Superman jest chyba najbardziej rozpoznawalnym superbohaterem w kulturze popkulturnej. Od czasu pierwszych komiksów z 1938 roku, przez pamiętne filmy z Christopherem Reevem (1978, 1980, 1983, 1987) – ten ukrywający się pod postacią niepozornego dziennikarza Clarka Kenta przybysz z innej planety towarzyszy nam już naprawdę długo. I chociaż nigdy nie należał do moich ulubieńców, sam fakt że przez tyle lat utrzymał wysoką pozycję w rankingach popularności skłonił mnie do zapoznania się bliżej z jego komiksowymi przygodami.
A że w moje ręce wpadł Superman: Wielokrotność, tom 3 cyklu „Superman: DC: Rebirth”, postanowiłam sprawdzić jak ten heros przetrwał próbę czasu. Niestety, okazało się, że akurat ten komiks nie był dobrym wyborem dla nowego odbiorcy. O szczegółach przeczytacie poniżej.
Tekst jest w miarę możliwości wolny od spoilerów.
O fabule słów kilka
Tym razem mamy do czynienia nie z jednym, a z kilkoma wcieleniami Supermana – i wszystkie są w kłopotach. Kenan Kong, czyli Superman z Chin, został porwany. Kal–El, Czerwony Syn z Ziemi 30 – zniknął bez śladu. Obrońca Świata Snów, czyli Słoneczny Superman również zaginął. Ktoś lub coś próbuje zaszkodzić wszystkim Supermanom z multiuniversum.
Cokolwiek stoi za zniknięciami, Człowiek ze Stali znany również pod swoim prawdziwym imieniem Kal–El, największy z bohaterów naszego wymiaru, musi zacząć współpracować z Międzywymiarową Ligą Sprawiedliwości – fascynującym zespołem superbohaterów z 52 światów. Nie ma na dodatek wiele czasu, aby namierzyć porywaczy i uwolnić swoich odpowiedników.
Tymczasem, jak to zwykle bywa z kłopotami i tym razem zjawiają się całym stadem. Problemy spadają również na głowy Kentów,sprawiając, że . zarówno syn, jak i ojciec muszą zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem.
Chociaż motyw znikających bez śladu bohaterów nie jest specjalnie oryginalny ani nowy, to przyznaję, że w tym wypadku mnie zaintrygował. Trochę żałowałam, że to „nasz” Superman będzie ratował pozostałych, gdyż dużo ciekawszym fabularnie rozwiązaniem byłoby oddanie tego zadania w ręce kogoś innego. Niezależnie jednak od tego uznałam, że opis brzmi dostatecznie ciekawie, aby przyjrzeć się komiksowi.
Dla porządku muszę wtrącić, że główny zły tego tomu jest rozczarowująco nijaki, być może dlatego, jeśli dobrze się doczytałam, nie powrócił do tej pory w żadnym innym zeszycie. Wspomniałam wcześniej, że ten komiks nie był najlepszym wyborem, jeśli chodzi o zapoznawanie się z serią – otóż mocno nawiązuje do innego, niewydanego w Polsce – The Multiversity Petera Granta i, najprawdopodobniej z powodu braku znajomości tegoż, mialam problem z „wgryzieniem się” w fabułę.
Coś dla oczu
Chociaż fabuła to bardzo ważny element powieści graficznych, to sama grafika jest równie istotna. W tomie Superman: Wielokrotność nad tym elementem czuwało aż 10 (!) artystów – Jorge Jimenez, Ivan Reis, Joe Prado, Ryan Sook, Ed Benes, Clay Mann, Tony S.Daniel, Sandu Florea, Seth Mann i Sebastian Fiumara. O kolorystykę zadbało sześciu – ponownie Ryan Sook, a poza nim: Alejandro Sanchez, Marcelo Maiolo, Dinei Ribeiro, Ulises Arreola i Dave Stewart. Muszę przyznać, że po tak imponującej liście z jednej strony spodziewałam się wyjątkowo estetycznego tomu. A z drugiej miałam też pewne obawy – taki ogrom rysowników mógł wpłynąć na spójność graficzną całości. I niestety tak się stało – chociaż twórcy wyraźnie starali się utrzymać wspólną linię, to ich indywidualne style przebijały się w rysunkach. Nie są to rażące różnice, ale zapewne będą tacy, którzy odczują to bardziej.
Sama stylistyka niespecjalnie przypadła mi jednak do gustu: nie jestem fanką nadmiernie umięśnionych sylwetek. W przeważającej mierze nie podobała mi się również kolorystyka: przeważają czerwienie i odcienie niebieskiego, co na dłuższą metę męczy oczy.
Podsumowanie
Mimo interesujących założeń fabularnych, komiks niespecjalnie mi się podobał. Część winy ponosi za to na pewno moje małe rozeznanie w tym (multi)uniwersum, ale nie tylko. Niezależnie jednak od mojej znajomości przygód Supermana, mogę z czystym sercem stwierdzić, że, antagonista tego tomu jest wyjątkowo mało ciekawy. Pod względem graficznym Superman: Wielokrotność nie przemawia do mnie również pod względem stylistyki, dlatego to, co zastałam w zeszycie było dla mnie nieco męczące. Całość oceniam raczej średnio.
Tytuł: Superman: Wielokrotność
Autorzy: Peter J. Tomasi, Patrick Gleason
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 132