O Noah Centineo mówi się, że jest ulubionym aktorem Netflixa. W Wynajmij sobie chłopaka możemy oglądać go w głównej roli. Jak poradziła sobie nowa „twarz” platformy?
W pogoni za marzeniem
Brooks jest zwykłym licealistą z marzeniem o dostaniu się na prestiżową uczelnię, ale jak to zwykle bywa w podobnych historiach, chłopakowi brakuje pieniędzy. Wraz z przyjacielem wpada na genialny pomysł, by stworzyć apkę, w której to dziewczyny będą mogły wynająć go sobie, a on stanie się dla nich partią z marzeń. Szalony kowboj, zaniedbany żul czy zwykły kolega z sąsiedztwa – do wyboru, do koloru, w końcu aplikacja pozwala na pozaznaczanie opcji charakteru, stylizacji i tak dalej. (aż dziw bierze, że nasz bohater nie nabawił się choroby psychicznej od ciągłej zmiany osobowości). Skoro to film dla nastolatków, to musi pojawić się także i superseksowny obiekt westchnień. Jednak produkcja nie mogła być przecież aż tak płytka, dlatego też scenarzyści postanowili podkreślić wagę przyjaźni i powiedzenia starego jak świat, że „prawdziwe piękno często jest ukryte”, a właściwe osoby są bliżej niż nam się wydaje, wystarczy tylko się rozejrzeć dookoła. Brzmi banalnie? Cóż, niestety takie jest…
Ale… to już było!
Wynajmij sobie chłopaka to typowa produkcja dla młodzieży, która niestety jest raczej tych niższych lotów. Oglądając zwiastun, spodziewałam się czegoś innego, historii, gdzie samo wynajmowanie będzie jednak odgrywać pierwsze skrzypce. Liczyłam na zabawne scenki z randek, a tego niestety tego jak na lekarstwo. Cała akcja z zarabianiem pieniędzy na studia i przebierankami (brzmi dwuznacznie, ale zachowajcie spokój, tutaj tylko grzeczne zachowania) pozostawała w moim odczuciu gdzieś w tle. Netflixowa produkcja kolejny raz skupia się na powtarzaniu schematów z innych filmów tego gatunku, przez co historia nie zaskakuje i widz od samego początku wie, jak zakończy się ekranizacja. (Jeśli nie wiedzieliście, Wynajmij sobie chłopaka to adaptacja książki o tym samym tytule).
Fire
Film z pewnością ratuje gra aktorska. Muszę przyznać, że dzięki młodemu pokoleniu gwiazdek uwierzyłam w tę historię (chociaż naprawdę była banalna, jednak przynajmniej lekkostrawna). Między Noah Centineo a Celią Lieberman jest chemia i ciekawa interakcja. Dobrze spisał się także przyjaciel głównego bohatera grany przez Odiseas Georgiadis. Wciąż jednak nie mogę się przekonać do Camili Mendes (znanej z serialu Riverdale); ta dziewczyna ma w sobie coś, co mnie irytuje, i po prostu nie czuję tego, co stara się przekazać.
Na plus także ścieżka muzyczna. Można poczuć fajne flow.
Film utrzymany jest raczej w ciepłym klimacie. Momentami nawet ciut cukierkowym, ale taka historia, więc to także pasuje.
Zobaczyć/nie zobaczyć
Cóż, według mnie jest to produkcja do zobaczenia na raz, a później pójdzie w zapomnienie. Nie ma w sobie nic, co skłoniłoby widza do powtórnego obejrzenia Wynajmij sobie chłopaka (a przynajmniej ja nic takiego nie znalazłam). Bardzo dużo w niej schematów znanych z innych, ciekawszych filmów wpisujących się w gatunek romansu dla młodzieży. Pewnie, widz dostaje jakieś tam malutkie zawirowania fabularne, obserwuje przemianę i dorastanie bohatera, ale… No właśnie, to wszystko gdzieś już było. Wydaje mi się, że potencjał wynikający z przebieranek został stracony i to, co mogło wyróżnić ekranizację na tle tak wielu podobnych produkcji, pozostało w tle i przeszło bez echa.
Jaki jest więc film Wynajmij sobie chłopaka? Słodki, infantylny, przewidywalny, ale mimo wszystko przyjemny w odbiorze.
Tytuł oryginalny: The Perfect Date
Reżyseria: Chris Nelson
Rok powstania: 2019
Czas trwania: 1 godzina 30 minut