Wydawnictwo Zysk i S-ka już od dłuższego czasu wznawia dzieła Kurta Vonneguta. Rysio Snajper jest kolejną powieścią, która ukazała się w tej serii. Czy należy ją traktować jako po prostu jedną z pozycji na z góry zaplanowanej liście wydawniczej? Nie, to książka szczególna, zasługująca na to, by poświęcić jej pięć minut. Każda kolejna chwila z nią nie będzie już czasem „poświęconym”, ale doskonałą czytelniczą ucztą.
Rysio
Oryginalny tytuł – Deadeye Dick – idiomatyczne określenie marynarza, ale też kogoś, kto po mistrzowsku posługuje się bronią – oddaje klimat książki lepiej niż polskie tłumaczenie, niesie ze sobą znaczenia nakładające się od razu na fabułę. W rodzimej wersji zdrobniałe imię Rysio brzmi infantylnie – jak „Rysio z Klanu”, postać z telewizyjnego tasiemca, która przez swoją łagodność zyskała status niemalże archetypu bezpłciowego niedorajdy. Takie skojarzenia, jeśli mogły pojawić się komuś poza mną, znalazłyby sporo realizacji w powieści. Rudy Waltz, główny bohater, zyskał tytułowy przydomek w momencie, kiedy mając dwanaście lat przypadkowo zastrzelił kobietę w ciąży. Chwila nonszalancji podczas zabawy bronią położyła się cieniem na całym jego dorosłym życiu, które spędził przeważnie na nocnych dyżurach w sklepie farmaceutycznym. Sam mówił o sobie jako o kastracie, co nie ma nic wspólnego z jego funkcjonowaniem biologicznym, a wyłącznie jej życiem emocjonalnym, czy wręcz duchowym.
Rudy jest narratorem i centralną postacią powieści. Opowiada w dość chronologicznym porządku ciekawe, ironiczne losy swojej rodziny. Historia zaczyna się w dzieciństwie jego ojca, tworząc bogate tło dla zrozumienia każdego z barwnie odmalowanych pierwszo- i drugoplanowych bohaterów. A jest ich co niemiara. Ojciec Rudego – Otto Waltz – niespełniony malarz poświęcający całe życie utrzymaniu iluzorycznego myślenia na własny temat. Matka niezauważająca, że domowa służba odeszła, a wszystkie obowiązki przejął syn. Brat Rudego – Felix – rozstający się z kolejnymi żonami, którym nie zaufał na tyle, by powierzyć rodzinną tajemnicę. Adolf Hitler, uchroniony, być może, przez Otta przed śmiercią z zimna i głodu, August Gunther, przekraczający kolejne granice niewinności, John Fortune szukający wiecznego szczęścia aż w Nepalu czy wreszcie Celia Hidreth nienawidząca własnej urody, walcząca o prawdę, a nie fasadowe piękno. Osobowości bohaterów tworzą groteskową mozaikę, która lekkim stylem bawi i zaciekawia, a tragiczną treścią zmusza do refleksji. W dodatku można by śmiało powiedzieć, że akcja powieści dzieje się w Ohio, czyli nigdzie. Miasteczko Midland City, położone na tak zwanym środkowym zachodzie, jest w świecie stworzonym przez autora tak bardzo nic nieznaczącym miejscem, że gdy zostaje pewnego dnia, ot tak, zlikwidowane, nikt się o nie nie upomina.
Książka „do czytania” czy trudna literatura?
Rysio Snajper to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w ostatnim czasie, mimo tego, że sięgałam po powieści o podobnej tematyce. Dotyczą historii życia człowieka, dla którego punktem zwrotnym było popełnione morderstwo. Między bohaterami można wysnuć wiele równoległych wątków, a między samymi lekturami? Niekoniecznie. Krótkie sekwencje scen, odmalowane lekko, w groteskowym ujęciu, bogato zarysowane postaci drugoplanowe i wartka akcja oparta o ciekawe zwroty sprawiają, że tę powieść po prostu lekko się czyta. Do tego Vonnegut, tworząc studium zbrodni, wychodzi poza zbrodniarza doskonale portretując całe miasteczko. Obraz jest różnorodny i zwyczajnie ciekawy.
