Wkrocz ponownie do świata zombie. „Tales of the Walking Dead” – przedpremierowa recenzja serialu

-

Każda nowość, wprowadzająca do znanego świata, jest odważna, a obawa przed rozczarowaniem dość duża, jednak kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Dlatego do projektu Tales of the Walking Dead, a jednocześnie pomysłu z uniwersum The Walking Dead, podeszłam z ekscytacją, ale również rezerwą. Czy odmienne założenie przyniosło coś dobrego? Tego dowiecie się za chwilę.

Czas na zombie

Tales of the Waling Dead to serialowa antologia, która składa się z sześciu odcinków, gdzie każdy epizod opowiada inną historię. Seria pozostaje w klimacie zombie, tylko pojawiają się inni bohaterowie oraz przybliżane są odmienne opowieści. Poznamy nowych bohaterów, jak Joe (Terry Crews) i Evie (Olivia Munn), oraz tych  z oryginalnej serii, czyli Alphę (Samantha Morton). Założenie ciekawe, można nawet powiedzieć, że wprowadzające powiew świeżości do znanego świata. Do tego nie trzeba oglądać odcinków po kolei, tylko wybrać sobie dowolną kolejność. Czy pominięcie któregoś epizodu wpłynie na odbiór reszty? Nie, ale nie będziesmy mieć szansy poznania ciekawej perspektywy twórców odnośnie ich postrzegania apokalipsy zombie.

Tales of The Walking Dead przybliża życie po apokalipsie, czasem miesiące później, a niekiedy lata. Wszyscy muszą radzić sobie z obecną rzeczywistością oraz unikać szwendaczy. Czasem dochodzi do sojuszy, innym razem do współpracy z wrogiem. Serial ma mieć premię w poniedziałek, 26 września o 22:00 na AMC, a teraz czas trochę przybliżyć wam, czego możecie się spodziewać.

Przejdźmy do konkretów

Pierwszy odcinek nosi tytuł Evie/Joe. W nim mężczyzna, który przeczuwał nadchodzącą apokalipsę, od dawna się do niej przygotowywał, a kontakty międzyludzkie ograniczył jedynie do czatów internetowych. Obecnie żyje on w bunkrze od ponad czterystu dni oraz ma dość stały tryb dnia, który za bardzo się nie zmienia. Pewnej nocy dochodzi do tragedii zmuszającej go do wyruszenia w podróż, podczas jakiej bohater przekonuje się, że życie w samotności to już nie jest droga dla niego. Podczas wyprawy spotyka Evie, krnąbrną kobietę, która ma zgoła odmienne poglądy od niego. Ich relacja jest wybuchowa, pełna sprzeczności oraz braku zaufania, mimo że cel podobny. Gra aktorska głównych bohaterów to największy plus, gdyż w niewymuszony sposób łączą dramatyczne sytuacje z komediowym charakterem.

Epizod drugi (3 października) – Blair/Gina oparty jest na futurystycznym pomyśle zabawy czasem. Rok 2010, kiedy to w stanie Georgia rozpoczyna się apokalipsa. Ludzie jeszcze nie wiedzą, co tak naprawdę się dzieje, a w firmie ubezpieczeniowej Circle of Trust nic się nie zmienia, wszyscy funkcjonują w normalnym trybie. Dwie odmienne osobowościowo kobiety zostają wplątane w sytuację, która zmusi ich do weryfikacji własnych poglądów. To dla nich test pokory, ustalenia priorytetów oraz przezwyciężenia niechęci, gdyż tylko dzięki współpracy mogą wyjść z dziwnego impasu. W tym wypadku postawiono na komediową wersję tematu zombie, ale jest to bardziej czarny humor.

Trzecia odsłona (10 października) nosi tytuł Dee i jest prequelem historii Alphy. Kobieta zajmuje się córką Lydią, która ciągle pamięta, że czterdziestego trzeciego dnia apokalipsy, matka zabiła jej ojca– Franka. Mimo że minął już rok, dziewczynka nadal nie może pogodzić się z sytuacją, a relacja z Dee (Alphą) stała się bardzo trudna. Odzyskanie zaufania to nie prosta sprawa, a kobieta, nie narzucając się, próbuje chronić dziewczynkę. Jednak świat nie jawi się jako przytulny plac zabaw i bohaterka musi podjąć decyzję czy utrzymanie fasady jest najlepszym wyjściem, a może czas pokazać twardą rękę oraz nauczyć latorośl, jak przetrwać w apokaliptycznych warunkach. Odcinek rozgrywa się głównie na statku wycieczkowym, przed spotkaniem z Betą, gdzie szwendacze nie mają dostępu, a Lydia może zasmakować luksusowego życia. Jak to bywa, działania innych wystawiają protagonistki na próbę. Lekcja szybkiego dorastania oraz pokazania, iż popularność nie zawsze jest najlepszym wyjściem, żeby przetrwać.

Czwarty odcinek (17 października), o tytule Amy/Dr. Everett, przedstawia rzeczywistość lata po apokalipsie, gdzie technologia jest u schyłku, a natura gra pierwsze skrzypce. Ludzie coraz bardziej wracają do koczowniczego trybu życia, opierając się na najprostszych mechanizmach przetrwania. W takiej rzeczywistości bardzo dobrze odnajduje się przyrodnik – doktor Chauncey Everett, który przez dekadę przebywał w izolacji, badając osobników nazwanych przez siebie homo mortis. Jednak spotkanie z Amy sprawia, że zaczyna on weryfikować swoje poglądy. Jest to odcinek zmuszający do refleksji nad człowieczeństwem i obraniem nowej drogi, aby nie popełniać błędów przeszłości.

Piąty epizod (24 października), o nazwie Davon, rozpoczyna się od obudzenia się zakrwawionego głównego bohatera w lesie, przykutego do zombie bez zębów. Mężczyzna ma zaniki pamięci i wraz z rozwojem fabuły dowiaduje się, co się stało i jak znalazł się w tym miejscu. Musi odkryć przeszłość, ponieważ ścigają go francuskojęzyczni mieszkańcy, oskarżający go o morderstwo. Davon nie wierzy w te zarzuty i próbuje udowodnić swoją niewinność. Wszystko dzieje się w Madawask, w stanie Maine. Twórcy pokusili się tutaj o intersujący zabieg przeplatania się ówczesnych wydarzeń z retrospekcjami oraz wspomnieniami bohatera, które powoli wracają. Kolejny raz ukazano najciemniejsze zakamarki ludzkiego charakteru oraz motywacje pchające do najgorszych czynów.

Ostatni odcinek Tales of the Walking Dead pojawi się 31 października, czyli w Halloween, a nosić będzie tytuł La Dona. Głównymi bohaterami są Idalia i Eric, młoda para, która szuka miejsca do schronienia. Przeszli dość dużo i bezpieczna przystań wydaje im się rajem. Dzięki wcześniejszemu spotkaniu z pewną kobietą, bohaterowie udają się do usytuowanego w odosobnieniu domu Pani Almy, gdzie natrafiają na mrożące krew w żyłach, niewytłumaczalne oraz paranormalne sytuacje. Para musi podjąć decyzję czy przybytek, w którym się znaleźli, to na pewno dobre miejsce dla nich. W tym epizodzie postawiono na motyw nawiedzonego domu, bardzo dobrze go wpasowano w klimat The Walking Dead,

I jak wyszło?

Ciężko jest ocenić cały serial, ponieważ nie opiera się na tej samej konwencji, co The Walking Dead czy Fear the Walking Dead. Każdy epizod opowiada oddzielną historię i niestety poziom jest tutaj różny. Pojawiające się elementy humorystyczne nie do końca wpasowały się w uniwersum – często wywołują nieprzyjemny zgrzyt, ale da się przez nie przebrnąć. Najlepiej odbieram odcinki pierwszy, trzeci, piąty i szósty, gdyż czuć tutaj klimat apokalipsy zombie. Drugi jest ciekawym rozwiązaniem, ale komediowy sznyt nie do końca pasuje do całości. Do tego komputerowe efekty pozostawiają wiele do życzenia, tak samo jak zakończenie.

Ciekawa forma

Podoba mi się, że twórcy nie boją się bawić formą przekazu. Wprowadzenie motywu nawiedzeń, amnezji, odizolowania czy zabawy czasem jest ciekawym rozwiązaniem oraz na pewno wartym docenienia, mimo że nie zawsze wychodzi idealnie. Jak to bywa w całym uniwersum, tak i tutaj opisywane są ludzie reakcje, emocje oaz pobudki. Często na pierwszy plan wychodzą najgorsze instynkty. Zmusza to do zastanowienia się nad swoimi działaniami, oraz tym, co byśmy zrobili w danej sytuacji.

Ostatecznie…

Podsumowując, wato jest obejrzeć Tales of the Walking Dead, nawet jeśli nie każdy odcinek to do końca dobre kino. Przedstawiona forma pozwala wybrać konkretne epizody i tak na prawdę nie trzeba znać całości. Odniesienia do pierwotnego show na pewno przypadną do gustu fanom. Trzeba jednak przyznać, że przedstawione historie są różnorodne, niepowielane, odmienne od siebie i często zaskakujące, a to wszystko, w mniejszym lub większym stopniu, osadzone w głównym nurcie. I jak sam tytuł sugeruje, są to około czterdziestopięciominutowe opowiadania, które mogą przerodzić się w oddzielne seriale. Taką formę na pewno docenią odbiorcy mający dość wielosezonowych tasiemców.

Za możliwość przedpremierowej recenzji dziękujemy AMC Polska.

Wkrocz ponownie do świata zombie. „Tales of the Walking Dead” – przedpremierowa recenzja serialu

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Wielki powrót do świata zombie w innej niż zawsze formie.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Wielki powrót do świata zombie w innej niż zawsze formie. Wkrocz ponownie do świata zombie. „Tales of the Walking Dead” – przedpremierowa recenzja serialu