Witaj na wyspie pełnej strachów. „The Chant” – recenzja gry

-

Od dłuższego już czasu można zauważyć, iż wokół nas panuje swego rodzaju moda na strach, czyli emocję, której zwyczajowo ludzie nie chcą odczuwać, ale jednocześnie ich ona pociąga. Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, iż odrobina lęku podnosi poziom adrenaliny? Może potrzebujemy czas poczuć się bardziej pewnymi i odważnymi, a także – w kontrolowanych warunkach – urozmaicić spokojne wieczory? Niezależnie od powodów, efekt jest taki sam: dostajemy wiele produkcji – od książek, przez filmy aż po gry – wywołujących dreszcze i uczucie niepewności – i jest tego tak dużo, a temat jest już tak mocno ograny, że niemal wszyscy zdają się trzymać jednej formuły. Nie inaczej jest z wytworem studia Brass Token pod tytułem The Chant.

The Chant
Screenshot z gry The Chant
Jak wygląda rozgrywka?

W grze wcielamy się w postać Jess, która przybywa na wyspę zamieszkałą przez pewnego rodzaju sektę dążącą do… ukojenia i spokoju psychicznego. Pomimo negatywnego nastawienia do tego osobliwego pomysłu, bohaterka stara się uporać z bólem przeszłości, ponieważ śmierć bliskiej osoby odcisnęła piętno na jej życiu do tego stopnia, że dziewczyna nie potrafi normalnie funkcjonować. Na jej nieszczęście owe miejsce także ma swoją mroczną historię i przerażającą tajemnicę, która akurat w tym momencie zamierza się ujawnić między innymi pod postacią tajemniczych istot zagrażających życiu wszystkich mieszkańców.

Wyspa jest mała, a gra liniowa, przez co daje wrażenie ogólnej ciasnoty i przyduszenia. Tak samej lokacji, jak i ogólnej atmosfery rozgrywki. Nie oznacza to jednak, że brakuje tu jakichś zagadek czy niespodziewanych odchyleń od wyznaczonej nam trasy. Zbierane notatki i taśmy filmowe pozwalają graczowi odkrywać dzieje eksplorowanego kawałka lądu, bądź też uzupełniać zaopatrzenie w zioła, olejki i inne rytualne składniki, a także niezbędne elementy dalszej fabuły i klucze.

The Chant
Screenshot z gry The Chant

Nie uświadczymy tu broni palnej, a tylko kadzidełka i tajemnicze różdżki ze stworzonych przez nas ziół, które okazują się podstawową bronią w starciach z różnorodnymi potworami rodem z najgorszych koszmarów. Każdy gatunek naszych przeciwników posiada indywidualne umiejętności ataku, przez co musimy się bronić fizycznie, jak i psychicznie. Niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni uciec, by przetrwać i zaatakować ponownie. Warto tu także dodać, że – jak w prawdziwych filmach grozy – bohaterka się boi, ale brnie w każdą ciemną dziurę, co znajduje odzwierciedlenie na jej pasku wytrzymałości psychicznej.

Grafika jest ładna, prosta i bez jakichś szczególnych fajerwerków. Twórcy nie przyłożyli specjalnej uwagi do detali. Ba! Miejscami to, co widzimy, staje się sztywne, drewniane i nienaturalne. Szczególnie w oczy rzucają się włosy postaci, które stają się jakby przemazane kredką poza linie. Ich twarze, pomimo pewnych starań autorów, by było inaczej, także są mało zachwycające i lekko schematyczne. Podobnie nie najlepsze wrażenia wywołują toporne animacje, nieprzystające do realiów gamingu lat dwudziestych dwudziestego pierwszego wieku.

