Nie będzie odkrywczym stwierdzenie, że każdy kraj tworzy własne produkcje telewizyjne, w języku swoich widzów i osadzonych w ich kulturze. W końcu oglądamy seriale polskie, prawda? I te amerykańskie, z dzielnymi detektywami i fantastycznymi stworzeniami? Albo brytyjskie, o mistrzach dedukcji, bądź rodzinie królewskiej? Sporo się z nich uczymy – o tych krajach, zwyczajach, systemie prawnym, ale również języka (kto ich nie ogląda, tłumacząc sobie, że przecież się to tak, jakby odrabiał pracę domową z zajęć językowych, niech pierwszy podniesie rękę).
Dlaczego więc nie mielibyśmy sięgnąć również po takie pochodzące z innych, nie tylko anglojęzycznych krajów – na przykład z Azji?
Hegemon produkcji kulturowych: j-dorama
Japońska kultura popularna to jeden z najważniejszych materiałów eksportowych tego kraju, soft power zapewniający Krajowi Kwitnącej Wiśni wysoką pozycję międzynarodową – i to pomimo faktu, że posiadacze praw licencyjnych niechętnie odsprzedają je innym. Z jednej strony mamy do czynienia z narodem, który kocha biurokrację i wyniósł ją do rangi sztuki. Z drugiej nie bardzo mu zależy na tym, aby świat oszalał (bardziej) na punkcie ich produkcji, dlatego nie próbuje nawet zwiększyć dostępności dla tych, co chcieliby się z nimi zapoznać – poza kilkoma wyjątkami, które możemy właściwie policzyć na palcach. Wyraźnie widać to w kwestii filmów, jak i seriali, czyli tak zwanych doram (jap. ドラマ), dla ułatwienia nazywanych dramami, albo w tym przypadku: j-dramami (zapisywane również bez łącznika).
Ostatnie kilka lat troszeczkę zmieniły kwestię dostępności seriali japońskich – głównie dzięki staraniom Netflixa, jak i inwestowaniu w oryginalne produkcje tworzone w Japonii – sprawdźcie na przykład ciekawe, brytyjsko-japońskie Giri/Haji (2019) – czy powstaniu VIKI, na którym znajdziemy dramy również z innych krajów Azji, w fanowskich tłumaczeniach. W tym serwisie możemy wykupić subskrypcję albo godzić się na oglądanie z reklamami – jedyną wadą tego rozwiązania jest to, że cały czas potrafią pojawiać się te same spoty i to nie raz, a ze dwa-trzy z rzędu. Można też najpierw obejrzeć je (puścić) wszystkie, a potem cofnąć do początku odcinka – też działa.
Telewizja w Japonii zaczęła nadawać regularne programy w 1953 roku, od kiedy założono NHK (Nippon Hōsō Kyōkai). Początkowo najwyższe miejsce na liście najczęściej oglądanych produkcji posiadały te rozrywkowe, a za nimi tak zwane powieści telewizyjne (terebi shōsetsu, jap. 連続テレビ小説) – dzisiaj nazwalibyśmy je serialami – jak i krótkie, piętnastominutowe asadora (jap. 朝ドラ), czyli poranne dramy oraz dramaty-rzeki (taiga dorama, jap. 大河ドラマ). Duży wpływ na to, jak to się stało, że te pierwsze formaty zmieniły się w znane nam dramy, miały produkcje amerykańskie, inspirując twórców do poszukiwania własnych ścieżek oraz rozwiązań dopasowanych do oczekiwań widzów i widzek. I tak coraz częściej na ekranach pojawiały się komedie, obrazy detektywistyczne proceduralne, historie romantyczne, superbohaterskie, w tym tokustasu z najbardziej charakterystycznym chyba ich podgatunkiem, jakim jest super sentai (który zainspirował zwrotnie powstanie Power Rangers). Ale w telewizji można było również oglądać adaptacje klasycznych dzieł literatury oraz mang.
