Dziś zapraszamy was na wywiad z, jak sama o sobie mówi, fangirl pełną gębą. Jeśli siedzicie w popkulturowych nowinkach i ten świat, zwłaszcza filmowy czy serialowy, nie jest wam obcy, na pewno czytujecie albo słuchacie Mysza Movie. To właśnie ta niesamowita dziewczyna, zakochana i oddychająca popkulturą, zgodziła się odpowiedzieć na kilka naszych pytań. Zapraszamy do wywiadu z Mysza Movie!
Popbookownik: Dlaczego popkultura? Co jest w niej tak pasjonującego? Skąd wziął się u Ciebie pomysł akurat na zajęcie się tym tematem?
Mysza Movie: Bo popkultura zamyka w sobie ogrom ludzkich doświadczeń, perspektyw, przemyśleń i uczuć. Jeśli nie chcemy być ograniczeni wyłącznie do tego, co sami jesteśmy w stanie przeżyć – ani do kręgu naszych najbliższych – szeroko pojęta popkultura pozwala nam wyjść poza naszą bańkę. Potrafi stanowić zarówno nić porozumienia, jak i kość niezgody, prowadząc do dyskusji, które pozwalają nam lepiej zrozumieć zarówno siebie, jak i innych.
Mówi się, że popkultura bywa ucieczką od prawdziwego świata, ale myślę, że w wielu wypadkach stanowi przede wszystkim zwierciadło dla rzeczywistości. Pokazuje świat takim, jakim go widzimy – albo chcielibyśmy widzieć – i przy okazji uświadamia nam, jakie kroki musimy przedsięwziąć, aby dana wizja się spełniła (albo przeciwnie, aby do niej nie dopuścić).
Sądzę, że dopiero rozmawianie o popkulturze pozwoliło mi dostrzec te aspekty – początkowo moje zamiłowanie do czytania, a później oglądania filmów i seriali, sprowadzało się do głodu nowych historii. Chciałam oglądać lub w wyobraźni przeżywać wszystkie te przygody, których nie dostąpiłabym w życiu codziennym. Dopiero z czasem zrozumiałam, że dzięki temu poszerza się nie tylko moja wyobraźnia, ale także zrozumienie otaczającego mnie świata.
A skąd pomysł, aby zająć się tym tematem? Swoje fandomowe początki wiążę z anglojęzycznymi portalami, gdzie czytałam analizy ukochanych seriali i odbywałam długie, wnikliwe dyskusje z podobnymi sobie pasjonatami. Sądzę, że brakowało mi miejsca w polskim Internecie, gdzie mogłabym przeżywać popkulturę w równie zaangażowany sposób. Nie oznacza to, że takie miejsca nie istniały. Chciałam jednak umościć sobie własny zakątek Internetu, mając przy tym nadzieję, że moje wychowanie w USA i nieokiełznana dwujęzyczność zapewnią mi ciekawą perspektywę.
Popbookownik: Masz mnóstwo czytelników, którzy kochają to, co robisz. Czy początki były trudne? A może po prostu zabrałaś się za pisanie i wszystko jakoś poszło?
Mysza Movie: Wadą dziurawej pamięci jest to, że wiele szczegółów mojej internetowej drogi zdążyło mi już umknąć. Ale u korzeni Mysza Movie leży historia identyczna do origin story niemal każdego początkującego blogera. Nie oszukujmy się – pierwsze wpisy czytali głównie moi znajomi. Tym, co z pewnością pomogło mi rozwinąć skrzydła, a także wyszlifować jakość tekstów, była internetowa przyjaźń z innymi popkulturowymi blogerami, która wkrótce potem, dzięki niesamowitości social media, przerodziła się w przyjaźń IRL. To ich wsparcie i trwające do późnej nocy debaty pozwoliły mi trwać przy pisaniu, gdy dopiero zaczynałam. Nie musiałam mieć tysięcy czytelników; liczyła się ta wierna garstka, którą kojarzyłam z nicka i avatara, i z którą wiedziałam, że można się kulturalnie posprzeczać.
Do dziś zresztą powtarzam każdemu, kto chce zacząć tworzyć coś w Internecie: zawieranie znajomości z innymi twórcami to jedna z najlepszych rzeczy, jaką można robić. Komentowanie pod ich notkami czy filmami na Youtube, wdawanie się w dyskusje, wymiana poglądów… to wszystko potem procentuje. Tworzymy w ten sposób społeczność, która będzie dla nas wsparciem, a dodatkowo polepszamy nasz warsztat.
