K-pop podbija świat – temu stwierdzeniu trudno zaprzeczyć. Rośnie zainteresowanie kulturą Korei Południowej, a do fandomów wciąż dołączają nowe osoby z najróżniejszych zakątków globu. Co takiego jest w tej muzyce, że z taką łatwością zdobywa serca fanów?
Odkryłam K-pop jakieś dwa lata temu. Muszę przyznać, że od tego czasu mocno się od niego uzależniłam i rzadko zdarza mi się słuchać zachodnich wykonawców. Dlatego też ten artykuł będzie zbiorem moich luźnych przemyśleń i spostrzeżeń z niezwykłej podróży do świata koreańskiej muzyki, która – mam nieodparte przeczucie – potrwa jeszcze długo.
Wizualna uczta
Wszystko zaczęło się od zwykłego przypadku – kliknięcia w proponowane wideo w serwisie YouTube. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam i usłyszałam piosenkę BTS (방탄소년단). Czasownika „zobaczyć” użyłam jako pierwszego z całkowitą premedytacją. Wiecie, jak to jest, grupa chłopaków zaczęła śpiewać i rapować w zupełnie nieznanym mi języku, więc siłą rzeczy nie skupiałam się tak bardzo na przekazie. Być może byłoby to moje pierwsze i ostatnie spotkanie z K-popem, gdyby nie warstwa wizualna i energia, jaką ten zespół zdawał się emanować. Widzieliście kiedyś teledysk jakiejś koreańskiej grupy? Jeśli nie, zdecydowanie musicie to szybko nadrobić. Te produkcje są na zupełnie innym poziomie niż większość amerykańskich wideo. Spora część z nich przypomina raczej minifilmy niż teledyski, do jakich przyzwyczaili nas zachodni wykonawcy. Są niezwykle estetyczne, z pięknymi kolorami (i niech wam się w głowach nie pojawia tęcza, to nie ten kierunek!), dopracowaną scenografią, ukrytą historią (koniecznie zobaczcie Shangri La VIXX, Blood Sweat & Tears BTS czy Love Scenario Ikon). Artyści są ubrani stylowo, chociaż czasem można odnieść wrażenie, że któryś ze stylistów mocno puścił wodze fantazji (BIGBANG i ich Fantastic Baby są uosobieniem tego stwierdzenia), a jednak… jakoś dziwnie im to pasuje! No i najważniejsza cecha, która przyciąga wzrok – choreografia! Zachodnie teledyski przyzwyczaiły nas do półnagich kobiet, wyginających się gdzieś w tle. W K-popie tego nie znajdziecie (a przynajmniej bardzo rzadko). Układy taneczne są bardzo skomplikowane i dynamiczne oraz dopracowane do ostatniego detalu. To istna uczta dla oczu, nawet dla kogoś takiego jak ja, kto posiada dwie lewe nogi. Po prostu chce się zobaczyć więcej – i w ten oto sposób zaczynacie oglądać kolejny teledysk, potem jeszcze jeden, aż w końcu mija wam pół dnia. W dalszej części swojej K-popowej podróży odkryjecie, że zespoły bardzo często wrzucają wideo z treningu układu tanecznego, dzięki czemu można zobaczyć pełną choreografię. Czasem też pojawiają się dwie wersje teledysku – jedna z historią, a druga z samym tańcem. Jeśli macie ochotę zobaczyć, o czym właściwie piszę, koniecznie sprawdźcie takie zespoły jak Monsta X, Seventeen, EXO czy wspomniane już BTS.
Wokal, rap i przekaz
Pierwsze zauroczenie warstwą wizualną mija – i co dalej? Otóż nareszcie zaczynacie zauważać prawdziwe brzmienie, piękne głosy i silny, często wręcz agresywny rap. Bo K-pop to właśnie taka mieszanka gatunków, połączonych z wyczuciem i smakiem. Od razu też uprzedzę wasze podejrzenia, że każda piosenka i zespół są tak naprawdę takie same. Nic z tych rzeczy! Ta sama formacja prezentowałaby się zupełnie inaczej pod skrzydłami JYP Entertainment i, chociażby, YG Entertainment. Każda grupa ma odrębny styl, który wypracowuje najpierw pod okiem agencji, a później rozwija już dość niezależnie. Nie bez przyczyny wiele K-popowych formacji samodzielnie pisze teksty piosenek i komponuje muzykę. Kiedy pierwszy raz zobaczycie tłumaczenie utworu, z pewnością możecie być zdezorientowani. Gdzieś z tyłu głowy pojawi się wrażenie, że wszyscy śpiewają właściwie o tym samym – miłości i związanych z nią problemach. Warto jednak dokładniej przeanalizować treść, bo między wersami możecie znaleźć coś zupełnie innego – od opowieści o trudnej sytuacji rodzinnej po potężne motywatory.
Czym jeszcze odznaczają się piosenki K-popowe? Niezwykłą energią. Połączenie gatunków i trafne dostosowanie warstwy wokalnej mogą pomóc wam rozpocząć każdy dzień z pozytywnym nastawieniem. Przez długi czas włączałam konkretną playlistę zaraz po obudzeniu się i naprawdę widziałam różnicę. A uwierzcie mi, jestem typem, do którego lepiej się rano nie odzywać. Nie musicie się też obawiać, K-pop to nie tylko imprezowe, pełne energii rytmy. Jeśli macie ochotę trochę popłakać lub po prostu szukacie czegoś spokojniejszego, koreański przemysł muzyczny ma dla was bogatą ofertę. Praktycznie każdy z zespołów ma w swoim repertuarze ballady, więc wystarczy trochę poszukać. Od siebie mogę wam polecić Rain KNK, Just Go Ikon czy Eyes Nose Lips Taeyanga.
Krew, pot i łzy
Długo żyłam w takiej bańce zachwytu K-popem, zupełnie nie zastanawiając się, jak wygląda koreański przemysł muzyczny od wewnątrz. Do momentu gdy obejrzałam pierwszy program survivalowy, a później kolejne (w moim przypadku były to No Mercy, WIN: Who is next? i Mix&Match). I powiem szczerze, przeraziłam się. By zaistnieć na tym rynku, nie wystarczy mieć talentu – trzeba wylać hektolitry krwi, potu i łez. Zanim konkretna grupa zadebiutuje, jej członkowie poddawani są ostrym treningom tańca, śpiewu, uczą się języków, przygotowują się do comiesięcznych ewaluacji postępów, a słowa, które mogą podczas nich usłyszeć, bywają czasem tak dobitne, że aż przechodzą ciarki. Oglądając te programy, cały czas zastanawiałam się czy taka krytyka naprawdę może komukolwiek pomóc. Miałam raczej wrażenie, że wyniszcza i wpędza w ogromne poczucie winy. Niemniej tak wygląda przygotowanie do kariery i debiutu w Korei Południowej. Zdecydowałam się tego ostatecznie nie oceniać, gdyż to część zupełnie innej od naszej kultury. Jedyne, co mnie drażni, to głosy zarzucające artystom K-popowym brak talentu i umiejętności – tak tanecznych, jak i wokalnych. Po zobaczeniu jednego programu survivalowego każdy zmieniłby tę opinię. Wytwórnia nie wypuści w świat niekompletnego „produktu”, jakkolwiek okrutnie by to brzmiało. Mam jedynie nadzieję, że wraz z rosnącą popularnością K-popu (co zawdzięczamy m.in. BTS, BIGBANG, BlackPink czy Red Velvet) proces prowadzący od treningów do debiutu zostanie trochę zmodyfikowany, a przyszli artyści nie będą musieli doświadczać tylu łez i nieprzespanych nocy.