Cold Symmetry debiutuje tytułem nie bez przyczyny porównywanym do kultowego już Dark Souls, ale choć Mortal Shell jest grą całkiem udaną, to jednak do najlepszych reprezentantów gatunku jej daleko. Czy mimo tego warto po nią sięgnąć? Sprawdźmy!
Zaczyna się… bardzo mrocznie. I tak też jest przez całą rozgrywkę. Jeżeli bagna, mgły i obrzydliwe kreatury budzą u ciebie strach, a wymagające potyczki typowe dla soulslike’ów nie dają satysfakcji, to po prostu odpuść sobie ten tytuł. Mortal Shell zdecydowanie zarezerwowany jest dla fanów gatunku, ale jeśli ktoś oczekiwał od Cold Symmetry stworzenia godnego następcy Dark Souls, to niestety musi obejść się smakiem – bo to klimatyczna, mroczna i dopracowana w wielu detalach gra, która ma równie dużo zalet, co i wad.
Bagna. Bagna wszędzie
Wizualnie Mortal Shell zachwyca od pierwszej sekundy – uwagę zwracają zarówno postacie, jak i sceneria, w której rozgrywają się poszczególne epizody. Ciała, zbroje, zakątki mrocznych krain, wnętrza – wszystko to zostało dopracowane w najmniejszych szczegółach, tworząc niesamowity klimat całości.
Kiedy przemierzasz bagno, czujesz je na sobie. Kiedy otoczenie spowija mgła, masz wrażenie, jakby rzeczywiście unosiła się wokół. A kiedy doskakuje do ciebie wróg, cóż, on naprawdę jest bardzo, bardzo blisko – tak blisko, że możesz spojrzeć w jego wypełnione szaleństwem oczy i autentycznie poczuć ciarki na plecach.
Gra zachwyca też fantastyczną oprawą dźwiękową, która doskonale oddaje wydarzenia śledzone na ekranie i dodatkowo potęguje uczucie niepokoju towarzyszące całej rozgrywce.
Pod tym względem uważam Mortal Shell za jeden z ciekawszych soulslike’ów. Tym bardziej, że możemy tutaj w dowolny sposób przemierzać świat i cieszyć się przyjemnością swobodnego poruszania po nim. Dla tych, którzy nie lubią podążania z punktu A do punktu B, otwarta przestrzeń będzie ogromną zaletą.
Jak się gra?
Na to pytanie można odpowiedzieć krótko: ciężko. Rozgrywka jest całkiem wymagająca – przede wszystkim ze względu na fakt, że bardzo łatwo stracić życie, trudno się w pełni zregenerować, a po każdej poniesionej porażce trzeba dość wyraźnie cofnąć się w fabule i kolejny raz przemierzać te same ścieżki oraz walczyć z tymi samymi przeciwnikami. Kiedy trafisz na wymagający fragment historii, możesz znużyć się tymi wiecznymi powrotami. Albo po prostu zirytować.
Z drugiej strony – nawet najpotężniejszego rywala stojącego na naszej drodze da się dość łatwo wykiwać i po prostu… przebiec obok, zrobić unik, pobiec dalej – i tak w kółko. I o ile ktoś nie trafi nas kamieniem w głowę, to spokojnie dzięki takim chwytom możemy pokonać większość zakamarków gry.
Inaczej rzecz ma się z bossami – ci są naprawdę mocarni! – z którymi nie da się nie zmierzyć. Jednak i tu natrafimy na problem, bo nietrudno zauważyć pewną toporność w ruchach obu stron. Zanim twoja postać wyprowadzi atak albo zanim przeciwnik jakoś zareaguje, często mija nienaturalnie dużo czasu – zupełnie jakby system nie reagował na to, co robimy, a SI była zaburzona – co doprowadza do tego, że starcia są najzwyczajniej w świecie… denerwujące.
Rozczarowywać może także dość szczątkowa fabuła i niezbyt dużo przedmiotów i zakamarków do odkrycia. W tym pięknie zaprojektowanym świecie był ogromny potencjał, który niestety nie został dobrze wykorzystany.
Warto jednak zwrócić uwagę na ciekawe rozwiązania zaproponowane przez Cold Symmetry. Dla przykładu – w trakcie walki możemy skorzystać z trybu Harden, który sprawia, że nasza postać zamienia się w głaz, a przez to jej szanse w walce z silniejszymi rywalami zostają zrównoważone. Problem w tym, że – co zgłosiło już wielu użytkowników PS4 – w wersji konsolowej tryb ten bardzo szybko przestaje działać i tylko restart gry pozwala na jego ponowne odpalenie. Jest to ewidentny bug, który po prostu odbiera rozgrywce sens, bo akurat stwardnienie to jeden z ważniejszych elementów potyczek.
Wracając jednak do ciekawych rozwiązań, nie można nie wspomnieć o systemie powłok. Zaczynamy w marnym ciele, które łatwo zaprowadzić na skraj wyczerpania, ale już wkrótce znajdujemy jedną z kilku skorup pozostawionych po nieżywych. Te następnie podlegają różnym ulepszeniom i właśnie na nich koncentruje się coś, co można by ewentualnie uznać za rozwój postaci. Nie jest to niestety zbyt imponujące, ale sam fakt, że różne powłoki pełnią odmienne funkcje, nadaje grze odrobiny smaczku.
Na uwagę zasługują także zbierane rośliny i przedmioty, których działania nie poznamy, dopóki ich nie wypróbujemy. Dla jednych będzie to irytujące, dla innych – interesujące. Moim zdaniem do mrocznego klimatu gry pasuje świetnie.
Warto czy nie warto?
Mortal Shell to gra pełna ciekawych rozwiązań, klimatyczna i dopracowana w wielu detalach. Dopóki jednak bug z opcją Harden nie zostanie naprawiony, jednocześnie będę uważać ją za irytująco niegrywalną. Fabularnie raczej nie powala, ale ma swoje plusy i stanowi naprawdę solidny debiut.
Jeżeli garstka osób z Cold Symmetry była w stanie stworzyć coś takiego na „dzień dobry”, jestem ogromnie ciekawa, co przyszykuje dla nas dalej. Kto wie, może jeśli zamiast wzorować się na Dark Souls pójdzie w kierunku własnych pomysłów i nietypowych rozwiązań, przyjdzie nam jeszcze poznać wiele mocnych tytułów? Bardzo na to czekam!
- Dopracowana oprawa wizualna,
- Świetna ścieżka dźwiękowa,
- Mroczny klimat,
- System powłok,
- Otwarty świat,
- Atmosfera grozy i zagadkowości.
- Sporadyczne bugi,
- Szczątkowa fabuła,
- Mało odkryć do dokonania.