Jednakże, jeśli chodzi o ogólne wrażenia dotyczące wyspy, są one – przynajmniej w moim odczuciu – całkiem pozytywne. Akcja rozgrywa się głównie w nocy, więc brak spektakularnej szczegółowości czy piękna grafiki tak naprawdę w niczym nie przeszkadza, a najważniejsze jest to, iż klimat horroru zostaje zachowany. Jedynie woda otaczająca wyspę wydaje się jakby przestarzała graficznie i boleśnie statyczna, a przez to psująca cały efekt. Drewniane domy i ich wyposażenie okazują się mocno powtarzalne lub ograniczają się do drobnych zmian przestrzennych na potrzeby ewentualnego urozmaicenia gry, jednak myślę, że nie warto doszukiwać się tu problemu, tylko przyjąć na klatę świadomość, że The Chant nie ma na celu zniewolić nas grafiką, ale kryje w sobie inne zalety.

The Chant
Screenshot z gry The Chant

Szczególnie jeśli naprawdę lubimy się bać.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na fakt, iż dzięki całkowitemu spolszczeniu tytułu i dobremu dubbingowi, a także przyzwoitej oprawie audiowizualnej, możemy wczuć się choć trochę w emocje głównej bohaterki, co jest bardzo dużym plusem i jeszcze mocniej przyciąga do rozgrywki. Takie połączenie bowiem idealnie buduje klimat i prowadzi nas przez całą historię z realnym poczuciem grozy. Takim, które siedzi w naszej głowie i które da się poczuć gdzieś pod skórą…

The Chant
Screenshot z gry The Chant
Czy warto zagrać w The Chant?

Oczywiście! Stawiając sprawę jasno, mogę polecić The Chant graczom przede wszystkim szukającym mocnych wrażeń. Można się tu wystraszyć, można poczuć szybsze bicie serca i dobrze bawić, choć niestety nie trwa to długo, bo gra buduje napięcie powoli i błyskawicznie dobiega końca.

Mimo tego The Chant mocno wciąga, a poziomy trudności udostępnione nam przez twórców znacznie różnią się od siebie, przez co rozgrywka bywa urozmaicona i nie nudzi. Pomimo standardowej fabuły wzbogaconej przez wytwory mrocznej wyobraźni autorów, jest tu się czym nacieszyć – dlatego polecam sięgnąć po The Chant, jeśli właśnie takich wrażeń teraz szukasz. Uważaj jednak na… czające się zewsząd potwory. Nie tylko te widoczne gołym okiem…

PS Jeżeli zastanawiasz się, czy można zagrać w The Chant na Steam Decku, potwierdzam – można. Gra jest kompatybilna z tym sprzętem i dobrze się tam sprawdza.

Krok za krokiem, wspomnienie za wspomnieniem. „South of the Circle” – recenzja gry
  • klimat gry,

  • oprawa dźwiękowa i polska lokalizacja,

  • pomysł na walkę i broń.

Krok za krokiem, wspomnienie za wspomnieniem. „South of the Circle” – recenzja gry
  • niedopracowanie graficzne,

  • prosta, krótka fabuła,

  • ogólne wrażenie ciasnoty i liniowości.

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Fanów mocnych wrażeń zapraszamy na wyspę pełną strachów – tych, które widzimy i tych, które tylko czujemy. Jest odrobinę schematycznie i mało zachwycająco, ale to przyzwoita, wciągająca gra z interesującym motywem głównym. Na długie, ciemne wieczory – w sam raz!
Klaudyna Maciąg
Klaudyna Maciąghttps://klaudynamaciag.pl
Za dnia copywriter, wieczorami - nałogowy gracz. Widywana albo z książką pod pachą, albo z padem w dłoni. Dużo czyta, jeszcze więcej tworzy i ogląda. Uzależnienie od popkultury, piłki nożnej i żużla zdiagnozowane już ze trzy dekady temu.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Fanów mocnych wrażeń zapraszamy na wyspę pełną strachów – tych, które widzimy i tych, które tylko czujemy. Jest odrobinę schematycznie i mało zachwycająco, ale to przyzwoita, wciągająca gra z interesującym motywem głównym. Na długie, ciemne wieczory – w sam raz!Witaj na wyspie pełnej strachów. „The Chant” – recenzja gry