Druga część wstępu do czegoś większego. „Zaklinacz cieni” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Zaklinacz cieni do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Galeria Książki.

Zaklinacz cieni to druga część sagi Starcie królestw, stworzonej przez Cindę Williams Chimę. Po dość nudnym Zaklinaczu ognia liczyłem, że kontynuacja mocno rozwinie całą historię. Czy tak rzeczywiście się stało?

Księżniczka i żołnierz w świecie długotrwałej wojny

Alyssa ana’Raisa, zwana po prostu Lyss, to księżniczka Fells i następczyni tronu Szarych Wilków. W czasie wojny z Ardenem, która zabrała jej ojca, siostrę i brata, Alyssa została żołnierzem, stojącym na czele ofensywy, mającej zakończyć wieloletnie walki.

Po drugiej stronie barykady stoi młody kapitan Ardenu, Halston Matelon, syn prominentnego Tana. Ze względu na krnąbrną postawę swojego ojca wobec króla, Hal dostaje coraz bardziej niebezpiecznie zadania do wykonania na froncie, przez co czeka go trudna walka o własne życie.

Losy dwojga wielkich wojowników krzyżują się i oboje mogą na tym wiele zyskać, ale też wszystko stracić.

Kontynuacja powrotem do początku

Zaklinacz cieni to w teorii kontynuacja Zaklinacza ognia, jednak przez większość historii wydarzenia dzieją się równolegle do tych, o jakich czytaliśmy w pierwszej części. Fabuła opiera się głównie na losach Lyss, siostry Adriana, znanego z poprzedniej książki. Zabieg ten jest ciekawym uzupełnieniem, gdyż szczegółowo przedstawia wydarzenia, które zostały tylko krótko wspomniane w Zaklinaczu ognia.

W poprzedniej części nie było potrzeby ich szerszego opisywania, bo akcja działa się w innym miejscu, ale teraz w interesujący sposób spinają całość. Niestety wadą tego rozwiązania jest fakt, że fabuła  opowieści nie posuwa się do przodu. Nawet jeśli niektóre wydarzenia dzieją się po zakończeniu Zaklinacza ognia, to poza samym finałem nie są one zbyt istotne. Mimo że akcja jest osadzona równolegle do tej z pierwszej części, momentami miałem duży problem z umiejscowieniem w czasie tego co aktualnie się dzieje.

Muzyka ciekawsza niż wojna

Historia Lyss i Hala jest głównym wątkiem Zaklinacza cieni, jednak równie istotnym i ciekawszym są losy Breona, muzyka posiadającego specyficzne znamię na karku, wyjątkowy instrument oraz moc, z której istnienia nie za bardzo zdaje sobie sprawę. Postać zostaje wplątana w intrygę, będącą tylko pretekstem do włączenia Breona do fabuły. Muzyk pojawia się na kartach powieści rzadziej niż Lyss i Han, przez co nie zdąży się znudzić, czego nie można napisać o wspomnianej dwójce. O Breonie dowiadujemy się niewiele, ale wystarczająco, żeby przeczuwać, że postać i jej losy będą istotnie w kolejnych tomach sagi. Znamię grajka łączy go ze znaną z Zaklinacza ognia Jenną. Historia posiadanego przez oboje znaku wydaje się najciekawszą i póki co najmniej znaną częścią całej opowieści.

Po raz kolejny Cinda Williams Chima pokazała, że postaci nie będące na pierwszym planie są dużo bardziej interesujące niż główni bohaterowie. Dotyczy to nie tylko Breona, ale też członków oddziału Lyss i jej przyjaciół, którzy są zróżnicowani pod względem charakteru i nie pojawiają się tylko jako „zapychacze”. Ich los zdecydowanie nie jest nam obojętny.

Romans? Cindo Williams Chimo, nie rób tego

Podobnie jak w pierwszej części sagi i tym razem nie mogło obyć się bez wątku romantycznego. Czy miłosna historia była konieczna? Nie. Czy została przedstawiona lepiej niż w Zaklinaczu ognia? Tak. Czy została pokazana dobrze i ze smakiem? Zdecydowanie nie. Tym razem autorka nie zdecydowała się na szybkie, wielkie uczucie, lecz na nieco wolniejsze katowanie czytelnika miłosnym wątkiem rodem z Romea i Julii. Namiętność w tym wydaniu nie jest w ogóle ciekawa i co gorsza brak w niej logiki, nie da się w nią wierzyć. Jakby tego było mało, autorka zafundowała czytelnikom erotyczne wstawki, które są na tak niskim poziomie, że wywołują tylko uśmiech politowania.

Jak już mówimy o relacjach międzyludzkich, to w Zaklinaczu cieni mamy dużo więcej kontaktów bohaterów stojących po dwóch stronach barykady i, co wydaje mi się nielogiczne, stosunek tych postaci do siebie jest nad wyraz łagodny, momentami wręcz koleżeński.

Podsumowanie

Podsumowując, po raz kolejny odniosłem wrażenie, że Cinda Williams Chima zafundowała czytelnikom wstęp do większej historii, w tym przypadku, to już druga jego część. Nadal nie mam pojęcia, w którym kierunku podąży cała opowieść. Mimo to, książka jest ciekawsza niż Zaklinacz ognia, gdyż losy głównych bohaterowie są trochę bardziej angażujący niż znanych z poprzedniej części Adriana i Jenny. Mamy troszkę mniej nudnych przestojów, ale nadal występuje ich tak wiele, że ziewanie przy czytaniu może się zdarzyć. Do kolejnej części na pewno podejdę z wielkim dystansem, ale obawiam się, iż znów dam się nabrać.

zaklinacz cieniTytuł: Zaklinacz cieni

Autor: Cinda Williams Chima

Wydawnictwo: Galeria Książki

Liczba stron: 480

ISBN: 9788367071321

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
5.5

Komentarz

„Zaklinacz cieni” to druga część wstępu do czegoś większego. Jeśli ktoś spodziewał się, że w kolejnym tomie sagi „Starcie królestw” akcja nabierze tempa, może się rozczarować. Jednak gdy ktoś jest cierpliwy, to powinien się nieźle bawić, gdyż książka stanowi dobre poszerzenie i uzupełnienie wiedzy z pierwszego tomu.
Artur Karpeta
Artur Karpeta
Ma zdecydowanie dużo więcej książek niż powinien. Literatura, film czy serial - wszystko, co związane z kryminałem, pochłania w ogromnych ilościach. Wielki fan Harry’ego Pottera i Star Wars. Ceni też Stephena Kinga i Sherlocka Holmesa. Piłka nożna to jego drugie życie, dlatego wszelkie piłkarskie biografie nie są mu obce. Na jego półce, obok książek, stoi kolekcja figurek Funko Pop.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Zaklinacz cieni” to druga część wstępu do czegoś większego. Jeśli ktoś spodziewał się, że w kolejnym tomie sagi „Starcie królestw” akcja nabierze tempa, może się rozczarować. Jednak gdy ktoś jest cierpliwy, to powinien się nieźle bawić, gdyż książka stanowi dobre poszerzenie i uzupełnienie wiedzy z pierwszego tomu. Druga część wstępu do czegoś większego. „Zaklinacz cieni” – recenzja książki