Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Felix, Net i Nika oraz Zero Szans do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Powergraph.
Musicie wiedzieć, że seria o trójce przyjaciół, którą stworzył Rafał Kosik, jest dla mnie niczym Harry Potter. W tym przypadku również z niecierpliwością wyczekiwałam następnego tomu i za każdym razem z mocno bijącym sercem zabierałam się za lekturę, bowiem byłam ciekawa tego, co autor jeszcze wymyśli. A uwierzcie mi, jego wyobraźnia sięga naprawdę daleko. Zawsze kiedy dochodziłam do wręcz banalnego wniosku, że już nic więcej się nie może wydarzyć, to Rafał Kosik w tym samym momencie, jakby mrugał do mnie okiem i udowadniał, iż jednak jestem w ogromnym błędzie. Każda pojedyncza część serii Felix, Net i Nika to pełne przygód historie, w których autor przemyca między wierszami również ważniejsze pouczenia. Nie da się przejść obok tych książek zupełnie obojętnie, zwłaszcza że oprawa graficzna jest także na niesamowicie wysokim poziomie. Mając w pamięci te wszystkie wrażenia po zapoznaniu się z poprzednimi tomami, tym bardziej nie mogłam się doczekać, gdy rozpocznę lekturę tomu szesnastego, czyli właśnie Zero Szans. A kiedy już zaczęłam na nowo tę przygodę, to nie potrafiłam jej sobie odpuścić dopóki nie dotarłam do ostatniego zdania!
Zawsze razem
Felix, Net i Nika to oddani sobie ludzie i są oni w stanie zrobić dla siebie dosłownie wszystko. Kiedy więc dziewczyna tego pierwszego, czyli Laura, wylatuje z kraju, a niedługo potem słuch po niej ginie, nie wahają się ani minuty tylko spieszą jej na ratunek. Trafiają do zupełnie egzotycznych krajów, takich jak Bangkok, Sajgon czy też Kambodża. Jeśli myślicie, że wszystko przyjdzie im z niezwykłą łatwością, to muszę was wyprowadzić gwałtownie z tego błędu. Tutaj nic nie dzieje się przypadkiem, a raczej z racji tego, że jest to zupełnie inna kultura, to ma także swoje własne zasady, które albo się akceptuje, albo pragnie się jak najszybciej opuścić te miejsca.
Przyjaciele przekonają się osobiście, co to jest street food, jak podróżuje się tuk-tukami, a także trafią do bardzo eleganckich hoteli i staną oko w oko z krokodylami z Menamu. Odkryją również ruiny przeróżnych świątyń i przekonają się, że w nocy, a nawet w dzień, warto mieć jednak plecaki w pobliżu, bo nigdy nie wiadomo, komu zamarzy się sprawdzenie ich zawartości. Felix, Net i Nika staną przed ogromnym wyzwaniem, bowiem przetrwanie w tak specyficznych warunkach wcale nie jest łatwe. Ale i tak najważniejsze pytanie brzmi: W jakim miejscu znalazła się Laura i jak dowiedzieć się tego, co się z nią faktycznie stało? Czy wrócą bezpiecznie do Polski, cali i zdrowi, a ponadto z nowymi doświadczeniami? Tego wam już nie zdradzę.
Trójka przyjaciół, Kambodża, co tu się może nie udać?
Rozpoczynając lekturę tej części, nie miałam wątpliwości odnośnie jego treści. Liczyłam jedynie na dobrą rozrywkę, utrzymaną na podobnym poziomie, co w poprzednich tomach o przygodach tych przesympatycznych bohaterów. Ale autor i tym razem do mnie mrugnął, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że jest w stanie zrobić jeszcze więcej niż wcześniej.
W Zero Szans Rafał Kosik udowadnia, iż jego wyobraźnia naprawdę nie ma granic i że jeszcze nie podzielił się z czytelnikami wszystkimi swoimi umiejętnościami. Tom szesnasty przenosi bardzo szybko odbiorcę do barwnej opowieści o przyjaźni, którą osadził w niebezpiecznej dżungli. I zupełnie nie wiem, jak to się mu udało, ale czytając wszelkie opisy zmagań głównych bohaterów z nową rzeczywistością, a przede wszystkim z nowym otoczeniem, za każdym razem miałam wrażenie, jakbym sama tam z nimi przebywała i na przykład uciekała przed wściekłymi małpami. To było naprawdę coś pięknego.
Niewątpliwy plus tej powieści to także fakt, iż nie występuje tu za dużo postaci. W poprzednich tomach akcja rozgrywała się też w przeróżnych miejscach, ale z reguły jednak była to szkoła przyjaciół, w której pojawiali się nauczyciele czy też inni bohaterowie, co już generowało ryzyko lekkiego zagubienia w tym, kto jest kim albo czym się charakteryzuje. Za to tutaj autor postawił bardziej na minimalizm. Owszem, w trakcie tej niebezpiecznej czasem podróży Felix, Net i Nika napotykają inne osoby, które albo chcą im pomóc, albo wręcz przeciwnie, lecz jednak jest ich zdecydowanie mniej. Ja odebrałam to jako zaletę książki, bowiem czytelnik tym bardziej może zżyć się z głównymi postaciami, ale również jeszcze mocniej wniknąć w ich psychikę i lepiej zrozumieć motywy postępowania danej osoby.
