Nadszedł ten dzień. Jeden z flagowych seriali Netflixa dobiegł końca. Jedni uważają, że to bardzo dobra decyzja, inni woleliby jeszcze poobserwować losy bohaterów Trzynastu powodów. Fakt jest jednak faktem, czwarty i zarazem ostatni sezon produkcji miał już swoją premierę. A co o nim sądzą Klaudyna i Monika?
W tekście pojawiają się spoilery.
Klaudyna: Nie będę ukrywać – ostatni sezon Trzynastu powodów dokończyłam tylko dlatego, że mnie namówiłaś. Po pierwszych dwóch odcinkach byłam przekonana, że nie dam rady przez to wszystko przebrnąć – poziom absurdu z trzeciej części cyklu został pobity i chyba chciałam zachować resztki sympatii do tego tytułu. No ale wizja milutkiego zakończenia dla jednego z ulubionych bohaterów była naprawdę kusząca, więc dziękuję, że mnie przekonałaś. Szkoda tylko, że dostałam cios prosto w łeb, gdy okazało się, że owszem, Alex dostaje swoje pozytywne zakończenie, ale zdecydowanie gorzej kończy mój drugi ulubieniec. Oglądałam finałowe odcinki w pociągu i wyłam tak mocno, że chyba wszystkie wagony słyszały.
Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?!
Monika: Wybacz! Nie chciałam Ci spoilerować, jeśli Cię to pocieszy, moja siostra, wielka miłośniczka serialu, rzucała mi krzywe spojrzenia podczas finalnych epizodów. Rzeczywiście, twórcy zrobili coś, czego raczej nikt się nie spodziewał. Bardziej stawiałam, że coś spotka Zacha, bowiem on w tej odsłonie przeszedł najśmielsze oczekiwania, ale nie. I muszę przyznać, że nie do końca przekonuje mnie rozwiązania z Justinem. Ta tragedia była wymuszona, nie do końca pasowała do tego, co się działo w tym sezonie.
Odsłonie bardzo nierównej, bo początek rzeczywiście jest niezwykle… przeładowany wszystkim. Zapewne nie byłoby tak źle, gdyby nie fakt, że tyle nieszczęść spotyka ciągle tę samą grupkę osób, dzieje się w tej samej szkole. Nawet jak na serial młodzieżowy to zdecydowanie za wiele…
Klaudyna: A lubiłaś postać Justina? Bo dla mnie to był od pierwszych odcinków absolutny numer jeden. I mimo cienia padającego na jego osobę w pewnych momentach i tak go kochałam.
Monika: Justin na początku nie zyskał mojej sympatii, z wiadomych przyczyn. Później jednak zmienił się, doszła historia o jego rodzinie, to jak zaprzyjaźnił się z Clayem. Jednak moim ulubieńcem jest i był Alex. Postać, która bardzo się zmieniła od pierwszego sezonu. A finalne odcinki, to, co dostał ten bohater… Miód na moje serce, puchatość nad puchatościami i ciasteczkowa rozkosz!
Klaudyna: Przyznam, że ucieszyło mnie jego zakończenie, ale – i tutaj może Cię zaskoczę – ja ewidentnie jestem #teamwinston i mimo ciepełka w sercu czułam lekkie ukłucie żalu, że to się tak ułożyło.
Monika: Z tym trójkątem mam małą zagwozdkę. Winston tak naturalnie dopasował się do świata Alexa, jego odkrywania siebie na nowo. Pasowali do siebie, ale po tym, jak Standall zerwał znajomość, Winston nie walczył o niego, nie próbował dociec, co się stało i przedstawić swój punkt widzenia. A Charlie… To jest tak kochana postać, tak pełna empatii… Pasuje do Alexa, tylko rozwój tego związku nie powinien być tak szybki. Wolałabym, gdyby sezon wcześniej powoli zaczęło coś iskrzyć między nimi, a nie nagle Ciasteczkowy Miłośnik zakochuje się w Standallu.
