W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry

-

Podobno każdy z nas ma swoją drugą połówkę kogoś, kto jest nam przeznaczony, z kim spędzimy życie, ciesząc się każdym jego aspektem. Dla części z was ta wizja może wydawać się absurdalna, ale mogłoby być znacznie gorzej. Co zrobilibyście w sytuacji, gdy konieczna okazałaby się podróż poprzez kolejne, nieodkryte dotąd krainy, nie po to, by połączyć się z ukochanym, lecz by odnaleźć własną duszę? Brzmi co najmniej niecodziennie, ale w Etherborn nic nie jest zwyczajne.
Wspaniała piątka

Stworzenie gry wideo od podstaw to wielki wyczyn. Tak, wiem, że istnieje dziś wiele programistycznych narzędzi, znacznie ułatwiających pracę potencjalnym twórcom, specjalne portale crowdfundingowe, a niektóre dzieła powstają przy zaangażowaniu tylko jednego człowieka. Jeśli spojrzycie jednak na drugą stronę monety, gdzie wielkie firmy zatrudniające tysiące pracowników, przez lata pracują nad (bardzo często niekompletnymi) tytułami, docenicie, mam nadzieję, te małe, pomijane na wielkich targach, studia. Takie jak na przykład Altered Matter, gdzie zaledwie piątka ludzi poddała się ogarniającej ich pasji i stworzyła Etherborn. Jestem szczerze przekonany, iż końcowy efekt przedstawia się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażali od początku. Jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki chciałem bliżej poznać rodziców mojego nowego znajomego. Przeglądając ich stronę internetową, czytając podane ogłoszenia dotyczące projektu, nie sposób nie odnieść wrażenia… dążenia do ideału. A przecież to dopiero pierwsze dziecko tego studia, gracze z pewnością wybaczyliby kilka ewentualnych błędów. Jednakże, jak głosi motto wydawcy „(…) naszym celem jest użycie rozrywki jako sposobu na wyrażenie artystycznej ekspresji.” A w wizji artysty jest niewiele miejsca na niedoskonałość.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry
Screen z gry
Forma wspaniała…

Od pierwszych chwil z grą uszy wniebowzięte trafiają do raju, a gałki oczne nie są w stanie pochwycić złożoności świata, dopracowania kształtów oraz kolorów. Muzyka rozbrzmiewa w słuchawkach powoli, dostosowując się do aktualnej sytuacji na ekranie. Z czasem przyśpiesza, by zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo czy też konieczność działania, by potem zwolnić, pomagając w skupieniu i wyciszeniu. Współgrając ze światłem i natężeniem barw, kreuje niesamowicie żywy, momentami wręcz magiczny, świat. Wielu z was spojrzy na screeny i zakwestionuje moje słowa – rozumiem, że nie jest to Dziki Gon ani RDR2. Ale przecież nie musi. Etherborn zachwyca na swój własny sposób. Choć, jeśli spojrzeć pod kątem mechaniki, to kolejna gra opierająca się na zmiennych światach, ruchu 3D oraz spojrzeniu z punktu widzenia trzeciej osoby. Patrząc na (nie boję się użyć tego słowa) dzieło ze stajni Altered Matter, przyrównujemy je na przykład do Super Mario 3D.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry

Jestem świadom, że to bardzo daleko idąca analogia, ale fundamentalnie bardzo prawdziwa. Pozwala ujrzeć zbieżności, ale też różnice – a to one przecież świadczą o unikalności gry. Bo choć zapewne w przeszłości wiele było podobnych, a w przyszłości naśladowców nie zabraknie, oryginał jest tylko jeden. Cieszący wszystkie zmysły, pochłaniający od pierwszej minuty, nakłaniający do dalszych kroków i ciągłego główkowania. Tego ostatniego z pewnością nie zabraknie – jednym z fundamentów przygody w wykreowanym tu świecie jest rozwiązywanie zagadek, poszukiwanie nowych szlaków i sposobów na otwarcie kolejnych poziomów. Wejścia do etapów prezentowane są w postaci portali na wielkim drzewie. Czyżby nawiązanie do Yggdrasil – znanego z nordyckiej mitologii Drzewa Światów? Nie wiem, co poeta miał na myśli, ale właśnie to jest w tym wszystkim najlepsze: nie muszę się zastanawiać. Wystarczy usiąść i dać się pochłonąć.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry
Screen z gry
…tylko treści brak.