Opowieść Amerykanina zaprezentowano na tle historii świata (a w dużej mierze Europy) w XX wieku. Rodzina Waltzów ma niemieckie korzenie, ojciec wielokrotnie wyjeżdża do Europy w okresie międzywojennym, pojawiają się włoscy imigranci. Są momenty, w których można odnieść wrażenie, że akcja odbywająca się w USA dotyczy przed wszystkim Europy, czy tworzy niejako jej odbicie. Przeplatają się charakterystyczne dla autora motywy – nazizm, II wojna światowa, broń atomowa, ciężar, jaki wiąże się z pozbawieniem życia człowieka, bezradna zgoda na to co przynosi los, czy wreszcie opuszczenie kontynentu na rzecz innego, nowego świata (jak w Kociej kołysce czy w Slapsticku). Przeczytawszy kilka książek tego amerykańskiego mistrza prozy można odnieść wrażenie, że swoje pacyfistyczne przesłanie programowo umieszcza we wszystkich dziełach. Po lekturze Rzeźni numer pięć, Kociej kołyski i paru innych obawiałam się, że powtarzalność niektórych zabiegów wyczerpała myśl autora. Przeczytałeś jedną – przeczytałeś wszystkie. W tej powieści jest inaczej – Rysio Snajper odnawia apetyt na Vonneguta. To zdecydowanie jedna z najprzystępniejszych pozycji autora, zawarta w niej opowieść porywa i jednocześnie porusza czytelnika.
Zupełnie nie rozumiem, czemu Rysio Snajper (podobnie jak często i inne książki tego pisarza) jest nazwany czarną komedią. Dużo w niej groteski, ironii, ale do wypełnienia oczekiwań związanych z takim zaklasyfikowaniem powieści brakuje mi scen jawnie komicznych. To nie książka, przy której pęka się ze śmiechu. Ale dla wielbicieli absurdalnych splotów wydarzeń, zachowujących przy tym głęboki sens, będzie idealna. Mnie na myśl przywodzi poetykę filmów Wesa Andersona – wyostrzone kolory, przerysowane postaci sprawiają, że całość zyskuje odrealnione, lekko surrealistyczne, a przez to ciepłe zabarwienie.
Spowiedź artysty
Rysio Snajper jest też opowieścią o niespełnionych artystach, którym zabrakło talentu. Najbardziej wyrazista z postaci to ojciec głównego bohatera – Otto Waltz – „udający” przez całe życie malarza. Na drugim planie przewija się Adolf Hitler i jego frustracja związana z odrzuceniem przez środowisko twórcze. Do tego grona dołącza matka Rudego – studiowała sztukę wyzwoloną, a całe życie przeżyła jako żona „fałszywego” malarza, czy jego brat, którego jedynym zasobem był piękny głos – radiowy baryton. Wreszcie sam narrator jako niedoszły dramaturg – nawet w trakcie tej opowieści przechodzi czasem na zapis w formie scenopisu.
Nikt spośród nich nigdy nie włożył trudu w to, żeby doskonalić swoje umiejętności. Narracja prezentuje model, w którym albo masz talent i jesteś artystą, albo go nie masz i możesz co najwyżej udawać (co z założenia w świecie powieści jest żałosne i bezcelowe). Brak tu miejsca na rozwijanie umiejętności, uczenie się, zdrowy autokrytycyzm prowadzący do korekty. „Prawdziwi” artyści są jakimiś „nadludźmi”, do grona których tak bardzo warto się zaliczać, że można podporządkować temu całe życie. W pewien sposób łączy się to z obrazem nazizmu jako perfekcyjnego nowego ładu – takie nadzieje żywił Otto Waltz wobec działań swojego austriackiego przyjaciela – twórcy jednak zabrakło talentu. Zamiast lepszego świata uzyskano tragedię, zagładę i rozpacz. II wojna światowa skompromitowała Hitlera w oczach przyjaciela w podobny sposób, jak morderstwo popełnione przez syna – jego samego. Do przepychanek niespełnionych artystów toczących się przez całą opowieść ważny głos dokłada postać Celii, która w świecie pełnym wydmuszek poszukuje czegoś prawdziwego. Czy jej się to udaje? Tego już nie zdradzę.
Autor: Kurt Vonnegut
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 312
ISBN: 978-83-8116-867-0
Więcej informacji znajdziecie TUTAJ