Powrót do wilczego miasta. „Wilczyca” – recenzja książki

-

Serie wydawnicze mają zarówno swoich zagorzałych wrogów, jak i oddanych miłośników. Jedni twierdzą, że co za dużo, to niezdrowo, że niekiedy zbyt wiele części sprawia wrażenie rozciągania na siłę fabuły, a pomysły na wydarzenia stają się z czasem zbyt wydumane, by wciągać. Drudzy jako swoje argumenty podają między innymi to, że im więcej tomów, tym lepiej można poznać ulubionych bohaterów, bardziej się z nimi zżyć i przeżyć o wiele więcej fascynujących przygód. Poniekąd zgadzam się z argumentami obydwu stron tego sporu.

Jednak nie potrafię zdecydowanie opowiedzieć się po którejś z nich. Czasem zwyczajnie lubię sięgnąć po jakiś cykl, który mnie bezgranicznie pochłonie. Lecz często po kilku tomach muszę sobie zrobić przerwę. Po dobrnięciu do końca Wilka byłam jednak niesamowicie ciekawa dalszych losów bohaterów oraz tego, co też autorka postanowiła im postawić na drodze w drugim tomie. Dlatego też od razu zabrałam się za lekturę Wilczycy, a co z tego wynikło, za chwilę się okaże.

Instytut znów działa!

Po mrożących krew w żyłach wydarzeniach z pierwszego tomu Margo Cook może nareszcie odetchnąć pełną piersią. Szaleni naukowcy z Instytutu sprawiają wrażenie, jakby w końcu postanowili dać jej spokój. Dziewczyna nie odczuwa ubocznych skutków wirusa, którym ją zainfekowali, zaś jej najlepsza przyjaciółka, Ivette, wraca już do zdrowia i nawet planuje zakupić sobie jakieś domowe zwierzątko, o czym marzyła od dłuższego czasu. Jednak mogą tylko na chwilę odetchnąć… Pewien dzień rozpoczyna serię tajemniczych i brutalnych morderstw. Kto jest za nie odpowiedzialny? Któryś z wilków? Czy w Wolftown pojawił się nowy potwór, który pała żądzą mordu? I dlaczego Aki, chociaż dostał ostrzeżenie od policji, nadal wymyka się nocami do lasu? I w końcu co się dzieje z Maksem, którego zachowanie zaczyna zagrażać nawet najbliższym mu osobom?

Irytacja znów się pojawia…

Po pierwszej części miałam spore oczekiwania. Także pod względem kreacji bohaterów. I znów autorka trochę mnie zawiodła. Margo po raz kolejny okazała się infantylną idiotką. Owszem, piękne i do pewnego stopnia wzruszające było to, że starała się poświęcać dla Maksa, jednak niektóre jej zachowania wołały o pomstę do nieba. Prostym przykładem może być zazdrość o Carol, która pojawiła nagle i od samego początku interesowała się przystojnym metalowcem. Widząc dziewczynę, oczywiście piękną i szczupłą, wieszającą się na ramieniu jej ukochanego, Margo mrozi ją wzrokiem i tyle. Czeka, aż odejdzie, a wtedy przypuszcza atak, ale na swego chłopaka, którego winą było jedynie to, że starał się być miłym i lekko się uśmiechnął do jej konkurentki. Ale najbardziej idiotyczną sceną, jaką można było wymyślić, okazała się ta, kiedy Margo dowiedziała się o tym, że być może zostanie wilkiem/wilkołakiem. Postanowiła zatem, że poćwiczy przed lustrem przemiany, bo przecież to takie proste, szczególnie dla nowicjuszy. Więc stanęła przed nim i zaczęła na całe gardło skandować: „Chcę być wilkiem!”. Skutek tego jest raczej łatwy do przewidzenia. Inną postacią działającą mi mocno na nerwy okazał się Carlos. To chłopak, który także pojawia się dopiero w drugiej części i za wszelką cenę chce pomóc Margo. Uważa, że zadając się z kim tak okropnym jak Max i cała reszta, dziewczyna aż prosi się o problem. Posuwa się do przypuszczeń, iż należą oni do jakiejś sekty, bo kto normalny urządza spotkania w środku lasu i to o północy, prawda? Nie przyjmuje do siebie żadnych tłumaczeń Margo, chodzi za nią krok w krok, wdaje się nawet w bójkę z Maksem, żeby udowodnić sobie i innym, że się go nie boi. Mogę zrozumieć, że chciał dobrze, myślał, że dziewczyna jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, lecz robił to trochę zbyt natarczywie. Po kilku scenach z jego udziałem miałam ochotę rzucić książką o ścianę.