Niewielki zgrzyt pojawia się, gdy gracz zada sobie pytanie: „Jaki jest cel tej podróży?”. Nie zrozumcie mnie proszę źle – czasem jasno określony sens wędrówki konieczny to zbędność, a sama wyprawa może stać się największą przygodą. Jeśli ktoś pragnie zgłębić ten wątek, zalecam dzieła bliżej związane z filozofią, nie z grami wideo. Wracając do sedna – nasz awatar to istota ludzka, poszukująca swej duszy, zagubionej pośród krain wszechświata. Kierowana przez przyjemnie brzmiący dla ucha głos, eksploruje coraz to nowe poziomy, rozglądając się za zgubą. Motyw ten z pewnością wystarczy zdecydowanej większości odbiorców. Dlaczego więc panowie i panie z Altered Matter przeszkadzają w poszukiwaniach kilkuminutowymi przerywnikami, z których nic nie wynika? Naprawdę, krótkie wprowadzenie, tuż przed ekranem tytułowym, spokojnie by wystarczyło. A tak, co jakiś czas, dostajemy ten sam komunikat, tylko ubrany w nowe słowa. Gdzieś tam jest twoja dusza, pośród tych ruin zostałeś sam, przybądź do mnie, odrodzisz się, i tak dalej, aż do znudzenia. Niestety wstawek tych nie można pominąć, a nie niosą ze sobą żadnych nowych treści.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry
Screen z gry

Na szczęście wynagradza to sama rozgrywka. Kolejne światy różnią się od siebie praktycznie wszystkim – konstrukcją, motywem, muzyką, kolorami – jedno pozostaje jednak niezmienione. Mechanika gry, opierająca się na manipulacji grawitacją, by dostać się do pozornie niedostępnych miejsc. Najczęściej po to, by zebrać znajdujący się tam kryształ. Ten natomiast trzeba włożyć do specjalnego gniazda, by odblokowała nam się nowa część mapy. Brzmi banalnie, prawda? Otóż wcale takie nie jest. Łamigłówki naprawdę bywają trudne i na jednej planszy spokojnie możemy spędzić godzinę z okładem. Plusem jest automatyczny zapis – gdy „przypadkiem” spadniemy z klifu, system automatycznie wczyta nas zaledwie kilka kroków wcześniej. Nie pomaga jednak sterowanie. Twórcy, jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki, sugerują użycie pada, mającego jakoby zwiększyć naszą przyjemność z gry. Muszę przyznać im rację: Etherborn nie zostało zaprojektowane na klawiaturę, prawdopodobnie sterowanie przekonwertowano dopiero później. Jednakże dla chcącego nic trudnego, klawisze WSAD oraz SPACJA w zupełności wystarczą. Musicie się jednak uzbroić w dodatkowe zasoby cierpliwości.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry

  • Przepiękny świat gry,
  • Soundtrack, który współgra z rozgrywką,
  • Prostota sterowania oraz zasad eksploracji.

W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry

  • Fabuła napisana na ostatnią chwilę, 
  • Nic niewnoszące animowane przerywniki,
  • Brak polskiej wersji językowej.

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Świetny pomysł, by jednocześnie odstresować się oraz dać wycisk szarym komórkom. Tylko pamiętajcie o słuchawkach – ścieżka dźwiękowa ułatwi relaks, więc trudniejsze łamigłówki nie zirytują was tak szybko.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Świetny pomysł, by jednocześnie odstresować się oraz dać wycisk szarym komórkom. Tylko pamiętajcie o słuchawkach – ścieżka dźwiękowa ułatwi relaks, więc trudniejsze łamigłówki nie zirytują was tak szybko.W poszukiwaniu czegoś więcej. „Etherborn” – recenzja gry