Lisia historia. „Trifox” – recenzja gry

-

Trifox to gra przygodowa, mocno wymieszana z akcją, gdzie pewien lis chce odebrać coś, co należy do niego. Big Sugar wydało w październiku wersję na konsole Nintendo Switch i choć produkcja wygląda, jakby była szyta pod ten system, pokazuje inne oblicze, wpisując się w lisie obyczaje – z jednej strony ładne i miłe, z drugiej: brzydkie i złe. Otrzymaliśmy zatem mieszankę próbującą eksplodować, ale ten zapalnik nie chce odpalić.

Lisa też da się przechytrzyć

Stary lis został ograbiony ze swojego pilota do telewizora. Niesforne wilki dały się we znaki i brutalnym sposobem przejęły kontroler. Niestety dla nich, cwany zwierz ma przygotowanych kilka sztuczek, mających pomóc mu odzyskać skradzione dobro. W ten sposób wpadamy w wir akcji, gdzie przemierzamy cztery światy, aż w końcu zdobędziemy to, co nasze. 

Jak widać, historia jest bardzo prosta i spłycona jak tylko to możliwe. Nie dziwi zatem fakt, że grę da się przejść w sześć do ośmiu godzin, w zależności od tego, jak bardzo chcemy eksplorować mapy i poradzimy sobie w walkach. 

W trakcie przechodzenia fabuły, w tle pojawiać się będą nieme „wiadomości”, opowiadające o poczynaniach naszego przeciwnika. Zmieniają się one wraz z postępem gry. Dodać trzeba, że miejsce wypadowe to kryjówka, w której pochowane mamy wszystkie gadżety i portale.

trifox
Screenshot z gry Trifox
Technologiczna nora

Z przykrością muszę stwierdzić, że oprócz bardzo płytkiej opowieści, niewiele lepiej wyglądają sprawy techniczne omawianej produkcji. Sytuacja nie prezentuje się dobrze, gdyż gra po prostu wyszła brzydko. Nintendo Switch to nie demon wydajności, jednak da się znaleźć tworzone pod niego piękne dzieła. W przypadku Trifox niestety tak nie jest. Wszystko mamy kanciaste – niezależnie od wersji w doku czy przenośnej, widać piksele i co najgorsze, gra bardzo często się przycina. Podczas walk, gdzie większa liczba przeciwników na nas napiera, a tego typu akcji doświadczymy sporo, momentami konsola aż wyła, gdy na ekranie błyskało od efektów. Za to należy się ogromny minus. Do listy wad dodać również trzeba wypłowiałe kolory i za duży bałagan podczas potyczek. Czasami nic nie widać.

Następną przykrą sprawą wydaje się dźwięk, prawie nieobecny. Postaci są nieme, słyszymy tylko bełkot z TV i powtarzającą się melodię podczas starć. Co do sterowania, to jest ono mało precyzyjne i toporne, co bardzo często kończyło się na upadku. Nie czuć płynności w rozgrywce, a gra za każdym razem karze nas, gdy źle postawimy stopę.

Wspomnieć muszę również o błędach. Napotkałem jeden poważny, przez który prawie przechodziłem grę od nowa: po pokonaniu wrogów nie otwierały się wrota do dalszej części mapy. Dopiero po kilku próbach i restartach udało się wyjść na prostą.

Widać spory nakład pracy, jednak wnioskować można, że budżet był mocno okrojony i brakło funduszy na dopracowanie szczegółów. Liczę, że doczekamy się kilku poprawek, przede wszystkim optymalizacji i gra będzie działać sprawniej niż obecnie. Tytuł dobrze sprawdza się w wersji przenośnej, więc szkoda, by jej potencjał został zmarnowany.

Trifox
Screenshot z gry Trifox
Chodził lisek koło…

Miejsca przygód są różne. Mamy pełne trzy obszary oraz bonus, a każdy ze światów jest zupełnie odmienny. Otrzymujemy coś pokroju wysp i starych świątyń, bardziej rozwiniętej technologicznie kopalni czy mroźnych górskich szczytów. Wszystkie biomy charakteryzują się czymś wyjątkowym – występują tam inne platformy, pułapki i zagadki logiczne. Jedyne, co je łączy, to te same hordy przeciwników, nawet tych dzikich, gdyż różnią się oni tylko kolorystyką, w zależności od mapy. 

