TOP 5 Netflixowych programów na zabicie nudy

-

W tym niezbyt ciekawym czasie, kiedy część z nas postanowiła (bardzo słusznie!) lub została zmuszona zostać w domu, intensywnie poszukujemy sposobów na umilenie sobie wolnych chwil. Internet zalała fala porad i pomysłów, a ja chciałabym dorzucić do niej swoje trzy grosze. Poniżej przedstawienie pięciu świetnych programów typu guilty pleasure, dostępnych na Netflixie.
Cheer

Jeżeli popularny w Stanach cheerleading kojarzy wam się wyłącznie z Mean Girls, kokardkami i szczytem licealnej hierarchii – po obejrzeniu tego programu na pewno zmienicie zdanie. Cheer to serial dokumentalny, prezentujący teksańską drużynę Navaro College. Każdy kolejny odcinek jest przede wszystkim przedstawieniem jej członków – młodych ludzi, głodnych sportowego sukcesu i gotowych na wiele wyrzeczeń. Poza scenami z wycieńczających treningów, poznajemy również ich historie, nierzadko wyciskające łzy z oczu. Zespół jest prowadzony twardą ręką przez Monicę – z wykształcenia ekonomistkę, która zrezygnowała z kariery w biznesie na rzecz kierowania bezkonkurencyjną drużyną cheerleaderów. Kobieta, pomimo stanowczego charakteru i często bezwzględnego podejścia, jest dla podopiecznych podporą i absolutną idolką. Zna swoich zawodników i troszczy się o nich na każdej płaszczyźnie, również poza salą.

Dokument prezentuje przygotowania zespołu do międzystanowego konkursu. Widzimy więc godziny morderczych treningów, podczas których ci młodzi ludzie wydają się dokonywać niemożliwego. Mrożące krew w żyłach akrobacje, paskudne kontuzje i hektolitry wylanego potu to dla uczniów Navaro codzienność. Niesamowitym doświadczeniem było obserwowanie tych zmagań oraz stopniowe odczarowywanie stereotypu cheerleadingu przez lata pielęgnowanego w popkulturze. Zawodnicy drużyny to prawdziwe gwiazdy – na macie oraz poza nią. Dzisiaj, po premierze Cheer, to podziwiani i popularni sportowcy oraz świetny wzór do naśladowania dla młodych ludzi.

The Circle

Osiem osób zostaje zamkniętych w oddzielnych mieszkaniach. Aby się komunikować, mają dostęp wyłącznie do aplikacji The Circle – tam budują swój wizerunek od zera. Tworzą profile, podobne do tych w mediach społecznościowych, gdzie zamieszczają własne zdjęcia, informacje o sobie, czy zainteresowaniach. Sęk jednak w tym, że porozumiewają się wyłącznie za pomocą chatu – nie widzą się, nie słyszą i nie mogą być pewni, kto tak naprawdę jest po drugiej stronie. Mamy więc przekrój różnych postaci. Jako widzowie wiemy, kto jest kim, dlatego też obserwujemy zarówno prawdomównych i autentycznych bohaterów, jak i tych, którzy podczas programu osiągają mistrzowski wręcz poziom catfishingu. Zasady są proste – odpada ten, kto na drabinie popularności zajmie ostatnie miejsce.

Program dostarczył mi niezwykłych emocji – najbardziej ekscytującym elementem były spotkania twarzą w twarz wyeliminowanego uczestnika z wybranym przez siebie, innym graczem. Poza oczywistą, niczym niezmąconą rozrywką, The Circle zmusza również do pewnych refleksji. Po obejrzeniu tego programu chyba już zawsze będę zastanawiała się, czy poznana w internecie osoba faktycznie jest tym, za kogo się podaje.

Od niedawna na Netflixie znaleźć można również brazylijską odsłonę.

Love Is Blind

Format bardzo podobny do wcześniej opisanego The Circle, mamy tu jednak przede wszystkim do czynienia z miłością. To program randkowy o bardzo prostej formule – uczestnicy są oddzieleni od siebie szklaną szybą. Słyszą się, mogą swobodnie się komunikować, natomiast się nie widzą. Jeżeli pomiędzy parami pojawi się jakikolwiek rodzaj więzi, mogą oni porozmawiać ze sobą kolejny raz, i kolejny… Aż dojdą do punktu, w którym muszą zadecydować – bierzemy ślub czy nie? Brzmi szalenie i tak właśnie jest, bo Love Is Blind to program dostarczający nie tylko rozrywki, ale przede wszystkim szoku przez wiele godzin i całej palety mieszanych uczuć. Uczestnicy są różni, od bardziej, po mniej charyzmatycznych, natomiast łączy ich jedno – chęć znalezienia prawdziwej miłości. Pytanie tylko, czy randkowe reality show to odpowiednie miejsce? Nie mnie to oceniać! Ja, oglądając, bawiłam się świetnie, zwłaszcza że większa część graczy to prawdziwi #dramaqueens, a takich ludzi uwielbiam.

