Trudna droga do równowagi. „Wszystkiego, co najlepsze” – recenzja książki

-

Chyba czekaliśmy na Wszystkiego, co najlepsze – powieść Mason Deaver z niebinarną postacią, wprawdzie sponiewieraną przez los, ale odnajdującą wsparcie w nieoczekiwanym miejscu. Postacią, której zmagania z opisaną w powieści rzeczywistością przekładają się również na warstwę językową, tym trudniejszą materię, że w polszczyźnie nieoswojoną. A jeśli to wszystko znajdziemy w książce może niezbyt skomplikowanej fabularnie, ale za to pokazującej kilka naprawdę istotnych elementów społecznego życia, dla większości niewidocznych, nie pozostawiając nas przy tym w poczuciu smutku i rozpaczy – tym lepiej.

Gdy wszystko się wali

Do tej chwili Ben przygotowywało się od dawna – przećwiczyło wszystko ze swoim najlepszym przyjaciołem, Miriam. Wybrało dobry termin, Sylwestra, gdy wszyscy siedzieli w domu, ciesząc się wspólnie spędzanym czasem, zrelaksowani. Było gotowe, aby powiedzieć rodzicom największą, skrywaną prawdę o sobie: że jest osobą niebinarną. Przecież rodzice jeno kochają, nawet jeśli czasem zbyt kontrolują czy koncentrują się na Benowych wynikach w nauce, nadal – są rodziną, a to coś znaczy. Co zatem może pójść źle? Jak się Ben przekonało – niestety, ale wszystko. Gdy w końcu, pokonując rosnącą panikę, powiedziało rodzicom, kim jest i jak prosi, by się do nieno zwracać – zostało wyrzucone z domu. Zrozpaczone, bose, nie wiedziało, co zrobić. Ostatecznie postanowiło zadzwonić do siostry, której nie widziało od dekady, gdy ta wyjechała na studia, nic nikomu nie mówiąc. Nie spodziewało się, że to straszne, traumatyzujące wydarzenie doprowadzi do odnalezienia nowego, bezpiecznego, a przede wszystkim wspierającego miejsca – Hannah i jej mąż, Thomas, nauczyciel w liceum Ben, nie tylko przyjęli no pod swój dach, pomogli zapisać się do szkoły, w jakiej pracuje jeno szwagier, ale okazali zrozumienie, na jakie nie mogło liczyć w rodzinnym domu. W tym całym pakiecie pomocowym znalazła się również terapia – chociaż początkowo przerażająca, tak bardzo przecież potrzebna. W nowym liceum Ben nie zdecydowało się na coming out – ani przed nauczycielką plastyki, która okazała nu dużo wsparcia w zakresie rozwijania naprawdę imponującego talentu plastycznego, ani przed Nathanem, sympatycznym, serdecznym chłopakiem, któremu bardzo zależy na tym, aby się z niem zaprzyjaźnić.

Starcie ze światem

Problemów do „rozpakowania” w życiu Ben jest naprawdę dużo: od opresyjnych, psychologicznie przemocowych rodziców, przez traumę coming out, depresję, ataki paniki, a na właściwie zerowym poczuciu własnej wartości kończąc. Razem i każde z osobna wpływają na to, w jaki sposób na co dzień funkcjonuje – czego unika, co wpływa na kolejne decyzje. Pod tym względem Deaver snuje swoją opowieść naprawdę sprawnie – widzimy te zależności, jesteśmy w stanie prześledzić, że do poszczególnych sytuacji doprowadziły dane wydarzenia z przeszłości. Nie możemy tego jednak zrobić od samego początku – osoba autorska bowiem nie wykłada wszystkich kart na stół. Podobnie jak w procesie terapii, wiele problemów ujawnia się powoli, trochę w reakcji łańcuchowej: gdy jeden udaje się rozpoznać, drugi wystawia rogi. Dzięki temu Deaver pokazuje, jak skomplikowana bywa ludzka psychika – to fakt, który w codziennym dyskursie często pozostaje niedoceniony. To także świetna strategia dla ciekawskich – będzie nas trzymać przy powieści lepiej niż jakikolwiek klej. A przy okazji taka konstrukcja książki stanowi również paralelę do pojawiającego się w treści ważnego wątku: psychoterapii. Kiedy bowiem Hannah udaje się przekonać (właściwie sterroryzować) Ben, aby poszło spotkać się z terapeutką, Deaver postanowiło nie tylko wspomnieć o tym, że jeno bohater udał się na sesje, co te sesje pokazało – naprawdę celnie. Odczarowanie społecznych lęków związanych z rozmową z psycholożką lub psychitatrką to kolejna rzecz, jaką we Wszystkiego, co najlepsze trzeba policzyć jako osiągnięcie.

