Max Landis odpowiada za fabułę filmu Kronika, co można wziąć za dobry omen, gdyż na wielkim ekranie w ciekawy sposób zaprezentował supermoce. Dlatego też istnieje nadzieja, że scenarzysta Amerykańskiego Obcego udźwignie legendę herosa z „S” na piersi, a nawet ją odświeży.
Przed założeniem peleryny
Okładka komiksu nawiązuje do filmu Brightburn: Syn ciemności, który może nie był arcydziełem, jednak rzucał światło (a raczej mrok) na chłopca z niebywałymi umiejętnościami w taki sposób, iż chciało się to poznawać. Wniosek jest jeden: książka z serii DC Deluxe skutecznie zachęca do tego, aby zerwać z niej folię i utonąć w siedmiu różnych historiach. Zaprezentowano w niej Clarka na przestrzeni kilkudziesięciu lat i osadzono go w najważniejszych momentach w jego życiu. Młodość, radzenie sobie w szkole, początek pracy w Daily Planet czy też spotkanie z Batmanem (bo musiał być ten samozwańczy obrońca Gotham. Sądziliście, że obędzie się bez człowieka-nietoperza?) miały wpływ na przybysza z Kryptonu, co opisano w różnych opowieściach.
Nadzieja zrodziła się w Smallville
Niektóre historie liczą zaledwie kilka stron, a inne z kolei kilkadziesiąt, jednak każda z nich zawiera istotne chwile z życia Supermana. Autor ukazał przede wszystkim jego dorastanie, co zalicza się do istotnych wątków, ponieważ jak wiadomo, zwykły człowiek nie do końca radzi sobie z tym okresem, a gdyby do tego doszły problemy z lataniem czy nadludzka siła, to bez wątpienia młodzieńcowi byłoby jeszcze trudniej. Przez co bardzo ważna jest pomoc rodziców, i scenarzysta często to podkreśla. Przybysz z Kryptonu to najważniejsza postać, ale nierzadko też pojawiają się Jonathan i Martha.
Cieszy zróżnicowanie faktów, gdyż można poczytać o pierwszej dziewczynie Clarka, początkach ratowania Metropolis, a nawet imprezie na jachcie Bruce’a Wayne’a. Choć to ostatnie wydaje się trywialne, to mimo wszystko w tej historii znalazło się przesłanie. Autor cały czas pamięta, jaką postać tworzy, dlatego też nawet z drinkiem w ręce, Kal-El jest zawsze sobą.
Wizerunek obrońcy
Max Landis zaprosił do współpracy siedmiu rysowników, co jest zauważalne i odczuwalne, jednak zrobiono to z pomysłem, ponieważ ci twórcy, charakteryzujący się bardziej łagodną kreską, przenieśli na papier pierwsze historie Supermana, z jego dzieciństwa. Dlatego też ich styl dobrze odwzorowuje choćby dziecięce twarze. Natomiast, im dalej w las, tym mroczniej, agresywniej i bardziej żywiołowo – zatem cieszy fakt, iż to Jock narysował walkę z Lobo. Artysta nie tworzy fotorealistycznych prac – wręcz przeciwnie, dzięki czemu wręcz idealnie dopasował się do przedstawianych przez siebie wydarzeń, pełnych przemocy i akcji.
Jako minus dzieła można podać brak numerów stron, bo niektórzy cenią taką informację podczas czytania, jednak jest to po prostu kwestia gustu i można przeżyć bez tego.
Podnosząc samochód, dźwigając brzemię
Superman w Amerykańskim Obcym nie zawodzi. Napisać, że jest poprawnym, to trochę spłaszczyć twór Maxa Landisa. Twórca, wraz z ilustratorami, zgotowali czytelnikom wiele stron dialogów i obrazów trzymających klimat i przede wszystkim trafiających do fanów herosa z „S” na piersi. Komiks przybliża nie tylko losy Człowieka Jutra, ale także jego otoczenia. Społeczność Smallville wie, że bohater w pelerynie, ratujący Metropolis, pochodzi z ich miasta. Zdolności przybysza z kosmosu wpływają choćby na postrzeganie go przez jego przyjaciół, o czym pamięta autor, a tak szerokie spojrzenie na całość gwarantuje interesującą lekturę. Ponadto scenarzysta nie stroni on od brutalności, więc można spodziewać się ciekawych starć ze znanymi postaciami.
Tytuł: Superman. Amerykański Obcy
Autor: Max Landis
Liczba stron: 224
Wydawnictwo: Egmont