Pokochaj mnie w Kosmosie. „Wyprawa na Marsa” – recenzja filmu

-

Wyprawa na Marsa to komediowy romans science-fiction w reżyserii  Christophera Winterbauma. Tuż po premierze na HBO Max wskoczył do polskiej „topki” i od końca marca nie traci na popularności. Niestety, za dużą oglądalnością nie idą pochlebne opinie. Czy można tworzyć wartościowe filmy i jednocześnie podążać za trendami popkultury?
Nowy, wspaniały świat?
Rok 2049. Ziemia ugina się pod ciężarem śmieci. Ludzkość, zamiast zadbać o środowisko naturalne, niestrudzenie podbija Kosmos. Nowe miejsce do życia znajduje na Marsie (bo gdzieżby indziej?). Przywilej ucieczki z planety mają głównie bogaci, niemniej wizje kosmicznych podbojów rozpalają wyobraźnię bez względu na status ekonomiczny.

Walt (Cole Sprouse) pragnie podróżować i przeżywać międzygwiezdne przygody. Niestety jest tylko przeciętnym baristą pracującym w zrobotyzowanej kawiarence. Sytuacja Sophie (Lana Condor) przedstawia się zgoła inaczej. Na Marsie aspirująca naukowczyni ma wszystko, łącznie z perspektywami na przyszłość i miłością życia. Jedynym, co trzyma ją na Ziemi, jest strach przed lataniem (czy aby na pewno?). Spotkanie tej dwójki zapoczątkuje podróż ponad czasem i przestrzenią. W poszukiwaniu lepszego życia porwą się na szalone czyny, przekroczą granice i zbliżą się do siebie. A może nie trzeba opuszczać Ziemi, aby odnaleźć szczęście w Kosmosie?

Schemat z highlightami

Christopher Winterbaum nie postawił na artystyczną innowację. Wręcz przeciwnie, swój „film dla nastolatków” złożył z kompilacji sprawdzonych schematów. Chłopak spotyka dziewczynę. On wygląda, ona jest mózgiem. On rusza na przygodę, ona jest zbyt rozsądna, aby zaryzykować. Wreszcie daje za wygraną, a nowe doświadczenia zatrzęsą jej światem w posadach. Oto punkt zwrotny, w którym zachowawcza kujonka musi zadecydować co dalej. Oklepane dylematy Winterbaum zawiesił w przestrzeni międzygwiezdnej i wzbogacił o refleksje filozoficzno-ekologiczne. Powstała produkcja plasuje się między Wall-E’m a Kronikami marsjańskimi z wątkiem romantycznym i modną ścieżką dźwiękową w tle.

Pokochaj mnie w Kosmosie. „Wyprawa na Marsa” – recenzja filmu
Wyprawa na Marsa / Berlanti Productions

Niemniej, Winterbaumowi należy oddać sprawiedliwość. Reżyser zaakcentował tematy poszerzające horyzont poznawczy widza. Warto zwrócić uwagę na stosunek bohaterów do Ziemi. Na przestrzeni dekad ludzkość porzuciła wiarę w odwrócenie zmian klimatycznych i po prostu znalazła planetę B. Czy w obliczu „drugiej szansy” uszanują środowisko naturalne Marsa? Tylko Sophie nie traci nadziei. W pracy naukowej bada rośliny zdolne do przetwarzania i rozkładania śmieci (w filmie wszelkie odpadki są po prostu wysyłane na planetę-matkę).

Na Marsie dziewczyna mogłaby wieść szczęśliwe i dostatnie życie, jednak ma w sobie pierwiastek idealizmu, który jednocześnie czyni tę charakterologicznie nieznośną postać odrobinę sympatyczniejszą. Także Waltowi – wbrew pozorom – nie jest wszystko jedno. W jednej z ostatnich scen pyta towarzyszącego robota: „Czy powinniśmy tu być?”. Ten – bez zbędnych eufemizmów – odpowiada: „Prawdopodobnie nie”.

Mitologia w ciekawej formie. „Odyseja” – recenzja komiksu

Również konstruując wątek romantyczny, twórcy dążą do pewnej problematyzacji schematycznych zagadnień. Sophie to dziewczyna z potencjałem. Jest bystra i zmotywowana, a przy odrobinie wsparcia z pewnością mogłaby osiągnąć coś wielkiego. Niestety, jej obecny chłopak – Calvin (Mason Gooding) – skupia się na własnych aspiracjach. Choć nie można odmówić mu czułości i troski względem Sophie, twórcy z jakiegoś powodu postanowili zrobić z niego „czarny charakter” w historii. Przeciwieństwo Calvina stanowi Walt. Chłopak nie ma sprecyzowanych planów na przyszłość. Z dnia na dzień jest w stanie rzucić wszystko i ruszyć w podróż za dziewczyną, którą zna jeden wieczór i już uważa za „bratnią duszę”. Później ten sam bohater radzi Sophie, żeby nie rezygnowała z siebie i nie podążała na oślep za jakimś facetem – i to na drugi koniec galaktyki. Trochę to ironiczne. Efekt zamierzony czy lapsus w konstrukcji postaci?