Gwoli ścisłości, nie mam tu na myśli pustego „follow za follow” czy „like za like”, ani bezwstydnego linkowania do swoich wywodów pod cudzymi analizami. Takie zachowania raczej do siebie zniechęcają, bo kojarzą się z wyrachowaną autopromocją. Ale jeśli damy się poznać w pewnych kręgach jako sympatyczny dyskutant, który ma wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, powolutku zaczniemy zbierać publikę. Zwłaszcza jeśli będziemy otwarcie prosić czytelników i followersów o dzielenie się naszymi tekstami/filmami, które uznają za wartościowe.
Jeśli mam być szczera, z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że to jednak początki były łatwiejsze. Blogerskie paliwo stanowiła czysta ambicja i niezachwiana pewność siebie, że mogę pisać o czymkolwiek, choćby i do szuflady. Obecnie, w natłoku popkulturowych analiz i presji bycia na czasie z każdą recenzją i newsem, trudno mi „zachować własny głos” lub znaleźć czas na to, by naprawdę zgłębić jakiś temat. Zamiast, jak kiedyś, pisać o tym, co mnie akurat zachwyciło, zaczynam kalkulować, co się będzie czytało i klikało; czego chcą czytelnicy; czy ktoś już dane zagadnienie poruszył. Gdzieś w tym wszystkim zatraciła się frajda pisania.
Popbookownik: Mysza Movie to również blog, na którym od dłuższego czasu nie pojawiają się jednak wpisy. Mogłabyś nam może opowiedzieć o przyszłych planach rozwojowych Myszy? Co z blogiem? A może teraz już tylko Myszę będzie można słuchać?
Mysza Movie: Co z blogiem?… Dobre pytanie. Szkoda, że nie znam na nie odpowiedzi.
Chciałabym móc zrzucić „ciszę w eterze” na karb zmiany priorytetów. Rok temu za sprawą streamowanych na żywo sesji w Dungeons&Dragons, rozgrywanych przez grupę amerykańskich voice actors (Critical Role), zaczęłam interesować się „dedekami”. To na nowo rozbudziło we mnie pasję do RPG-ów. Teraz każdą wolną chwilę pochłaniają mi rozgrywki na żywo lub przez Internet, często z nowo poznanymi ludźmi, do których w normalnych warunkach nie śmiałabym się odezwać. Gdy nie gram, tworzę kolejne postaci, własne światy, dyskutuję o mechanice na forach i grupach, wczytuję się w podręczniki, układam przygody, kupuję kolejne zestawy kości i figurek… Naturalnie mogłabym o tym wszystkim pisać na blogu. Ale czy w takim razie musiałabym się przebranżowić na blog RPG-owy? Czy straciłabym czytelników? A może zyskałabym nowych? Czy udałoby mi się połączyć miłość do D&D z pasją do popkultury?
…być może. Sęk w tym, że blogowa cisza zaczęła się jeszcze zanim pojawiły się lochy i smoki. I ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, skąd ona wynika. Najprostsza przyczyna, która przychodzi mi do głowy, to to, że przestałam mieć tyle do powiedzenia. Mam także dosyć słuchania i oglądania, zarówno cudzych analiz, jak i samych dzieł.
Sądzę, że brakuje mi pochłaniania popkultury bez konieczności posiadania zdania na każdy, najmniejszy nawet temat. Pewnie dlatego teraz tak ciągnie mnie do RPG-ów – tam gracz czy Mistrz Gry jest Twórcą. Nie musi analizować cudzych wyborów i decyzji, bo podejmuje własne; sam tworzy swoje światy. Dodatkowo w RPG-ach mamy wymianę światopoglądów, konfrontację przekonań, poszerzanie wyobraźni i ćwiczenie empatii, czyli elementy, o których wspominałam w kontekście swojej miłości do popkultury. Wygląda więc na to, że niechcący wymieniłam jedną pasję na drugą 😉
Mimo to nie chcę mówić, że biorę „blogowy urlop” – wiem, że wówczas pewnie nigdy nie wróciłabym do pisania. Ale nie chcę też składać pustych deklaracji, że teksty będą pojawiać się częściej – robiłam tak już nieraz i wolę nie wodzić swoich czytelników za nos. Liczę na to, że z czasem znów odnajdę w sobie pasję do popkultury. Współprowadzenie podcastu z pewnością nie pozwoli mi kompletnie zapomnieć o tej sferze zainteresowań. Tym bardziej, że dyskusja o danym dziele jest tam natychmiastowa – nie trzeba żmudnie stukać w literki, ani czekać na komentarze. Mamy wymianę poglądów na żywo. Myślę, że tego elementu też mi czasem w blogowaniu brakuje – tej natychmiastowości.
Popbookownik: Jak wygląda organizacja podcastu Myszmasz? Kiedy planujecie następny odcinek? Jak organizujesz sobie dzień, aby zdążyć przygotować się do kolejnego odcinka?
Mysza Movie: Powiedziałabym, że dość niezbornie, ale dostałam zakaz kreowania nas na nieprofesjonalny podcast. Najwyraźniej autoironia nie jest dobrym narzędziem marketingowym 😉
Tematy na kolejne odcinki – co kto czytał/widział, ciekawe newsy, filmy do Klubu Filmowego Myszmasza – konsultujemy ze sobą online na bieżąco. Wypisanie ich w jednym konkretnym miejscu pomaga spamiętać, co się w danym czasie działo. Przydaje się to zapominalskim, takim jak ja, zwłaszcza od czasu, gdy Myszmasz stał się dwutygodnikiem.
Zdarza się jednak, że przez życiowe zabieganie, omawiamy dany odcinek dopiero 15 minut przed nagraniem – stojąc w naszej (mojej i Małża) kuchni, ustalamy kolejność tematów podczas robienia herbaty. Czasem streszczamy swoje „talking points”, czasem omawiamy, jakie aspekty danego dzieła koniecznie trzeba omówić, a potem schodzimy do piwnicy nagrywać. Biorąc pod uwagę nasz pięcioletni już podcastowy staż, pod wieloma względami działamy jak dobrze naoliwiona maszyna i nie potrzebujemy długich przygotowań. Wyjątkiem są odcinki z tematem tygodnia i filmy oglądane w ramach Klubu Filmowego Myszmasza – staramy się im poświęcić choć trochę researchu, by móc zaprezentować szerszy kontekst dla omawianego dzieła lub zagadnienia.
A co do ewentualnych przetasowań w grafiku, one też nie są konieczne. Zazwyczaj nagrywamy w weekendy, a ponieważ mamy ten luksus, że cała nasza trójka pracuje jako freelancers, w razie potrzeby możemy też umówić się na szybkie nagranie w tygodniu.
Popbookownik: Na koniec – jakaś rada dla osób rozpoczynających swoją przygodę z blogami poświęconymi tematowi popkultury?
Mysza Movie:
Jeśli mówimy w kontekście czytelników, warto wiedzieć, że nic nie sprawia internetowym twórcom równie dużej frajdy jak kulturalna dyskusja. Jeśli coś w tekście/filmie Was poruszyło, albo zmusiło do myślenia, zmieniło Wasz punkt widzenia albo wręcz przeciwnie wydało się dziwne lub nietrafione – skomentujcie to. Żadne dzieło nie żyje w próżni, więc jego analiza tym bardziej nie 🙂
A z punktu widzenia przyszłych twórców… Każdy powie Wam, że to frazes, ale nie bez powodu się go w kółko powtarza: bądźcie sobą. Bo jeśli rozwój social media cokolwiek nam pokazał to to, że trzeba nie tylko mieć coś do powiedzenia, ale także wiedzieć, jak to zrobić. I nie chodzi tu wyłącznie o wysoką jakość techniczną, naukowe zacięcie czy profesjonalny sznyt – chodzi o osobowość.
Jako internetowy odbiorca przyłapuję się na tym, że śledzę ludzi, którzy potrafią o popkulturze wyrażać się nie tylko ze znawstwem, ale przede wszystkim z pasją i entuzjazmem. Muszą być celni w swojej krytyce, ale jeśli się mylą, chcę chociaż zrozumieć, skąd wziął się u nich taki, a nie inny punkt widzenia. Mogą być lakoniczni, sardoniczni, dowcipni albo sympatyczni, ale muszą być jacyś. Muszą być wyraziści. Tak więc nie bójcie się pisać o tym, co Was naprawdę pasjonuje, nawet jeśli wydaje się to niszowe. Prawdziwe zaangażowanie zawsze da się wyczuć i wierzcie mi – ludzie, których przyciągną takie teksty, będą tymi, którzy zostaną z Wami na dłużej. „Swój pozna swego”. A skoro przy tym jesteśmy, raz jeszcze podkreślę, jak ważne jest budowanie wspólnoty. Wchodźcie w interakcje z innymi twórcami online i wdawajcie się w internetowe dyskusje, gdzie tylko się da, powoli budując rozpoznawalność.
Kto wie, niczym w Casablance, będzie to początek pięknej przyjaźni? ^_^
Jeśli jeszcze nie znacie Myszy, zapraszamy na Jej stronę.