Za każdym razem, gdy czytam kolejny tom Wojen Wikingów, nie mogę się nadziwić temu, jak doskonale pisarz odnajduje się w wykreowanym przez siebie świecie. Z niezwykłym zapałem przedstawia nam kolejne przygody Uhtreda z Bebbanburga. Wiemy, że narratorem powieści jest sam protagonista, będący w podeszłym wieku, któremu ostatecznie udało się odzyskać należną mu od dziecka twierdzę. Jednak jak do tego doszło? Właśnie to najbardziej nas zastanawia, dlatego sięgamy po kolejną część opowieści i dzielnie trwamy u boku Uthreda, obserwując, jak prządki losu w zaskakujący sposób kierują życiem młodzieńca. W trzecim tomie, zatytułowanym Panowie Północy, protagonista wyrusza w rodzinne strony, aby zmierzyć się ze swoimi starymi wrogami.
Król w kajdanach
Akcja Panów Północy rozpoczyna się mniej więcej miesiąc po niezwykłym zwycięstwie Alfreda nad Duńczykami pod Ethandun. Wódz pokonanej armii, Guthrum, wycofał się na tereny Anglii Wschodniej, gdzie dzięki przyjęciu chrztu może spokojnie panować. Natomiast niesprawiedliwie potraktowany przez króla Uthred wyruszył w swoje rodzinne strony, zamierzając nigdy więcej nie wracać do Wessexu. Jednak jak sam mawia: „Przeznaczenie jest wszystkim”. W Northumbrii wyswobadza z kajdan nowego władcę i snuje z nim plany odbicia ziem spod panowania Kjartana Okrutnego i Ivana Ivarsona. Wie, że jeżeli chce podjąć próbę zdobycia Bebbanburga, musi najpierw pozbyć się zagrożenie ze strony wspomnianych Duńczyków. Jednak los przestaje mu sprzyjać. Guthred, „odwdzięczając” się za uwolnienie, sprzedaje Uthreda na statek kupiecki, a sam układa się z jego wrogami.
(Nie)przyjaciele z każdej strony
Oczywiście Uthred zostaje w końcu uwolniony i wraca do Northumbrii, aby raz na zawsze położyć kres rządom okrutnych Duńczyków. Mężczyzna potrafi nawet wybaczyć Guthredowi tak haniebną zdradę, a wszystko to w imię miłości zarówno do rodzimego kraju, jak i pięknej siostry króla, Giseli. To właśnie dzięki niej znosi trudy niewolnictwa w nadziei, że kiedyś jeszcze ujrzy jej twarz. Nic dziwnego, że akurat ta kobieta skradła serce młodego Ragnarssona, bowiem jest ona mądrą, zaradną, sprytną i wygadaną osobą, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. W Panach Północy nie spodziewajcie się jednak wielkich bitew. W tym tomie pisarz postawił bardziej na potyczki i pojedynki, zarówno na miecze, jak i słowa, a także podróże. W końcu Uthred jako niewolnik na statku kupieckim ma okazję zwiedzić tereny, na które sam nigdy by się nie przeprawił.
Trzecia część Wojen Wikingów bardzo dobrze oddaje realia Anglii u schyłku IX wieku. Jest to przede wszystkim czas walk o władzę i kształtowania się nowego, schrystianizowanego państwa. Ostatnie tyczy się zwłaszcza Alfreda, któremu marzy się zjednoczenie całej Anglii pod berłem jednego króla. Snuje on swoje dalekosiężne plany, dlatego też jak najbardziej odpowiada mu Guthred jako władca Northumbrii. Jest Duńczykiem, ale sam z własnej woli przyjął chrzest i ma poparcie zarówno swoich pobratymców, jak i poważanie u Sasów. Czy jednak ambitne plany Alfreda nie obrócą się przeciw niemu? Na razie wydawać by się mogło, że wszystko idzie po myśli króla. Ale jak mawia Uthred, to „Norny, trzy siostrzane prządki splatają nici naszego żywota”.
To jeszcze nie koniec walki
Panowie Północy to dopiero trzeci tom Wojen Wikingów, ale akcja nabiera coraz to szybszego tempa. Ta część podobała mi się z dwóch względów: nie tylko dlatego, że niemal co rozdział dochodziło do krwawych potyczek, przez co nie było czasu na wytchnienie, ale w końcu ujrzeliśmy Uhtreda pozbawionego wszelkich nadziei, człowieka załamanego i rozpaczającego nad własnym losem. To uczyniło go bardziej ludzkim i sprawiło, że zapałałam do niego większą sympatią. Bernard Cornwell ponownie mnie zaskoczył i mam nadzieję, że Pieśń Miecza okaże się jeszcze lepsza.
Tytuł: Panowie Północy
Autor: Bernard Cornwell
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 496
ISBN: 978-83-75155-29-7