Znani i lubiani

Podobne twory może ocalić oglądalność – wystarczy spojrzeć na sukces Riverdale czy Szkoły dla elity. Aby ją zapewnić, należy zadbać o gwiazdorską obsadę. Winterbaum wiedział, co robi, wybierając Lanę Condor i Cole’a Sprouse’a. Aktorzy mają na koncie role w topowych produkcjach Netflixa. Lana Condor znana jest przede wszystkim z ekranizacji trylogii Jenny Hurst Do wszystkich chłopców, których kochałam. Wcielając się w Larę Jean, została ikoną wrażliwych introwertyczek, które dzięki nietuzinkowej osobowości zdobywają serce szkolnego przystojniaka. Żeby nie kojarzyć Cole’a Sprouse’a, trzeba przylecieć z Marsa albo przynajmniej nie oglądać Disney Channel w późnych latach dwutysięcznych. Aktor zasłynął jako Zack Martin w serialach Nie ma to jak hotel i Nie ma to jak statek. Powrócił w roli Jugheada „Juga” Jonesa w jednej z czołowych „dram” Neflixa – Riverdale. Może po tym doświadczeniu ostatecznie stwierdził, że żadna rola mu już nie zaszkodzi?

Niemniej, występy w podobnych produkcjach pomogły Sprouse’owi i Condor zagrać dość poprawnie. Postać Walta można było nawet polubić, czego bynajmniej nie da się napisać o Sophie. Bohaterka została wykreowana na wyniosłą i nieznośną, a aktorka wypadła w tej roli nadzwyczaj przekonująco. Chyba można nazwać to dobrą robotą?

Pokochaj mnie w Kosmosie. „Wyprawa na Marsa” – recenzja filmu
Wyprawa na Marsa / Berlanti Productions
Kosmiczny śmieć?

Od początku Wyprawy towarzyszą nam bezpieczne, centralne kadry. Film ogląda się niczym przez filtr na Instagramie. Sceny na Marsie są ciepłe, niemal w całości pomarańczowe. Niektóre elementy scenografii budzą rozbawienie. Statek kosmiczny, na którym rozgrywa się większość akcji, wypełniają neony. Świecące listwy są niemal wszędzie. Oglądając kosmos oczami dekoratora wnętrz – Johna France’a – można odnieść wrażenie, że przestrzeń międzygwiezdna przypomina tapetę z motywem galaxy, niegdyś tak chętnie używaną na smartfonach. Niemniej kilka ujęć zapada w pamięć. W Wyprawie na Marsa wykorzystano potencjał tkwiący w efektach specjalnych (a w Kosmosie naprawdę na wiele można sobie pozwolić!). W jednej ze scen Sophie i Walt udają się na „galaktyczny spacer”. Wspólnie oglądają przybliżającą się powierzchnię Marsa. Planeta wydaje się ogromna i przytłaczająca w porównaniu z dwójką maleńkich astronautów. Jej powierzchnia odbija się zarówno w ich hełmach, jak i oczach. To moment konstytuujący rodzącą się między nimi bliskość.

Na ścieżce dźwiękowej Wyprawy na Marsa przeważają popowe utwory popularnych wykonawców, jednak znajdziemy na niej również kilka autorskich kompozycji Dawida Bowmana. Tę część płyty poleciłabym wielbicielom nienachalnych ambientów i będzie to chyba najcenniejsze, co wyniosłam z tej produkcji. Tytuły utworów nawiązują do konkretnych scen i czytając je, można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia ze znacznie ambitniejszym dziełem.

Podróż w jedną stronę

Wyprawa na Marsa to produkcja na jedno posiedzenie. Wątpię, aby po jednym obejrzeniu chcieć do niej wracać. Jeśli spodziewacie się dobrego science-fiction, omińcie ten tytuł szerokim łukiem. Jednak szukając czegoś lekkiego, wręcz prostackiego w formie, warto wziąć go pod uwagę. Podczas Wyprawy na Marsa nie będzie trzęsło (nawet ze śmiechu), w kilku miejscach przewrócicie oczami. Zagwarantować mogę jedno: odejdziecie od ekranu osobliwie odprężeni.

Niech świat chyli się ku upadkowi! Dopóki mamy dostęp do platform streamingowych, znajdziemy chwilę na ckliwe komedie romantyczne i zrobimy to z przyjemnością. Czy to w Kosmosie, czy gdziekolwiek indziej. 

Moonshot - zwiastun filmu. Lana Condor i Cole Sprouse wyruszają w podróż na  Marsa! - naEKRANIE.plTytuł oryginalny: Monshot

Reżyseria:Christopher Winterbauer

Rok premiery: 2022

Czas trwania: 1 godziny 44 minut

podsumowanie

Ocena
6,5

Komentarz

„Wyprawa na Marsa” to nie film dla koneserów gatunku. Ba, może nie przekonać nawet miłośników nastoletnich love story. Jednak jeśli macie stresujący tydzień i kilka godzin do zmarnowania, czemu nie udać się na wyprawę?
Kaja Folga
Kaja Folga
Czarownica od strony matki. Potterhead od 10. roku życia, wciąż rozdarta między Ravenclawem a Slytherinem. Jak przystało na wiedźmę, ma domek w lesie, cztery koty, półki pełne książek i szafki pełne herbaty. Wraz z kolejnymi perełkami popkultury odkrywa nowe tożsamości. Wielbicielka RPG, LARP-ów i sesji opisowych, którym poświęca czas między artykułami. W tekstach przemyca podprogowy przekaz feministyczny, chociaż chętnie zaprasza na obiad.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Wyprawa na Marsa” to nie film dla koneserów gatunku. Ba, może nie przekonać nawet miłośników nastoletnich love story. Jednak jeśli macie stresujący tydzień i kilka godzin do zmarnowania, czemu nie udać się na wyprawę?Pokochaj mnie w Kosmosie. „Wyprawa na Marsa” – recenzja filmu