Brutal, ale jaki kochany

Pozytywnym protagonistą okazał się za to Aki. W pierwszej części był raczej typem brutala, który każdy problem chciał rozwiązać siłowo albo za pomocą materiałów wybuchowych. Nie okazywał zbytniej sympatii Margo, co można było wyczytać z ich kąśliwych dialogów, które dodawały powieści humoru. W drugim tomie można zauważyć wyraźną zmianę chłopaka, i to na lepsze. Nadal uwielbia ryzyko i adrenalinę, lubi brać udział w niebezpiecznych akcjach (których tu bez liku!), jednak zaczyna się otwierać na Margo, a ona zaczyna czuć, że może na niego liczyć. Możliwe, że taki wpływ miała na niego Ivette, którą pokochał całym sercem, potem utracił, a w Wilczycy mógł na nowo odkrywać przyjemność z przebywania z nią.

Powrót do starego stylu…

Po Wilku łudziłam się odrobinę, że Wilczyca będzie dojrzalszą powieścią i nieco zmieni się jej styl. Jednak tutaj sprawdziło się idealnie powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia. Szybko się czytało, zwłaszcza że pojawiło się w niej więcej akcji niż w pierwszej części, chociaż nie wiem do końca czy zaliczyć to jako plus czy jednak minus. Lecz styl, a szczególnie sposób budowania zdań przez autorkę, nadal pozostawia wiele do życzenia. Zdania są proste, a pewne kwestie powtarzają się kilka razy. I to nie oznacza wcale, że dzieje się tak na przestrzeni kilkudziesięciu stron, tylko jednej, dwóch. Tak jakby Miszczuk chciała mieć pewność, że czytelnik nie zapomni, o czym była mowa dosłownie przed chwilą. Nie sposób jednak nie być pod niemałym wrażeniem, że już jako piętnastolatka potrafiła stworzyć dwa obszerne tomy. Dodała także swoją malutką kostkę do budowy gmachu, który zwie się „wilkołaki”. Owszem, sporo czerpała z innych pozycji książkowych, takich jak chociażby Zmierzch, jednak w pewnym momencie potrafiła dorzucić coś od siebie coś oryginalnego, co wyróżniało się wśród tak licznych dzisiaj książek o istotach nadprzyrodzonych.

Oprawa graficzna

Na koniec trudno nie napisać chociaż jednego słowa na temat okładki. Podobnie jak w przypadku Wilka bardzo mi przypadła do gustu, zwłaszcza że obydwie są utrzymane w tym samym stylu. Znów nie zdradza nic z treści książki, ma za zadanie jedynie przyciągnąć uwagę czytelnika i zachęcić go do zakupu. Dominują ciemne barwy, co  przytłacza, ale i intryguje oraz pokazuje prawdziwą naturę wilków. Okładki obydwóch części są stworzone z dbałością o każdy szczegół, nawet ten najdrobniejszy i z pewnością będą pięknie prezentować się na półce.

Wciągająca historia nie tylko dla nastolatków

Podsumowując, Wilczyca to oryginalna historia o przyjaźni oraz jej sile, pełna różnych zwrotów akcji. Trudno się od niej oderwać i chociaż pewnie większość uzna, że jest to dobra lektura jedynie dla nastolatków, to ja twierdzę, niekoniecznie. Spodoba się każdemu, kto lubi opowieści o istotach paranormalnych, uczuciach, a także takie, w których nie brakuje akcji i dobrze zarysowanych bohaterów. Liczy sobie ona ponad 400 stron, ale wciąga i można ją przeczytać w jeden wieczór. A zakończenie zostawia autorce furtkę do stworzenia trzeciego tomu przygód Margo i jej nietypowych znajomych, zwłaszcza że nie wszystkie wątpliwości zostały w Wilczycy do końca rozwiązane i po ostatnim zdaniu można odczuwać lekki niedosyt.

Powrót do wilczego miasta. „Wilczyca” – recenzja książkiTytuł: Wilczyca

Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk

Wydawnictwo: W. A. B.

Liczba stron: 416

ISBN: 978-83-280-5860-6

Paulina Korek
Paulina Korekhttp://zaczytanapanna.blogspot.com
Bez pamięci oddała się czytaniu książek. Zadowoli ją dosłownie każdy gatunek, byle tylko treść była wciągająca. Nie oznacza to wcale, że nie ma swoich ulubionych gatunków. Należą do nich: kryminały, thrillery, romanse, erotyki, horrory. Po skandynawskich autorów sięga już w ciemno. Oprócz literatury jej pasjami są także filmy, zwierzęta, podróże oraz odwiedzanie wszelkich wydarzeń z tym związanych. W przyszłości chciałaby napisać własną książkę.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu