Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego komiksu Wyspa Skarbów do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Jestem wielką fanką nowej serii wydawnictwa Egmont – Adaptacje Literatury – bo daje ona szansę młodszemu pokoleniu na zapoznanie się z tytułami, które zapisały się w dziejach młodzieżowej literatury przygodowej. Do tej pory na sklepowych półkach ukazały się między innymi: Trzej muszkieterowie, 20 000 mil podmorskiej żeglugi, Przygody Tomka Sawyera czy Ivanhoe.
Teraz przyszła kolej na najbardziej znaną i najwspanialszą historię o piratach – Wyspę skarbów. Czy i tym razem udało się wydawnictwu przedstawić powieść tak, by na niecałych pięćdziesięciu stronach zmieścić esencję całej historii? Trzeba liczyć się z tym, że przenoszenie książek, na których wychowywali się nasi rodzice (i ich rodzice), do świata komiksu to ciekawy pomysł, ale też niełatwe wyzwanie.
Trochę historii
Wyspa Skarbów po raz pierwszy ukazała się światu w czasopiśmie dla dzieci „Young Folks” w latach 1881-1882, gdzie pojawiała się jako historia w odcinkach. W całości natomiast została wydana w 1883 roku. Podania mówią, że Roberta Louisa Stevensona do napisania powieści zainspirowały zabawy z przybranym synem, któremu narysował mapę i wymyślił objaśniającą ją historię o piratach. Warto też dodać, że Wyspa skarbów była oczywiście kilkakrotnie ekranizowana.
Trochę fabuły
Głównym bohaterem komiksu, a także oryginalnej książki, jest Jim Hawkins, który po śmierci ojca wraz z matką prowadzi tawernę Admirał Benbow. Pewnego dnia w ich progach pojawia się stary Kapitan. W jego rzeczach młody chłopak znajduje pewne zawiniątko, w którym schowana jest mapa prowadząca do ukrytego gdzieś na samotnej wyspie legendarnego skarbu Kapitana Flinta. Tak właśnie rozpoczyna się pełna emocji i niebezpieczeństw przygoda.
Trochę o komiksie
Autorem scenariusza adaptacji Wyspy Skarbów jest francuski pisarz i scenarzysta Christophe Lemoine, natomiast za rysunki odpowiada francuski rysownik komiksowy Jean-Marie Woehrel. Komiks czyta się szybko, a przedstawiona historia wciąga, pomimo że została skrócona, by zmieścić się na kilkudziesięciu stronach. Najważniejsze wątki fabularne i sens całej historii pozostały. Nie ma tutaj zbędnych spraw pobocznych czy fragmentów dotyczących obyczajów, za to cały czas coś się dzieje, a całość skupia się na poszukiwaniach skarbu.
Tym, co może przeszkadzać (zarówno w książce, jak i w komiksie), jest dość ubogie przedstawienie postaci. Nie mają one wyrazistych cech indywidualnych, brakuje im głębi i osobistych historii. Jednak, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że pierwsze wydanie tej powieści ukazało się prawie sto pięćdziesiąt lat temu, to trudno się o to czepiać. A ponieważ jest to seria skierowana do młodszego czytelnika, tym bardziej przymykam na to oko.
Wyspa skarbów wydawnictwa Egmont to ciekawa opcja, by odświeżyć sobie tę klasyczną opowieść lub zapoznać się z nią w skróconej wersji. Oczywiście jeśli ktoś chciałby poznać dokładne szczegóły fabularne, wtedy muszę go odesłać do książki.
Trochę ciekawostek
To właśnie w tej powieści dla młodzieży pojawiło się kilka symboli, które na zawsze zamieszkały w „morskim świecie literatury”, więc tym bardziej warto zapoznać się z Wyspą skarbów.
Po pierwsze: Długi John Silver – kucharz okrętowy. Jego atrybuty, takie jak drewniana noga czy kolorowa papuga, na zawsze zostały w popkulturze, tworząc piracie insygnia.
Po drugie: czarna plama, czyli przedmiot służący do oficjalnego oznajmiania wyroku lub informowania o odwołaniu kogoś z funkcji kapitana statku. Był to krążek papieru wielkości monety z wyrokiem napisanym na drugiej stronie. W książce wątek ten pojawia się kilkukrotnie. Ale nie tylko tam! Ten pomysł ściągnęli też inni twórcy i czarną plamę zobaczymy chociażby w Piratach z Karaibów.
Po trzecie: „Jo, ho, ho! I butelka rumu”. Piosenka Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni…, bo o niej mowa, wpisała się na stałe w piracką popkulturę jako szanta, którą śpiewa się po dziś dzień w portach na całym świecie. A na pytanie czy Stevenson usłyszał jej gdzieś fragmenty i przeniósł do książki, czy może po prostu wymyślił ją wraz z całą historią nigdy chyba nie znajdziemy odpowiedzi.
Czy warto?
Owszem! A potem oczywiście zapraszam do oryginału, żeby samemu przekonać się, jaka była pełna wersja historii, która na stałe zapisała się w młodzieżowej literaturze światowej.
Scenarzysta: Christophe Lemoine
Ilość stron: 48
ISBN: 9788328154803
Więcej informacji TUTAJ