Przykład produkcji tokusatsu
Dzisiaj właściwie trudno będzie nazwać gatunek, który nie znalazł swojego miejsca na japońskich ekranach telewizyjnych. Fakt, że inspiracją do produkcji – zwłaszcza tych z idolami – są komiksy, powinien dużo nam w tej kwestii wyjaśnić. Same jdoramy, z wyłączeniem dramatów-rzek, emitowane są w cyklu czterech sezonów, zgodnych z porami roku – wiosna: kwiecień-czerwiec, lato: lipiec-wrzesień, jesień: październik-grudzień, zima: styczeń-marzec. Na każdy taki przypadają trzy miesiące, w ciągu których dany tytuł jest wyświetlany w całości. Dramy w niezwykle rzadkich przypadkach mają więcej niż jeden sezon (ten rozumiany jako ciąg dalszy przygód bohaterów i bohaterek), co nie oznacza, że takich przypadków nie ma. Po prostu w porównaniu do choćby telewizji amerykańskiej może nas ta tendencja zdziwić.
Sposób nadawania oraz podejście do zarabiania na już popularnych tytułach to nie jedyne, wyróżniające j-dramy na rynku serialowym, cechy. Musimy pamiętać o tym, że japońskie telewizje operują znacząco mniejszymi budżetami, ale wcale nie mają mniejszych ambicji co do pokazywanych przez siebie historii. Znajdziemy wśród nich takie, które właściwie nie potrzebują wiele, aby zachwycić czy urzec – dla mnie takimi opowieściami zawsze będą wzruszające Ima ai ni yukimasu (2005) czy Ichi rittoru no namida (2005). O tym, jak mogą wyglądać japońskie seriale policyjne, mogliśmy się przekonać w 2017 roku, kiedy TVP wyemitowało CRISIS: Kōan Kidō Sōsatai Tokusō-han jako Grupę specjalną KRYZYS – wciąż można go zresztą obejrzeć na VOD.
Wśród j-dram znajdziemy również takie, które bawią fabularnymi rozwiązaniami, zaczerpniętymi na wprost z mang, jak w Nodame Cantabile (2006) czy Hanazakari no kimitachi e (2007). Pojawiające się nagle w pokoju postacie, wychylające się spod kadru, chociaż drzwi wyraźnie były zamknięte, a później rozważające, jak właściwie udało im się wejść, gdyż rzeczywiście to dziwne. Tokusatsu to już seriale wymagające, wydawałoby się, dużego nakładu finansowego, żeby nie wyglądały w naszych oczach kiczowato – tyle, że przez lata owa niskobudżetowość stała się niejako ich znakiem rozpoznawczym oraz stylistyką. Warto zatem pamiętać, że te przesady, wyolbrzymione reakcje czy zabawni złole to kwestia zupełnie innych oczekiwań oraz gatunkowych wyznaczników. A te gorszej jakości efekty specjalne? Czasem to one tworzą cały czar tych seriali, a ta umowność jest tym, co przyciąga zafascynowanych widzów przed ekrany i to nie tylko w Japonii.
Otwarcie na Zachód: k-drama
Koreańska telewizja wystartowała w 1956 roku wraz z rozpoczęciem nadawania przez eksperymentalną stację HLKZ-TV, działającej aż do pożaru. Między innymi dlatego w 1961 roku założono funkcjonujące do dzisiaj KBS (Korean Broadcasting System, kor. 한국 방송 공사), które jako pierwsze zaczęło regularną emisję programów w całej Korei. Już rok później powstał pierwszy serial produkcji stricte koreańskiej i, chociaż rodzime produkcje wciąż tworzono, do lat 80. na ekranach dominowała przede wszystkim rozrywka importowana ze Stanów Zjednoczonych. Warto w tym miejscu dodać, że po wojnie koreańskiej byli żołnierze oraz obywatele Ameryki dość długo przebywali na terenie Korei Południowej, co również miało swój wpływ na kształtowanie się powojennych oczekiwań, kultury oraz estetyki.
