Ktoś na końcu umrze. „Ten pierwszy ostatni dzień” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Ten pierwszy ostatni dzień do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu We Need YA.

Co może kryć w sobie prequel bestsellerowej powieści Nasz ostatni dzień? Tak bardzo dużo, a jednocześnie tak niewiele. Wydarzenia gonią wydarzenia, przed nami ponad czterysta sześćdziesiąt stron opowieści, a całość zamyka się w… zaledwie jednej dobie.

Związków pomiędzy obiema książkami nie wskażę, ponieważ moja przygoda z prozą Adama Silvery dopiero się zaczęła, ale sądzę, że dobrym pomysłem było stworzenie prequelu wyjaśniającego powstanie Prognozy Śmierci i pokazującego pierwszy dzień w historii usługi informującej obywateli, że tego dnia umrą.

Bo właśnie o tym opowiada ta książka. O pierwszym dniu Prognozy Śmierci. O pierwszym dniu nowej ery. O pierwszym dniu znajomości Oriona i Valentina.

Wiele pierwszych razów

Adam Silvera zdobył popularność dzięki queerowym książkom Young Adult – i do tego grona zaliczyć możemy również Ten pierwszy ostatni dzień, który – tak swoją drogą – w oryginalnej wersji językowej ma dużo bardziej wymowny tytuł – The First to Die at the End.

Bohaterowie – Valentino Prince i Orion Pagan – spotykają się po raz pierwszy na ulicach Nowego Jorku. Jeden mieszka tu od zawsze, drugi – właśnie zaczyna spełniać swój American Dream o życiu z dala od konserwatywnych rodziców, za to w miejscu wprost stworzonym dla przystojnych modeli. I, rzecz jasna, otwartym na gejów.

Ich ścieżki stykają się na chwilę przed uruchomieniem Prognozy Śmierci – rewolucyjnej idei mającej na celu zachęcanie ludzi do tego, by nie bali się życia i nie uciekali przed nieuchronnym. Wiedząc, że dziś nie umrzesz, możesz być spokojny o bicie swego serca. Jednak będąc świadomym, iż jest to twoja ostatnia doba, masz szansę spędzić ją jak najlepiej. Możesz powiedzieć to, z czym zwlekałeś, pożegnać bliskich i zrobić coś, czego zawsze chciałeś spróbować przed śmiercią.

I tak właśnie działają Valentino i Orion – wspólnie przemierzając zakamarki Nowego Jorku i doświadczając mnóstwa pierwszych razów. A my towarzyszymy im w ciągłym napięciu, ponieważ splot wydarzeń sprawia, że tak naprawdę nie wiemy, kto na końcu pożegna się z życiem. Jedno jest pewne – tak czy inaczej będą łzy.

Tak trzeba żyć!

Snując opowieść o ostatnim dniu pary nieznajomych chłopaków, Silvera stosuje dość ograny koncept YOLO ­– You Only Live Once. Skoro koniec jest bliski, bohaterowie zaczynają doświadczać życia intensywniej, pozbywając się blokad i poczucia wstydu. Są przy tym diabelnie uroczy – nie robią rzeczy lekkomyślnych, nie popełniają przestępstw ani nie wykręcają dziwnych numerów tylko dlatego, że nie muszą obawiać się konsekwencji. Po prostu smakują życie, chwytają momenty i doświadczają błyskawicznego, intensywnego zakochania.

Ten pierwszy ostatni dzień to niesamowicie emocjonująca książka – w pewnym momencie złapałam się na tym, że czuję ścisk żołądka z nerwów i poczucia niepewności co do przyszłości bohaterów. Uległam też ich urokowi, więc nieustannie rozczulałam się i uśmiechałam. Łzy wzruszenia oczywiście także musiały zaznaczyć swoją obecność.

Nie da się też przejść obojętnie obok przekazu tej historii. Że powinniśmy chwytać dzień. Że warto doceniać chwilę obecną, zamiast skupiać na niepewnej przyszłości. Że trzeba dbać o relacje z innymi, ale przede wszystkim o własne samopoczucie. I że musimy odzyskać sprawczość, jeżeli chcemy żyć pełnią życia.

W mojej głowie pojawiło się także sporo egzystencjalno-moralnych rozmyślań. Czy mój dzień wyglądałby inaczej, gdybym wiedziała, że jest ostatnim? To takie piękne, gdy bohaterowie przeżywają tyle przygód, ale samą siebie w takiej sytuacji widzę jako pogodzoną z losem i czekającą na nieuniknione w gronie bliskich. Albo wręcz przyspieszającą sprawę, aby oszczędzić im przykrych widoków.

A co zrobią inni, wiedząc o braku ewentualnych konsekwencji? Czy kogoś nie skrzywdzą? Nie spowodują, tak dla zabawy, jakiejś katastrofy? Nie odstawią epickiego numeru, który zniszczy wiele żyć?

Ten pierwszy ostatni dzień – czy warto?

Wiele, wiele pytań siedzi w mojej głowie po przeczytaniu tej książki. Mam jednak poczucie, że Silvera zaserwował nam słodką, lukrowaną wizję świata, w którym w rzeczywistości mogłoby wydarzyć się dużo złego. Czy to dobrze? Nie wiem. Przekaz Tego pierwszego dnia jest naprawdę ważny, ale ubrany zostaje w płaszczyk uroczej historii miłosnej, przez co nie wywołuje aż tak dużego wrażenia, jak by mógł.

Dla jednych to będzie zaletą – bo książkę dobrze się czyta i mocno przeżywa, ale bez poczucia przytłoczenia. Inni mogą pozostać z lekkim niedosytem czy wręcz przekonaniem, że nic z tego nie jest autentyczne. Dla mnie była to naprawdę udana literacka przygoda. Ciekawa i zajmująca, wzruszająca i emocjonująca, a przy okazji błyskawiczna, bo pochłonęłam ją w kilka godzin, nie mogąc oderwać się od lektury.

Z przyjemnością poznam także inne książki Adama Silvery. Jedną z nich na pewno będzie dalszy ciąg tej opowieści – Nasz ostatni dzień.

Ten pierwszy ostatni dzieńTytuł: Ten pierwszy ostatni dzień

Autor: Adam Silvera

Wydawnictwo: WE NEED YA

Liczba stron: 462

ISBN: 978-83-67551-62-5

Więcej informacji TUTAJ


podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Queerowa powieść młodzieżowa z mądrym przesłaniem? Ja jestem na tak! Można w niej przepaść na długie godziny, dobrze się bawić, a przy okazji uronić parę łez.
Klaudyna Maciąg
Klaudyna Maciąghttps://klaudynamaciag.pl
Za dnia copywriter, wieczorami - nałogowy gracz. Widywana albo z książką pod pachą, albo z padem w dłoni. Dużo czyta, jeszcze więcej tworzy i ogląda. Uzależnienie od popkultury, piłki nożnej i żużla zdiagnozowane już ze trzy dekady temu.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Queerowa powieść młodzieżowa z mądrym przesłaniem? Ja jestem na tak! Można w niej przepaść na długie godziny, dobrze się bawić, a przy okazji uronić parę łez.Ktoś na końcu umrze. „Ten pierwszy ostatni dzień” – recenzja książki