tego pałacu dokłada także oprawa dźwiękowa. Momentami niezauważalna, potrafi oddziaływać na podświadomość odbiorcy i świetnie dopełnia ten ogarnięty zarazą krajobraz. Zresztą nie bez powodu, w dość krótkim czasie, doczekaliśmy się kontynuacji historii przedstawionej w pierwszej części produkcji. Nieustraszony Corvo zjednał sobie rzeszę zwolenników na całym świecie i na wielu platformach – jego przygody wciągają gracza bez reszty, oferując rozrywkę na długie godziny.

Hit czy kit? „Dishonored”

 

Plusy:

Oryginalna grafika,
Klimatyczny świat,
Wciągająca historia,
Wiele sposobów na przejście każdej z misji,
Otoczenie reaguje na decyzje gracza.

Minusy:

Mroczny i brutalny świat nie jest dla wszystkich
(gra z oznaczeniem PEGI 18!),
Schematyczność części misji,
Wysoki poziom trudności
(do czasu odblokowania ulepszeń).

Średnia ocen z serwisu Gryonline.pl oraz IGN.com: 9/10

 

WERDYKT REDAKCJI: HIT

 

Hit czy kit? „Dishonored”

 

Tytuł: Dishonored

Wydawca: Arkane Studios

Data premiery: 9.10.2012

Platforma: PC/PS3/XBOX360

Gatunek: FPS

Tryb gracza: single player

 

 

Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu