Kapitan Marvel miała być odpowiedzią Marvel Studios na naprawdę udaną Wonder Woman konkurencyjnego Warner Bros. Pictures. Mieliśmy w końcu dostać pierwszy film Marvel Cinematic Universe, którego główną bohaterką jest kobieta. Na dodatek zapowiadany jako gamechanger w kinie superbohaterskim. Mieliśmy poznać losy najpotężniejszej dotychczas heroiny MCU. Z sali kinowej wyjść podekscytowani i z wypiekami na polikach, że już niecałe dwa miesiące po premierze solowych przygód tej bohaterki dostaniemy kolejną dawkę Brie Larson w roli Kapitan Marvel.
Nuda
Kapitan Marvel to najnudniejszy i najmniej angażujący film, jaki Marvel Studios spłodziło ostatnimi laty w ramach swojego uniwersum. Średnio interesujące zwiastuny i nikła promocja nie napawały optymizmem, a nawet trochę niepokoiły. Seans tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że coś było na rzeczy. Ciężko mi zaangażować się w historię, która rozgrywała się na ekranie. Co jest tego przyczyną? Otóż Carol Danvers aka Kapitan Marvel to średnio interesująca bohaterka. Próbuję znaleźć w tej postaci coś ciekawego, coś, co sprawiłoby, żebym się nią zainteresował, jakiś punkt zaczepienia. Ciężko mi w niej odnaleźć coś w stu procentach dla siebie. Strzelanie energią i jej pochłanianie, latanie i zwiększona wytrzymałość to za mało, żeby przekonać mnie do tej ponoć najpotężniejszej heroski MCU, gdy twórcy nie potrafią zaangażować mnie w dramat, jaki podobno przechodzi ta postać. Przez cały seans miałem ten problem, ponieważ wiedziałem, że Kapitan Marvel to najzwyklejsza w świecie zapchajdziura między dwoma częściami Avengers. Swoją drogą, po części wiem już, dlaczego nigdy nie sięgnąłem po żaden komiks z Carol Danvers – podskórnie czułem, że prawdopodobnie nie znajdę w nim nic dla siebie. Chociaż może teraz z ciekawości, tak dla porównania, zrobię ten krok.
Popisy aktorskie
Uważam też, że Brie Larson średnio poradziła sobie z wcieleniem się w superbohaterkę. Nie chcę czepiać się takich aspektów, jak ten, że fizycznie nie do końca daje sobie radę, ale podczas potyczek nie prezentuje się wystarczająco dobrze, o widowiskowości nie wspominam. Do tego Larson przez większość filmu serwuje zubożały zakres min. Taki Agent Coulson został tu wciśnięty tylko po to, żeby zaciągnąć przed ekrany fanów Agentów T.A.R.C.Z.Y. Analogicznie jest z postaciami Ronana Oskarżyciela czy Koratha, których znacie ze Strażników Galaktyki. Drugoplanowe role są po prostu bez wyrazu. Na całe szczęście Ben Mendelsohn nie stworzył znowu do bólu sztampowego villaina, co zapisuję mu na plus, bo jego Talos zaskakuje, intryguje, a nawet bawi. Samuel L. Jackson to klasa. Wprowadza sporo humoru, tego niewymuszonego i na pokaz, rozładowuje atmosferę, głaszcze kota Goose’a, swoimi pytaniami ciągnie tę fabułę do przodu. Spełnia swoją rolę doskonale. Kot Goose, słodki rudzielec, który skradł każdą scenę ze swoim udziałem, to przy Jacksonie najlepsza drugoplanowa postać, a to już o czymś świadczy.
Nutka nadziei
Chociaż momentami fabuła produkcji potrafi zaskoczyć, czasem udaje jej się rozbawić widza, „mrugnąć okiem” do czytelników komiksów Marvela, a przede wszystkim do widzów Marvel Cinematic Universe (serio, sporo tego jest), to w ogólnym rozrachunku film mnie po prostu wynudził. Specjalnie nie użyłem tutaj słowa zawiódł, ponieważ nie miałem co do niego jakiś wygórowanych oczekiwań. Będąc szczerym, to świadomość tego, że produkcja ta trafi do kin pomiędzy Wojną bohaterów a Końcem gry powodowała, że traktowałem Kapitan Marvel jako produkt konieczny, taki, który wprowadza nowego bohatera, na za pięć dwunasta, bo za chwilę zacznie się bójka z Thanosem. Ale jednocześnie nie spodziewałem się po nim ochów i achów. Seans w domowym zaciszu niewiele zmienił moje podejście do obrazu wyreżyserowanego przez duet Anny Boden i Ryana Flecka.
W domowym zaciszu
Zawartość edycji DVD również nie powala. Prócz filmu nie znajdziemy tu żadnych dodatkowych materiałów. Tych szukać należy w wersji Blu-Ray w postaci reportaży: Narodziny superbohaterki, Najpotężniejsza superbohaterka, Historia Nicka Fury’ego, Drużyna marzeń, Scrullowie i Kree oraz Kociokwik. Prócz tego w wersji Blu-Ray znajdują się sceny niewykorzystane, gagi i komentarz audio. Wersja DVD oferuje dźwięk Dolby Digital 5.1 po polsku, angielsku, czesku i węgiersku oraz napisy w języku polskim, czeskim, greckim, węgierskim, rumuńskim, słowackim i angielskim dla osób niesłyszących. I to by było na tyle.
Podsumowanie
Kapitan Marvel to pozycja dla osób kolekcjonujących filmy w wersjach pudełkowych i lubiących mieć całe serie na półce. Nadal uważam, że to jedynie średni obraz o bohaterce, którą studio na siłę próbuje wypromować jako postać ciekawą, której losy powinny nas obchodzić. Nie wiem, być może kontynuacja, zmieni moje podejście do Carol Danvers.
Film obejrzałam dzięki uprzejmości Galapagos.
Tytuł oryginalny: Kapitan Marvel
Reżyseria: Anna Boden, Ryan Fleck
Rok produkcji: 2019
Czas trwania: 2 godzina 4 minuty