Klaudyna: Tutaj się zgadzam – Winston zachował się beznadziejnie i po prostu rozczarował tym, że tak łatwo odpuścił sobie tę relację. Swoją drogą – przerabiałam coś takiego w realnym życiu i wiem, jak długo za facetem ciągnie się żal za tym, że był takim nieogarem. Za to Charlie to rzeczywiście przesłodki chłopak i tak miłe zakończenie po prostu im się należało.
A którą postać żeńską będziesz wspominać najlepiej? Bo ja tutaj widzę u siebie problem – chyba nie mam takiej. Jako jedna z nielicznych lubiłam Hannę, ale jej postać funkcjonowała w serialu tak dawno temu, że już ledwo ją pamiętam.
Monika: Niestety ja też mam problem z żeńskimi postaciami w serialu. Były bardzo źle rozpisane, wręcz irytowały. Hannah w pierwszym sezonie była najmocniej wyeksponowana i widz skupiał na niej uwagę, ale wiele jej decyzji denerwowało. Ani to postać dodana na siłę, żeby wpłynąć na Bryce’a i wtedy jeszcze miała rację bytu, jednak w ostatniej odsłonie obrazu chodzi z kąta w kąt, miota się, nagle twórcy w ogóle się jej pozbywają, by potem powróciła i nadal nic nie wnosiła do fabuły. A Jess? Wolę nawet nie pisać. Wiem, przeszła bardzo wiele i to ma wpływ na jej zachowanie, ale nie byłam w sanie jej polubić.
Klaudyna: Ja miałam podobnie. Nigdy nie polubiłam Jess, mimo że miała zadatki na fajną, silną postać kobiecą, która mogłaby być wzorem dla nastolatek zmagających się z traumą. Przez większość czasu miałam jednak wrażenie, że oglądam wiecznie sfochowaną królewnę, która od rana do nocy udaje kogoś, kim nie jest, i swoim paskudnym zachowaniem odpycha wszystkich dookoła.
Lubiłam za to Hannah, bo wiele nas łączy i żałuję, że nie powstał żaden prequel, który pokazałby więcej jej przeszłości. Te urywki z retrospekcji to dla mnie za mało i naprawdę z przyjemnością obejrzałabym więcej. Szczególnie, że jestem fanką jej relacji z Zachiem.
Co do Ani – pojawiła się znikąd i dostała fatalne pożegnanie. Jak zabawka, którą wykorzystano przez chwilę, aby potem zostawić ją z totalnie ŻADNYM zakończeniem. To chyba jedna z największych słabości tego serialu – biorą się za coś i potem nie są w tym konsekwentni.
Monika: Niestety, ten sezon jest bardzo nierówny. Ma swoje plusy, jak choćby właśnie historia Alexa, zaskakuje, jak z Justinem, ale posiada sporo minusów, rozwój większości postaci. Ale nie powiem, chętnie zobaczyłabym spin-off o Standallu.
Klaudyna: O rety, tak! Tylko, błagam, niech w tym uniwersum nie istnieje Clay Jensen, bo chciałabym, aby moje nerwy nie były szargane jego widokiem. Z drugiej strony obawiam się, że o ile teraz jesteś szczęśliwa z powodu zakończenia, jakie zaserwowano Alexowi, przy spin-offie musiałabyś irytować się, w jakie dramy go wikłają. Bo oczywiście to jest punkt obowiązkowy każdej rasowej teen dramy. Byłabyś w stanie to spokojnie znieść?
Monika: Nie… Znając siebie, zapewne nie. Bo jeszcze by mi zaserwowali rozstanie, a tego bym nie zniosła! Może więc niech lepiej zostanie tak jak jest.
Klaudyna: Ciekawe, czy nasi czytelnicy też chcieliby jakiegoś prequela albo spin-offu. Bo z jednej strony cieszymy się, że już po wszystkim, a z drugiej – ja mam tak na przykład z Plotkarą i Pamiętnikami Wampirów – czasem chciałoby się jeszcze powrócić do tego świata. Co myślisz?
Monika: Ci, którzy pokochali ten serial, zapewne chcieliby zobaczyć, co dzieje się z ich ulubionymi postaciami rok czy dwa po zakończeniu szkoły. Mógłby powstać taki film, tylko może już bez takiego nagromadzenia traumatycznych wydarzeń w jednym miejscu…