Życie jak patchwork albo patchwork z życia – to określenia, którymi można by opisać Zniknięcie Sidneya Halla w reżyserii Shawna Christensena. Przeplatające się teraźniejszość i wspomnienia tworzą skomplikowaną, niezwykle wciągającą tajemnicę, osnutą wokół zniknięcia tytułowego bohatera – który, co warto dodać, w blasku fleszy znalazł się nagle i niespodziewanie.
Sławny zaginiony
Sidney Hall (Logan Lerman) pisał od zawsze – w nieodłącznym zeszycie, na skrawkach papieru. Od zawsze również układał historie, nieuładzone, żywe, nieraz obrazoburcze, za co w liceum wpadał w kłopoty na angielskim. W pewnym momencie swojego życia napisał książkę, której fragmenty zachwyciły najpierw opiekuna szkolnej gazetki, później wydawcę, krytyków, a na końcu czytelników w Stanach Zjednoczonych. Sława spadła na niego niespodziewanie, wdzierając się w codzienność bardziej, niż mógł się tego spodziewać. Chociaż może powinien – codzienność Sidneya nigdy nie była zwykła. Kompulsywne pisanie, specyficzna wyobraźnia, wścibska, zaburzona matka, problemy z nawiązywaniem kontaktu z rówieśnikami – to tylko kilka wyimków ze szkolnego życia głównego bohatera. A później? Później przyszły zaburzenia percepcji (halucynacje), alkohol, załamanie oraz tragedia. Pewnego dnia, ani pięknego, ani okropnego, bożyszcze artystycznego światka zniknęło. Ale nie na tyle skutecznie, aby poszukujący go inny pisarz nie trafił na ślad Sidneya Halla.
Gra z widzem
Zniknięcie jest jednym z tak zwanych filmów gier umysłowych, jak nazywał je Thomas Elsaesser – jego narracyjna budowa, przypominająca rozrzucone niedbale puzzle, zmusza nas do tego, abyśmy sami ułożyli fragmenty w odpowiedniej kolejności. Oglądając, prowadzimy śledztwo, mając jednocześnie dostęp do dużo większej liczby informacji na temat życia bohatera niż ta z postaci, która w świecie przedstawionym aktywnie Halla szuka. Nie znaczy to jednak, że nasze zadanie jest prostsze – wręcz przeciwnie, sekwencje wydarzeń podawane są nam chaotycznie, na dodatek od samego początku sugeruje się nam, że Sidney cierpi na halucynacje, co sprawia, że dodatkowo przestajemy ufać scenom z jego udziałem. Nietrudno zacząć zadawać sobie pytania w trakcie oglądania: czy na pewno ta osoba, z którą rozmawia bohater, jest prawdziwa? Czy może to wszystko jest jedynie wytworem jego wyobraźni? Wiele z oglądanych przez nas postaci wzbudza podobne podejrzenia – ich zachowanie, ubiór, bardzo ograniczone albo wręcz żadne relacje z otoczeniem pasują do zwizualizowanych halucynacji.
Nie same jednak zaburzenia percepcji są największa zagadką, którą widz musi rozwiązać w trakcie seansu – Christensen, współautor scenariusza, wplótł w swoje dzieło jeszcze jedną niezwykle istotną dla całości tajemnicę, której poznanie rzutowało na całe późniejsze życie głównego bohatera. Zostało to wykonane na tyle misternie, że początkowo nie zwracamy na ten wątek zanadto uwagi, koncentrując się na o wiele ważniejszym budowaniu z fragmentów tego, co właściwie doprowadziło Halla do tego, że zniknął nie tylko z afiszy, ale również z życia wszystkich znanych sobie osób. Pod tym względem to chyba jedna z ciekawiej skonstruowanych zagadek tego filmu.
Centrum własnego wszechświata
Choć pod względem narracyjnej budowy Zniknięcie Sidneya Halla nurtuje i wciąga, trochę gorzej film wypada od strony czysto fabularnej. Nie chodzi nawet o kwestię fragmentaryczności przedstawienia tej historii, co o to, jak została pokazana. Sidney Hall po premierze książki żyje pełnią sławy i z niej korzysta, choć może w nieco mniej wystrzałowym stylu niż gwiazdy rocka – chodzi na bankiety, uwodzi piękną kobietę (córkę swojego agenta), wciąż mając żonę (choć to, czy są razem, czy nie pozostaje na tym etapie dość skomplikowane). Kobiety w Zniknięciu… są zaborcze, toksyczne, zaburzone, a przede wszystkim istnieją po to, aby służyć głównemu bohaterowi jako asystentki, matki, żony czy kochanki. W późniejszych latach, gdy Hall koncentrował się na pisaniu, widać to najwyraźniej – wszystko zostaje podporządkowane temu, że musi tworzyć, spychając na dalszy plan wszelkie codzienne, nudne zajęcia. Na przykład dbanie o relacje z innymi, sprzątanie czy niepodpalanie wszystkiego dookoła w akcie frustracji.
Wciąż – jest ciekawie
Seans Zniknięcia Sidneya Halla nie należy do najłatwiejszych głównie przez swoją budowę narracyjną, jednocześnie jednak formalna strona realizacji tego obrazu jest tym, co najbardziej wciąga. Sam główny bohater jednych może fascynować, innych niewiele obchodzić – ale też, co ciekawe, nie musi. Można spokojnie obejrzeć Zniknięcie… i nie za bardzo przejmować się losem protagonisty, koncentrując się na rozgryzieniu zamkniętej w urywkach zagadki dotyczącej powodów, dla których człowiek mający wszystko – talent, sławę, rodzinę – wszystko to zostawił za sobą i ruszył gdzieś w nieznane.
Tytuł oryginalny: The Vanishing of Sidney Hall
Reżyseria: Shawn Christensen
Rok powstania: 2017
Czas trwania: 1 godziny 59 minut