Japońskie teksty popularne – komiksy, animacje, filmy, seriale – zawitały oficjalnie do Korei Południowej w latach 90., gdy zniesiony został zakaz importowania produktów z Kraju Kwitnącej Wiśni, wprowadzony na fali uzasadnionego resentymentu po II wojnie światowej. Wcześniej też pojawiały się one w kraju, ale, no cóż, nielegalnie. Sęk w tym, że pomiędzy dominacją dwóch obcych krajów, produkcje rodzime początkowo nie oferowały dostatecznie atrakcyjnej alternatywy ze względu tak na tematykę, jak i jakość. Ale, jak wiemy po dzisiejszym obrazie koreańskiej popkultury – sytuacja uległa zmianie. Dzięki planowi, badaniom oraz ambicji tych, którzy mieli dość zasobów, aby finansować te projekty.
Nie na darmo używam określenia „projekt” – za Hallyu (kor. 한류), Koreańską falą, stały bowiem dokładne badania rynkowe i biznes plany. Oparte o wszechstronnie uzdolnionych oraz wykorzystywanych idoli, śpiewających, grających, obecnych w programach rozrywkowych, mediach. Powoli zaczął on przyciągać uwagę coraz większej rzeszy fanów – której gros rozpoczynało swoją fascynację Azją od popkultury japońskiej. Później Hallyu umocowało się na tyle w świadomości, że przestało potrzebować pośrednika. Pochodzący z Korei Południowej idole rzeczywiście osiągają statusy gwiazd międzynarodowych, wystarczy spojrzeć chociaż na karierę BTS.
A same dramy? O nich na Popbookowniku pisała już Joanna Posorska, więc w tym miejscu dodam, że jeśli zajrzycie na Netflixa, znajdziecie ich naprawdę wiele – i to nie tylko oryginalnych, Netflixowych produkcji. Wśród nich znalazły się również całkiem wiekowe produkcje, takie jak Full House (2004) z gwiazdą koreańskiej sceny r’n’b, Rainem, czy First Shop of Coffee Prince (2007). Dodatkowo k-dramy można oglądać również na już wspomnianym VIKI. I naprawdę jest w czym wybierać – Koreańczycy, ponownie jak Japończycy, postawili na raczej zwarte serie, a nie tasiemce (chociaż tych też trochę mają, nie udawajmy, że nie) – zwykle liczą trochę więcej odcinków niż te ich sąsiadów (średnio między 16. a 20.), epizody zaś są nieco dłuższe. A historie? Jak pisała Joanna – naprawdę jest w czym wybierać.
Zapomniane dzieci Azji: ch-drama i t-drama (x2)
Na koniec chciałabym wspomnieć o dramach pochodzących jeszcze z trzech innych, azjatyckich krajów, bardzo często pomijanych – mianowicie o produkcjach pochodzących z kontynentalnych Chin, Tajwanu oraz Tajlandii. Dwie pierwsze co rusz są mylone, w końcu w obu przypadkach aktorzy mówią po chińsku (gdzie nie zawsze jest to ten sam chiński, ale bez wcześniejszej wiedzy nie rozpoznamy, który jest który). A jednak różnią się znacząco pod względem tego, co w nich znajdziemy, głównie przez odmienne systemy polityczne.
Chińska Republika Ludowa bardzo pilnuje absolutnie wszystkiego związanego z produkcją kulturową, od pozwoleń na emisję, przez konieczność uzyskania akceptacji cenzorów bądź działania pod groźbą kary więzienia za złamanie obowiązujących przepisów. Widać to wyraźnie w przypadku The Untamed (chiń. Chen Quing Ling, 2019), serialu, jaki znajdziecie na Netflixie, a opartego na powieści danmei, czyli historii o męsko-męskiej relacji romantycznej, której ukazywanie jest w ChRL zakazane. Gdzie, jeśli byłby to serial produkcji tajwańskiej, ten problem by nie zaistniał – choćby dlatego, że zgodnie z prawem, w tym niewielkim państwie, jednopłciowe małżeństwa są legalne. Dlatego to właśnie tam powstał nagradzany, stworzony przez internetową telewizję HIStory, składający się z krótkich, zamkniętych opowieści o męsko-męskich związkach (znajdziecie go na VIKI).