Chodzimy zatem i skaczemy tu i ówdzie, ścigając złodziei i szukając wyjścia. W międzyczasie natrafiamy na dodatkowe nagrody czy zagadki, chwilowo blokujące nam przejście. Nie są one zbyt wymagające, a gra sama podpowiada, co należy zrobić. Jednymi z blokad były walki z falami wrogów, testujące nasze umiejętności. Tutaj nie każdemu może się spodobać system, gdyż tych potyczek jest bardzo dużo i gra przeradza się w strzelaninę, która w większości przypadków bywa niesprawiedliwa.

Trifox Nintendo Switch
Screenshot z gry Trifox

Co do części bardziej platformowej, to nie było jej zbyt wiele. Niektóre poziomy miały jej więcej niż inne, jednak ogólnie – za mało. W większości przypadków kolejne levele przechodziło się bez zastanowienia, ale były też momenty bardziej wymagające, dające popalić. Mowa o walkach z bossami. Każdy etap kończył się poziomem z bardzo groźnym przeciwnikiem, gdzie trzeba było znaleźć sposób na wygraną. Właśnie wtedy Trifox pokazuje pazur, co było dla mnie satysfakcjonujące. Lekka frustracja wywoływała efekt „jeszcze jednego podejścia”, aż w końcu udawało się pokonać przeciwnika i iść dalej. 

We wszystkim powyższym pomaga nam klasa postaci naszego lisa – wojownik, mag lub inżynier. Każda charakteryzuje się innymi cechami, a te pomagały w pokonywaniu oponentów lub przemieszczaniu się po mapie. System jest bardzo prosty, ale ciekawy, gdyż można łączyć ze sobą różne umiejętności klas i tworzyć coś na miarę hybrydy. Jeżeli miałbym wskazać mocny punkt tej produkcji, to właśnie ten. Talentów mamy wiele, a naraz możemy używać pięciu. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Trifox gra
Screenshot z gry Trifox
Jak podejść do lisa?

Ciężko było mi odpowiedzieć na to pytanie. Trifox w kwestiach technicznych wypada kiepsko, jednak nie najgorzej – widziałem gorsze. Opowieść jest błaha i bez większego polotu i zaskoczeń, ot idziemy przed siebie, przechodząc kolejne mapy i pokonując przeszkody. W tym miejscu właśnie zaczęło się polepszać. Niektóre poziomy były interesujące i wymagające, co dawało przyjemność. Dodatkowo potyczki  z bossami sprawiały ekstremalną trudność  – bardzo niesprawiedliwe, ale jednak chciało się je powtarzać. Do tego otrzymaliśmy sprytny system rozwoju postaci.

Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, wychodzi całkiem średnia gra. Główne problemy to optymalizacja i grafika, które można poprawić łatkami, jednak pozostaje powtarzalność walk i przeciwników oraz model poziomów map, bowiem nie wszystkie są interesujące. Jako ocenę końcową przyznać muszę 5/10. Połowa skali, gdyż nic nie zaskakuje, ale też nie odbiera przyjemności z gry.

Krok za krokiem, wspomnienie za wspomnieniem. „South of the Circle” – recenzja gry
  • Wymagające walki z bossami
  • Rozwój postaci
Krok za krokiem, wspomnienie za wspomnieniem. „South of the Circle” – recenzja gry
  • Grafika
  • Sterowanie
  • Zbyt wiele walk
  • Za dużo mechanik
  • Powtarzalność przeciwników

podsumowanie

Ocena
5

Komentarz

„Trifox” to przygodowo-platformowa gra akcji, która nie zaskakuje nowym odkryciem gatunku. Pewne elementy produkcji są stare i sprawdzone, inne wydają się przekombinowane. Czuć inspirację klasycznymi tytułami, jednak taki miks mechanik i rozgrywki przerósł możliwości twórców. Gra na jedno podejście.
Sebastian Kaczmarek
Sebastian Kaczmarek
Jak to mówią starsi ludzie „kiedyś to było lepiej”, tak też twierdzi ten nostalgiczny geek. Często wraca do starych ulubionych marek jak Diablo czy Pokemony. Miłośnik gier RPG, fantastyki, komiksów, mang, kina i dobrego jedzenia. Od ponad dwudziestu lat czyta mangowe tasiemce. Miłośnik Nintendo i ich ostatniego dziecka, Nintendo Switch. W wolnych chwilach uczestniczy w sesjach D&D lub gra w Pokemon TCG. Mieli popkulturową kaszkę.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Trifox” to przygodowo-platformowa gra akcji, która nie zaskakuje nowym odkryciem gatunku. Pewne elementy produkcji są stare i sprawdzone, inne wydają się przekombinowane. Czuć inspirację klasycznymi tytułami, jednak taki miks mechanik i rozgrywki przerósł możliwości twórców. Gra na jedno podejście.Lisia historia. „Trifox” – recenzja gry