Już po raz ostatni towarzyszymy dzielnej śmiertelniczce Jude Duarte w magicznym Elfheim, gdzie władzę sprawują elfy. Choć dla zwykłego człowieka kraina ta wydaje się prawdziwą bajką ze względu na piękno otaczającej natury i niezwykłość występujących tam stworzeń, to bardzo szybko okazuje się zwykłą ułudą. Nie inaczej jest w trzecim tomie trylogii, tylko czy dorównuje on przygodom z poprzednich części? Przekonajcie się sami!
Jude Duarte została najwyższą królową na Elfheim, aby już chwilę później opuścić swoje luksusowe włości. Skazana przez własnego męża na wygnanie do ludzkiego świata, nie może pogodzić się z porażką. Jej polityczna kariera na królewskim dworze dobiegła końca. Zresztą to było pewne, żadnemu człowiekowi nie udało się zajść tak daleko i pożegnanie z elfickim domem pozostawało tylko kwestią czasu. Jednak Jude nie byłaby sobą, gdyby nie odnalazła sposobu, żeby wrócić do Elfheim i odebrać to, co należało jej się już od dawna. Podstępem wkrada się do krainy elfów, aby zasiąść na tronie jako prawowita królowa. Jednak na drodze do zwycięstwa staje jej największy wróg – przyszywany ojciec. Ile będzie w stanie poświęcić Jude, aby osiągnąć swój cel?
Jeszcze chwilkę, zaraz się zacznie…
Początek powieści był dla mnie prawdziwym rozczarowaniem. Przez ponad sto stron dowiadujemy się o życiu codziennym upadłej królowej i poznajemy jej sposób radzenia sobie w śmiertelnym świecie zupełnie niepotrzebnie. Uważam, że taki wstęp mógłby zająć jeden, góra dwa rozdziały i to wystarczyłoby w zupełności. Zamiast tego czytelnik musi się przemęczyć, zanim wraz z główną bohaterką przeniesie się do krainy elfów. Okazuje się, że później nie jest wcale lepiej. Poprzednie części przyzwyczaiły nas do ciągłych zawirowań i zwrotów akcji. Choć w tym tomie owych zaskoczeń nie brakuje, to w porównaniu do wcześniejszych przygód Jude akcja rozgrywa się znacznie wolniej, wręcz ślamazarnie. Wciąż jednak powieść czyta się szybko i lekko, ponieważ jest napisana przystępnym językiem. Tutaj warto skierować ukłony nie tylko do autorki, ale również do tłumacza, który wypełnił swoje zadanie celująco.
Świat przedstawiony
Holly Black nie skupia się już na przybliżeniu czytelnikom królestwa Elfheim, czemu w sumie nie ma się co dziwić. Mieliśmy przecież wystarczająco dużo czasu w ostatnich dwóch tomach, aby dokładnie poznać świat przedstawiony. Z drugiej strony zabrakło mi barwnych opisów, które znacznie bardziej oddziaływały na wyobraźnię. To samo dotyczy nowych postaci. Zazwyczaj wprowadzały one powiew świeżości poprzez swoje barwne osobowości i złożony charakter. Tym razem poznajemy wprawdzie kilku ciekawych bohaterów, jednak wciąż czuję pewien niedosyt. Mam wrażenie, że autorka w ostatnim tomie jest znacznie bardziej oszczędna i trudno mi wytłumaczyć, dlaczego. Prawdziwą crème de la crème fabuły otrzymujemy dopiero pod koniec książki. Rozumiem, że do tej pory Black chce odpowiednio budować napięcie, aby w ostatecznym starciu Jude z jej własnym przeznaczeniem zaskoczyć czytelników. Cóż, trzeba przyznać, że na końcu powieści całkowicie się jej to udaje i robi to z przytupem. Black potrafi zaskakiwać, nie ma co do tego wątpliwości. Problem w tym, że spodziewałam się czegoś więcej.
Nieustraszona Jude
Główna bohaterka zdaje się być trochę zagubiona i zdekoncentrowana, momentami brakuje jej sprytu, który pokazała nam już wcześniej. Starałam się wytłumaczyć to sobie sytuacją, w której się znalazła. Utrata wszystkiego, co do tej pory zdobyła i zbudowała dzięki bystrości umysłu nagle znika, staje się nieuchwytne. Dzięki takiej interpretacji kreacja głównej bohaterki nabiera sensu. Dziewczyna stara się pozbierać po stracie, a jakby tego było mało, dochodzą dodatkowe problemy związane z siostrą Taryn, czy też młodszym bratem Dębem. Zdaje się, że cały świat obrócił się przeciwko niej, ale jak się okazuje, dla Jude nie ma rzeczy niemożliwych. Z uporem dąży do celu, choć ojciec na każdym kroku rzuca jej kłody pod nogi.
Tytuł: Królowa Niczego
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 360
ISBN: 978-83-7686-860-8