Powieść Deaver to nie tylko proces wychodzenia z problemów psychologicznych Ben, ale również opowieść o pierwszej, zaskakującej miłości, która pojawia się niespodziewanie w tym wywróconym do góry nogami życiu głównej postaci. Nathan jest bohaterem pod wieloma względami bardzo przeciętnym – ma swoje zalety i wady, popełnia błędy, a jednocześnie bardzo stara się być po prostu dobrym człowiekiem: wspierać, zaopiekować się, nie pozwolić, aby osobom wokoło działy się złe rzeczy. Trudno porównać go do innych uczniów nowej szkoły Ben – nie poznajemy ich zbyt wielu, poza właściwie jeszcze dwiema dziewczynami, reszta stanowi wyłącznie tło, ale też pełni raczej funkcję triggerów w tej powieści niż pełnoprawnych postaci. Pod względem liczby pojawiających się w książce osób, osoba autorska zdecydowanie postawiło na jakość, a nie ilość – poza tym, patrząc na sytuację Ben, jeno świat społeczny od samego początku nie mógł być zbyt obszerny.

Zresztą, w przypadku Nathana, warto zwrócić uwagę na coś innego – mianowicie to, w jaki sposób od samego początku Deaver opisuje relacje pomiędzy nim a Ben. To, że coś między tą dwójką się dzieje, zauważamy zanim się zorientują: widać to w gestach, dbaniu o siebie, uporze w dążeniu do zaprzyjaźnienia się z nową osobą w szkole. Dzięki temu, gdy Ben uświadamia sobie, co czuje względem nowego kolegi – nie tyle nas to nie dziwi, co mamy ochotę głęboko westchnąć, że no wreszcie się zorientowało, dlaczego tak nu dobrze w towarzystwie Nathana i trzymać kciuki, aby nie uciekło gdzieś z krzykiem. Deaver naprawdę umiejętnie rozpisało ten wątek, odsuwając go nieco na dalszy plan, gdy zachodziła taka potrzeba, i wyciągając na pierwszy, gdy jeno postać miała na te emocje więcej przestrzeni.

Starcie z językiem

Nie powinno nikogo zdziwić, że przełożenie powieści napisanej z punktu widzenia osoby niebinarnej, posługującej się w języku angielskim tak zwanym singular they, na polszczyznę, której cechą dystynktywną jest fleksja oraz rodzaj gramatyczny, nie należało do najłatwiejszych zadań. Dlatego tłumaczowi, Arturowi Łukszy, jak również redaktorce Magdalenie Wołoszyn-Cępie oraz korektorkom Idze Wiśniewskiej i Agacie Polte należy się spore uznanie. Sprawdzanie tekstów – czy nam się to podoba, czy nie – opiera się w dużej mierze na automatyzmach. W tym przypadku cały zespół musiał bardzo uważnie śledzić użycie przyjętych w przekładzie zaimków – sprawdzanych i konsultowanych ze wspaniałymi zaimki.pl – a także form osobowych używanych przez Ben. Znalazłam chyba dwa miejsca, w którym nieścisłość prześlizgnęła się przez tę czujną sieć, na szczęście w mało istotnych narracyjnie momentach. Tak więc – czapki z głów, dobra robota i świetne normalizowanie form niebinarnych w polszczyźnie!

A na końcu i tak puchato

Wszystkiego, co najlepsze to chyba najlepszy tytuł, jaki Mason Deaver mogło wybrać dla swojej książki. Z jednej strony sygnalizuje nam, że w życiu jeno głównej postaci wydarzyło się coś złego, stąd życzenia, by było lepiej, a z drugiej sugeruje nastanie owego lepiej. A także – co również ważne – że w tym fikcyjnym życiu Ben pojawi się ktoś, komu będzie na niem zależeć. Najnowsza tęczowa publikacja We Need Ya! to opowieść, która zaczyna się źle – potem jednak, dzięki wsparciu oraz ciężkiej pracy głównej postaci, powoli robi się coraz lepiej. Aż w końcu jest miło i puchato, nawet jeśli inaczej, niż Ben myślało, że potoczy się jeno życie. To naprawdę fajna, potrzebna książka.

wszystkiego co najlepsze

Tytuł: Wszystkiego, co najlepsze

Osoba autorska: Mason Deaver

Liczba stron: 384

Wydawnictwo: We Need Ya!

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

„Wszystkiego, co najlepsze” to powieść wypełniająca lukę rosnącej liczby książek LGBTQ+, przedstawiając złaknionym nieheteronormatywnych narracji postać niebinarną – kochaną, wrażliwą i strasznie skrzywdzoną. Taką, której przez szereg przykrych wydarzeń oraz terapię życie w końcu nabiera rumieńców.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Wszystkiego, co najlepsze” to powieść wypełniająca lukę rosnącej liczby książek LGBTQ+, przedstawiając złaknionym nieheteronormatywnych narracji postać niebinarną – kochaną, wrażliwą i strasznie skrzywdzoną. Taką, której przez szereg przykrych wydarzeń oraz terapię życie w końcu nabiera rumieńców.Trudna droga do równowagi. „Wszystkiego, co najlepsze” – recenzja książki