Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Baltimore Tom 1, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Mike Mignola to scenarzysta, którego albo się uwielbia, albo nienawidzi. Nie ma nic pośrodku. Ja należę do grona czytelników wyznających tę pierwszą zasadę. Fascynują mnie kreowane przez niego światy i postacie. Nie przeszkadza mi, że wszystko jest do siebie podobne. Porównałbym jego twórczość do zespołu muzycznego, który od lat nagrywa porównywalne płyty w jednym stylu. Kolejny album niczym nie zaskakuje, tylko oferuje więcej, znanych dźwięków. Baltimore właśnie taki jest. Mignola po raz kolejny opowiada nam straszne historie o paskudnych potworach, z którymi walczy nie do końca szlachetny bohater.
Wampiry, wszędzie wampiry
Jeśli Mignola, to stwory nie z tej ziemi. Tym razem całość kręci się wokół wampirów, które przebudzają się podczas końcówki I Wojny Światowej. Zaczynają opanowywać każdy zakątek naszego globu, powodując wiele nowych zarażeń. Ludzie obawiają się wychodzić na zewnątrz, podejrzewają się nawzajem, miasta objęte są kwarantanną. Powstają oddolne inicjatywy łowców i poszukiwaczy zagrożeń. Sytuacja jest krytyczna, a czasy bardzo ciężkie. Główny bohater jawi się jako superłowca. Już od pierwszych stron możemy obserwować jego niezwykłą siłę, spryt i determinację w tępieniu potworów. Dość szybko okazuje się jednak, że to tylko droga do celu, jakim jest odnalezienie i zgładzenie najważniejszego z nich. Bohaterem kieruje chęć zemsty na arcywrogu za zabicie swojej rodziny.
Album skupia się na pościgu, przeplatanym walkami z wampirami, wprowadzaniu trzecioplanowych postaci i poznawaniu historii życia Baltimore’a. Jak to w komiksach Mignoli bywa, dużo się dzieje, krew tryska na lewo i prawo, a wszystko spowite jest w ciemnych barwach. Wykreowany świat przygnębia. Użyte kolory podkreślają beznadziejność całej sytuacji.
Jak to w komiksach Mignoli bywa, główny bohater to osoba, w której też drzemie zło. Niby walczy z czymś większym, ale jego pobudki trudno nazwać szlachetnymi, a zachowanie często nacechowane jest nieczystymi intencjami. Ciekawie napisana postać wzbudza w czytelniku sporo różnych emocji.
Kreska
Za ilustracje w Baltimore odpowiada Ben Stenbeck, którego możecie znać z takich komiksów, jak cykl o Hellboyu czy BBPO. Rysownik ten ma bardzo specyficzny sposób tworzenia kadrów. Używa niezywkle mocnych kresek tuszu, nakłada ciemne kolory, przez co całość jest dość ciężka, idealnie pasująca do fabuły albumu. Ilustrator świetnie operuje warsztatem i genialnie wpasowuje się w scenariusz napisany przez Mignolę.
Wrażenia
Baltimore to czysta zabawa. Niewiele tu miejsca na jakieś górnolotne treści. Mignola straszy i przeraża czytelnika. Jak w każdym jego dziele, znajdziemy tu wiele nawiązań do religii, mitów czy ludowych podań. Scenarzysta uwielbia kreować fantastyczne światy, w których pełno jest zła, strachu i grozy. Album świetnie się czyta, ale i ogląda. Ilustracje są na światowym poziomie, a fabuła na tyle angażująca, że z przyjemnością przewraca się kolejne strony. Baltimore to swego rodzaju komiks drogi. Wraz z głównym bohaterem przemierzamy Europę, obserwując jego heroiczne wysiłki w wytropieniu swego nemesis. Podróż ta usiana jest trupami, krwią, rzeszami wampirów i innych paskudnych stworzeń. Trudno tu nie zauważyć podobieństw do innych jego dzieł, takich jak wspominany wcześniej Hellboy czy BBPO.
Jeśli podobały wam się te serie, to i Baltimore powinien wam się spodobać. Ja czekam na kolejne odsłony i żywię nadzieję, że mistrz utrzyma wysoki poziom pierwszego tomu.
Tytuł: Baltimore. Tom 1
Ilustracje: Ben Stenbeck
Autor: Mike Mignola
Liczba stron: 564