Wracając na moment do Chin kontynentalnych, niesamowitą popularnością w międzynarodowych kręgach internetowych cieszą się pochodzące stamtąd produkcje wuxia i xianxia, właściwe temu krajowi podgatunki fantasy. Przywołane już The Untamed jest przedstawicielem właśnie tego nurtu. Jeśli pogrzebiecie trochę na Netflixie, znajdziecie więcej podobnych tytułów – tak samo na VIKI czy innej aplikacji serialowej, weTV. Ale, oczywiście, to nie wszystko, co ma do zaoferowania jeden z największych rynków konsumpcji popkultury – wśród produkcji znajdziemy obyczajowe seriale romantyczne, jak Love O2O, również oparte na powieści.
Tajskich seriali i filmów na w miarę przystępnych aplikacjach jest niewiele – jeśli chce się obejrzeć konkretny tytuł, trzeba się sporo nagrzebać w tej części internetu, której producenci nie za bardzo lubią. Albo wybrać bardziej niszowych nadawców, umieszczających swoje seriale na przykład na YouTube i to z napisami – takim kanałem jest choćby GMMTV. Do niedawna na Netflixie można było znaleźć sporo filmów, głównie akcji, z dużą liczbą scen walki, a mniej – obyczajówek. Aktualnie w ofercie pojawiło się ich nieco więcej, jak The Stranded (2019) czy Girl from nowhere (2018).
A to wciąż nie jest cała Azja.
Przygoda na długie godziny
Świat seriali jest tak bogaty, jak wiele jest krajów, które je produkują. Na różnych krańcach świata znajdziemy formaty oraz gatunki doskonale nam znane, oraz takie, z jakimi nie mieliśmy szans się zetknąć – tokusatsu, xianxia oraz sporo innych. Każdy z nich przyjmuje właściwą sobie estetykę i stylistykę, operuje różnymi budżetami, odniesieniami kulturowymi oraz poczuciem humoru.
I wiecie co? Redaktorzy Popbookownika postanowili pomóc wam nawigować po tych szerokich wodach.
Dla przypomnienia, w tekście wspominam następujące platformy streamingowe:
- Netflix,
- VIKI,
- weTV,
- YouTube.
Bibliografia
Clements J., Tamamuro M. (2003). The Dorama Encyclopedia: A Guide to Japanese TV Drama Since 1953, Stone Bridge Press: Berkeley, CA.
Kim C. N. (2012). K-Pop. Roots and Blossoming of Korean Popular Music, Hollym International Corp: Seoul.
Kim, D. K., Kim, S.-J. (2011). Hallyu from its Origins to Present: Overview. W D. K. Kim & M.-S. Kim (Red.), Hallyu. Influence of Korean Popular Culture in Asia and Beyond (s. 13–34). Seoul National University Press: Seoul.
Korean Culture and Information Service. (2011), K-Drama. A New TV Genre with Global Appeal. Korean Culture No. 3, Seoul.
Melanowicz, M. (2009). Japoński dramat telewizyjny. Mukōda Kuniko, Yamada Taichi i taiga dorama, Wydawnictwo Akademickie Dialog: Warszawa.
Russell, M. J. (2012) Pop goes Korea. Behind the Revolution in Movies, Music, and Internet Culture, Stone Bridge Press: Berkeley, CA.
Włodarczyk, A. (2013). J-pop i K-pop. Azjatyckie boysbandy porywają Europę. Kwartalnik Artystyczny BLIZA, 4(17), 189–196.
Włodarczyk, A. (2016). Azjatycki serialowy gender bender i gender confusion. W D. Bruszewska-Przytuła, M. Cichmińska, P. Przytuła (Red.), Seriale w kontekście kulturowym. Sfery życia—Z życia sfer (s. 47–61). Instytut Polonistyki i Logopedii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.