Ru Paul’s Drag Race

O tym fenomenalnym programie, a konkretniej jego dodatkowej edycji, opowiadałam już w Top 5 guilty pleasures na Netflixie. Teraz czas na przedstawienie podstawowej wersji reality show, które zdobyło aż trzynaście nagród Emmy!

Drag Race do złudzenia przypomina formaty typu Top Model, czy Project Runway. Uczestnicy to prawdziwie barwne ptaki wśród drag queens. W każdym odcinku biorą udział w dwóch wyzwaniach – małym i dużym. Ostateczny werdykt jury, które decyduje, kto odpada, zależy od wielu czynników. Podstawowy to oczywiście odpowiednia kreacja na wybieg zwieńczający każdy z epizodów. Ważne też, aby królowe bez problemu radziły sobie z zadaniami aktorskimi, wokalnymi czy tanecznymi. Słowem – wielozadaniowość jest tu najistotniejsza! Uczestniczki to często niesamowicie wręcz utalentowani artyści, którzy potrafią zrobić coś z niczego, a ich kreacjami nie wzgardziliby nawet słynni projektanci.

Moim zdaniem najpiękniejsze w tym programie jest to, jakiej wrażliwości i tolerancji uczą nas jego bohaterowie. To często osoby, które, aby móc żyć tak, jak chcą, musiały przejść i nadal przechodzą przez prawdziwe piekło. Dodatkowo osobowości pojawiające się w Drag Race potrafią w ciągu czterdziestu minut podbić serca i zostać w nich (oraz wśród obserwowanych kont na Instagramie) na długi czas.

Magicy makijażu

Jeżeli kochacie makijaż – niekoniecznie wykonywać, a chociażby go podziwiać – to program zdecydowanie dla was. Grupa młodych i żądnych sukcesu wizażystów staje do walki o nagrodę główną, ale przede wszystkim o wysoką pozycję w swojej branży. To reality show o bardzo prostej formule – w każdym z odcinków uczestnicy dostają konkretne zadanie, na przykład makijaż na czerwony dywan czy z wykorzystaniem protez. Najlepsi przechodzą do kolejnego etapu, natomiast autorzy dwóch najgorszych prac powalczą w dogrywce, gdzie pod presją czasu muszą wykonać jeden, z pozoru prosty, element make-upu. Oglądając nie mogłam wyjść z podziwu, jakim cudem artystom udaje się osiągnąć tak fenomenalne efekty. Program przede wszystkim dostarcza przemiłych doznań estetycznych, ale również stanowi porządną dawkę wiedzy dla wszystkich zainteresowanych tematem.

Reality show w internetowym wydaniu

Jak widać, w zestawieniu królują programy typu reality show, z których jeszcze do niedawna słynęła telewizja. Dzisiaj producenci takiej rozrywki przenoszą się, wraz z postępem, na platformy streamingowe, co mnie osobiście bardzo cieszy.

Na co dzień lubuję się w ciężkich klimatach – oglądam seriale kryminalne, słucham podcastów o true crimes i wręcz przepadam za thrillerami. Niezwykle miłą odmianą są dla mnie nieskomplikowane formaty, dzięki którym mój mózg może się na moment zrelaksować, a czasem wręcz wykonać miękki reset. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy zewsząd docierają do nas przytłaczające informacje, warto zaserwować sobie chwilę takiej niczym niezmąconej rozrywki, dlatego też polecam skorzystać z moich pomysłów lub odpalić lupkę Netflixa, bo tam kryje się wiele takich perełek.

Aleksandra Plichta
Aleksandra Plichta
Zagorzała fanka podcastów true crime, zapalona czytelniczka książek o millennialsach i wierna miłośniczka powrotów do seriali sprzed lat. Tonie pod naporem stosu powieści do przeczytania i długiej listy rzeczy do obejrzenia, a to wszystko w rytm soundtracku złożonego z utworów, które królowały w latach 80.

Inne artykuły tego redaktora

1 komentarz

Popularne w tym tygodniu