Umarł król, niech żyje walka o władzę. „The King is Dead” – recenzja gry planszowej

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego gry The King is Dead do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Ogry Games.

Dziesiątki, jeśli nie setki, godzin spędziłem podróżując po Wielkiej Brytanii, o Irlandii i Normandii nawet nie wspomnę. Znam praktycznie każdą większą mieścinę, a po hrabstwie Essex mogę spacerować z zamkniętymi oczami. Kiedy jednak wreszcie nawiązałem wszystkie konieczne sojusze i mogłem pozwolić odpocząć Eivorowi w Assassin’s Creed: Valhalla, okazało się, że Anglia znów potrzebuje mego politycznego geniuszu.

Choć tym razem jego mniej morderczej, a bardziej strategicznej strony.

King is dead
The King is dead
Gobelin

Już samo pudełko The King is Dead wprowadza gracza w odpowiedni klimat, ciesząc oczy stylizowaną na średniowieczną oprawą graficzną. Rycerz, roślinne ozdoby, nawet „historyczna” czcionka, do której zazwyczaj jestem negatywnie nastawiony – wszystko to wygląda nad wyraz spójnie i bardzo estetycznie. W tej samej konwencji utrzymana jest zawartość gry: niewielka plansza, przedstawiająca podzieloną na hrabstwa Brytanię, oraz ponad pięćdziesiąt kart. Dla dopełnienia efektu przydałoby się zastąpić kolorowe znaczniki (sześciany i krążki) czymś bardziej odpowiednim… Może hełmami symbolizującymi stronników oraz małymi koronami, jako oznaczenie dominacji w regionie? Wiem, że wszystko rozbija się o koszty produkcji, ale ten tytuł praktycznie prosi się o ciut więcej detali. Chociażby nadruk na płóciennym woreczku. Ale staram się zbytnio nie marudzić. A przede wszystkim muszę docenić, iż pomimo użycia „medieval font”, instrukcja wciąż pozostaje czytelna. Mogłaby być odrobinę bardziej wylewna w niektórych kwestiach… No, ale czego gracz nie doczyta, tego się domyśli podczas rozgrywki. Albo, tak jak w moim przypadku często bywa, pokłóci się o to z resztą osób przy stole.

The king is dead
The king is dead
Do knucia!

Plansza rozłożona, drewniane sześcianiki rozdzielone losowo pomiędzy poszczególne tereny (po cztery na każdy), każdy trzyma w ręku identyczny zestaw ośmiu kart. Pora zacząć polityczną grę o koronę, która to być może nie będzie wyglądać zbyt okazale, za to przyniesie całkiem sporo emocji.

Wspomniane znaczniki to stronnicy: występują w trzech kolorach, oznaczających poszczególne frakcje. Za pomocą kart gracze będą przemieszczać ich pomiędzy hrabstwami, bądź też dorzucać nowe kostki z ogólnej puli. Zamieszanie na mapie oraz próby zbudowania przewagi na danym terenie ustają wraz z brakiem kart (bądź wspólnym spasowaniem). Rozpatrywany jest pierwszy z regionów: która barwa dominuje, ta zdobywa władzę. Krążek położony na mapie, karty wracają do ręki, a knowanie toczy się nadal. Zabawa będzie trwać maksymalnie osiem rund, bo na tyle części podzielono średniowieczną Brytanię. A kto wygrał? Ten, kto ma najwięcej znaczników koloru, który kontroluje wyspę – gracze zabierają jednego stronnika do swej prywatnej puli zawsze, gdy zagrywają jakąkolwiek kartę akcji.

Zasady nie są zbyt skomplikowane, jednak posiadają trzy spore dziury. Dwie z nich zostały dokładnie naprawione, a na ich podstawie zbudowano fundamenty rozgrywki. Ostatnią natomiast twórca tylko delikatnie przysypał… i jeśli ktoś nie będzie uważał, może się o nią potknąć.

Rozwiązania

Problem numer jeden: kolejność rozpatrywania dominacji w poszczególnych regionach jest ustalona już na początku gry. Psuje to rozgrywkę, pozwalając uczestnikom zabawy zignorować pozostałe hrabstwa, a skupić się na tym, które za kilka chwil będzie podsumowywane. Na szczęście w każdej talii startowej znajduje się niewinnie wyglądająca karta „Negocjacje”, pozwalająca (raz na turę) zmienić ułożenie planszetek regionów. Zmusza to do wielotorowego myślenia i strategicznego podejścia do sprawy. Nie wpływamy na dany teren, musimy mieć na uwadze wszystkie równolegle – system ten działa i wprowadza do zabawy sporo nieprzewidywalności.

Problem numer dwa: każdy chce wygrać. Wydaje się to naturalne, ale w The King is Dead powoduje to, iż  walka o konkretne hrabstwo nie musi się skończyć jakimkolwiek zwycięstwem. Remis, bądź całkowity brak stronników także wchodzą w grę – cóż wtedy? Wówczas, gdy choć trzy tereny pozostają nierozstrzygnięte, Brytanię najeżdża Francja. Zmienia to całkowicie sposób punktacji, nagradzając uczestnika zabawy za różnorodność w kolekcjonowaniu kolorowych sześcianów. Naprawdę ciekawe rozwiązanie zarówno kwestii kłótliwości graczy, żądzy wygranej „szybko i bez planu”, jak i zachłanności w ciągłym zagrywaniu kart. Czasem naprawdę warto spasować.

Zagadka

Niestety, pozostaje kwestia samych kostek. Nie ma ich zbyt dużo, a instrukcja wymaga, by po każdym użyciu jakiejkolwiek karty akcji, wziąć z planszy jednego stronnika. Efekt? Kolorowych sześcianów szybko zaczyna brakować w ogólnej puli, zwłaszcza jeśli gramy w więcej niż w trzy osoby. To skutkuje natomiast pustymi regionami, czyli przedwczesnym finałem w postaci francuskiej inwazji. Jedynym znanym mi na ten moment sposobem, by uniknąć tego problemu podczas zabawy, jest rozegranie przynajmniej kilku partii. Dopiero wtedy gracz na tyle rozumie wszystkie zależności, że będzie w stanie wyciągnąć z tego tytułu przyjemność ze strategicznego myślenia. W innym wypadku, gdy wszyscy chcą „zarobić, a się nie narobić”, Brytania zawsze kończy zaatakowana.

Całkowicie osobnym remedium na tę kwestię jest tryb zaawansowany, wprowadzający sporo dużo ciekawszych kart niż te w talii podstawowej. Kiedy tylko opanujecie zasady, koniecznie przełączcie się na bardziej wymagającą wersję zabawy. Bo poza oczywiście swoistym przymusem do rozruszania szarych komórek, The King is Dead zapewni wam niemało rozrywki. I to w dość niewielkim formacie!

Umarł król, niech żyje walka o władzę. „The King is Dead” – recenzja gry planszowejTytuł: King is dead

Liczba graczy: 2 – 4

Wiek: +14

Czas rozgrywki: 30 – 45 minut

Wydawnictwo: Ogry Games

 

 


podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Szybka do rozłożenia i całkiem prosta do nauki (jak już rozgryziecie instrukcję). Najwięcej zyskuje jednak podczas gry z prawdziwymi fanami strategii.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Szybka do rozłożenia i całkiem prosta do nauki (jak już rozgryziecie instrukcję). Najwięcej zyskuje jednak podczas gry z prawdziwymi fanami strategii.Umarł król, niech żyje walka o władzę. „The King is Dead” – recenzja gry planszowej