„W pracy jest morderczynią o uznanej renomie, w domu – samotną matką nastolatki. Zabijanie? W porównaniu z rodzicielstwem to bułka z masłem.”
Nie wiem dlaczego, ale po treści netflixowego opisu spodziewałem się komedii. Co prawda wypełnionej akcją, jednak dość lekkiej, wręcz o zabarwieniu familijnym. A potem wciskam „play” na pilocie i śmiać mogę się jedynie z własnej niewiedzy.
Ignorancja
Przyznaję ze wstydem, nie śledziłem zbyt szczegółowo (a tak naprawdę to w ogóle) newsów o ostatnim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie. Gdybym bardziej się postarał, Kill Boksoon nie byłby dla mnie aż takim zaskoczeniem: to właśnie tam film miał międzynarodową premierę. Ba, podobno po projekcji zyskał sporo pozytywnych komentarzy, zarówno od widzów, jak i profesjonalnych krytyków. Nie powinno to zresztą dziwić: za scenariusz i reżyserię odpowiada niejednokrotnie nagradzany Byun Sung-hyun, a i dla głównej bohaterki, Jeon Do-yeon, nie jest to debiut (wspomnę choćby o Złotej Palmie w Cannes w 2007 roku). Od strony technicznej wszystko wygląda wręcz przepięknie, a więc budżet produkcji też nie był mikroskopijny. Dlaczego więc po godzinie seansu, blisko połowie całego filmu, musiałem zrobić sobie mocną kawę, by nie zasnąć?
Prawie…
Kill Boksoon wygląda tak, jakby ktoś zobaczył Johna Wicka (którąkolwiek część, bez różnicy) i stwierdził: „Profesjonalni zabójcy to świetny pomysł na fabułę, ale ten film jest dla dzieci. Pora zrobić taki dla dorosłych, pełen treści i ludzkich problemów.”. Po czym stworzył scenariusz na kilkuodcinkową k-dramę, ale niestety brakło pieniędzy i skończył z ponaddwugodzinnym dramatem. Dosłownie i w przenośni.
A zaczynia się bardzo ciekawie, wręcz „klasycznie nietuzinkowo”: wytatuowany od stóp do głów mężczyzna budzi się w samej bieliźnie, na środku bocznej, miejskiej ulicy. Wokół ciemna noc i ani żywej duszy, oprócz kobiety ubranej w strój pokojówki. Oczywiście rzuca mu ona wyzwanie do walki, podając szlafrok oraz czterystuletni japoński miecz. Sama sięga po toporek z marketu, po czym następuje długa, acz bardzo satysfakcjonująca sekwencja pojedynku. Bohaterowie przekomarzają się, wyprowadzają ruchy, które zapewne przez godziny ćwiczyli z choreografami. Kamera co rusz zmienia swe położenie, pokazując nam starcie w całkowicie nowy sposób. Minuty mijają, ja nie wiem praktycznie nic o postaciach na ekranie, jednak siedzę przed telewizorem jak na szpilkach. Napięcie wręcz wylewa się z ekranu, a jedyne, co je powstrzymuje, to świetne napisany dialog, okraszany odrobiną nienachalnego humoru, skromna scenografia oraz szósty zmysł reżysera, przeniesiony na operatorów wyczyniających prawdziwe cuda. Pojedynek kończy się równie niespodziewanie, co się zaczął (pozdrawiam fanów Poszukiwaczy zaginionej Arki, którzy na pewno docenią pewien konkretny motyw), a ja nie mogę się doczekać, by poznać bliżej legendarną zabójczynię Boksoon.
…robi różnicę
W tym momencie zostawiamy te kilka minut epickości za sobą i zanurzamy się w odmęty telewizyjnej k-dramy. Nastoletnia córka mnie nie szanuje i nie chce ze mną rozmawiać. Nie mam męża i czuje się samotna. W pracy chcą mnie wygryźć: zarówno ci niżej w hierarchii, jak i zazdrośni na samym szczycie. Zapijam więc smutki ze starymi kumplami w tanim barze, nie starając się w żaden sposób rozwiązać dowolnego z powyższych problemów.
Sam już nie wiem, czego się spodziewałem.
Wiadomo, nie liczyłem na strzelaniny i morderstwa w każdej scenie (choć to niby film o profesjonalnej zabójczyni), ale tu się tak mało dzieje… Wraz z główną bohaterką kręcimy się w kółko, nie dając żadnemu z wątków w pełni wybrzmieć. Zbuntowana córka, gdy tylko pojawia się na ekranie, zaraz znika. Dlaczego ma mi zależeć na ich relacji? Sceny przygodnego seksu są tu całkowicie niepotrzebne, podobnie jak kwestia „udawania zwykłej, bogatej matki, by moje dziecko chodziło do najlepszej szkoły”. Naprawdę, legendarna assasynka z mnóstwem kasy nie mogła przez piętnaście lat wymyślić dobrej przykrywki dla swoich przychodów? I jeszcze ta „firma”, czyli korporacja zrzeszająca zabójców: bezczelna zrzynka Continentala i Wysokiego Stołu z Johna Wicka. Z tą różnicą, że tutaj wszystko jest okropnie nieprofesjonalne. Jakieś pseudozebrania, stażyści, kontrakty pisane na kolanie, widoczne jak na gołej dłoni walki o władzę, z którymi szef nic nie robi… A w tle mamy Boksoon, z brakiem pomysłu na swoje życie: zawodowe i prywatne. A jak już wpada na pewną koncepcję, to jest ona tak idiotyczna, że powoduje zamieszanie na całą drugą połowę filmu. Ale hej, dzięki temu mamy więcej scen akcji! A to chyba jedyny plus tej produkcji.
Nie jestem…
…profesjonalnym, filmowym krytykiem i nigdy nie będę. Radzę wam jako szary widz, lubiący gdy film jest czymś więcej niż układanką obowiązkowych dla produkcji danego typu wątków. Kill Boksoon ma wszystko, czego potrzeba, by stał się światowym hitem. Ale z jakiegoś powodu… nie słyszycie o nim na każdym portalu poświęconym kinie i streamingowi, prawda? Bo nie wystarczy stworzyć pięknych puzzli, trzeba je jeszcze ułożyć tak, by obraz tworzył całość. A tutaj wszystkie elementy są ze sobą ściśnięte przy pomocy brutalnej siły. Najlepiej będzie, jeśli sami sprawdzicie, jak przemówi do was ten fabularny chaos.
Tytuł oryginalny: Kill Boksoon
Reżyseria: Byun Sung-hyun
Rok premiery: 2023
Czas trwania: 2 godziny 17 minut