Na plus tej historii przemawia także fakt, iż poszczególne rozdziały nie są za długie i każdy z nich został opatrzony konkretnym obrazkiem oraz tytułem. Co ciekawsze, te dwa ostatnie elementy ukazują coś, co wydarzy się w konkretnym epizodzie. Dzięki temu czytelnik może wymyślać własne przypuszczenia na temat najbliższej akcji. Myślę, że to też sprawia, że jeszcze bardziej wciąga się w lekturę i mocniej ją odczuwa.
Ostatnią zaletą, o której tutaj wspomnę, jest humor. Autor ponownie nie szczędził czytelnikom zabawnych wydarzeń czy też dialogów pomiędzy poszczególnymi bohaterami, a w szczególności Felixem i Netem. To powoduje, że trudno nie odebrać tej historii trochę z przymrużeniem oka, ale także z pewną lekkością i przyjemnością. I właśnie z tego powodu uważam, że jest to lektura idealna na wakacje czy wszelkie inne podróże, właśnie latem!
Samo zakończenie zostało, rzecz jasna, stworzone w taki sposób, by czytelnik od razu chciał sięgnąć po kolejny tom. Ja miałam to szczęście, że mogłam to uczynić. Czy mnie zaskoczyło? Nie, bo dość łatwo w pewnym momencie fabuły domyślić się po prostu tego, w którą stronę pójdzie fabuła, ale nie zmienia to faktu, że autor urwał historię w takim miejscu, iż trudno byłoby nie odczuwać chociaż minimalnej ciekawości, co się wydarzy dalej.
Nie oderwiesz się od lektury, ale…
Patrząc na to wszystko, co napisałam do tej pory, można łatwo wysnuć wniosek, że odczuwam zachwyt tą książką i tak niewątpliwie jest. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie wbiła chociaż drobnej szpilki autorowi. Mianowicie tym, co mi w tej powieści nie przypadło do gustu, okazał się fakt, iż czasem następowały fragmenty (niekiedy dłuższe, innym razem trochę krótsze), w których w moim odczuciu kompletnie nic się nie działo i miałam wrażenie, że są upchnięte na siłę. Czytałam je tylko dlatego, iż nie lubię kartkować fragmentów książki, akurat w danym momencie mnie nudzących, i raczej nie zniechęcały mnie one do dalszej lektury, ale sprawiały, że akcja była dość mocno rwana. Podobne odczucia miałam nierzadko do tych postaci, pojawiających się dosłownie na chwilę, a później równie szybko znikających z zasięgu naszego wzroku. Niekiedy dochodziłam do wniosku (niewykluczone, że błędnego), że autor nie posiadał pomysłu na to, co jeszcze może spotkać przyjaciół, więc wręcz na siłę wprowadzał kolejnego bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, iż Zero Szans zostało napisane w taki sposób, że naprawdę trudno zmusić się do tego, aby odłożyć lekturę na bok.
To wydawnictwo potrafi promować!
Przy okazji tej recenzji nie potrafię nie wspomnieć i w pewien sposób nie docenić tego, w jaki sposób ta książka do mnie dotarła. Otóż otrzymałam ją prosto od wydawnictwa wraz z tomem siedemnastym (którego recenzja również niedługo się pojawi!) w pięknie zapakowanej paczce. Ale, słuchajcie, co to była za wspaniałość! Gdy ją otworzyłam,, to moim oczom ukazały się ciasteczka z wróżbą (mój partner z córką stwierdzili, że pyszne; ja się trochę obawiałam ich próbować), plakaty z faktami na temat serii Felix, Net i Nika, pocztówki z motywami z tejże, przypinki , a także wiele kolorowych zakładek. Z tego miejsca chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować Wydawnictwu Powergraph za taką cudnie skompletowaną paczkę. Miałam tamtego dnia ogromnie zły humor, a po zobaczeniu tej przesyłki na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Czy warto przeczytać?
Przy odpowiadaniu na to pytanie może będę mało obiektywna, bo wiecie, ja kocham tę serię całym sercem i ona już na zawsze w nim zostanie. Zero Szans to naprawdę dobrze skonstruowana historia o trójce przyjaciół, którzy są w stanie zrobić dla siebie dosłownie wszystko. Nie wahają się jechać do Kambodży, aby tylko wesprzeć Felixa w poszukiwaniu jego ukochanej. I chociaż Net gdzieś pokątnie przebąkuje nie raz i nie dwa, że cała ta wyprawa nie ma raczej najmniejszego sensu, to nigdy nie powiedział tego prosto w oczy Felixowi, nie był w stanie aż do tego stopnia go zranić.
Rafał Kosik pokazuje kilka prawd życiowych, kierowanych nie tylko do młodzieży, ale także do bardziej dojrzałego czytelnika. Pomimo wad, o których wspomniałam, przez tę lekturę się płynie, wręcz zatraca się w niej. Niekiedy czytałam ją z ogromnymi wypiekami na twarzy, bo tyle emocji we mnie wzbudzała.
Autor na początku książki zamieścił wzmiankę o tym, że każdy z tomów można poznawać niezależnie od poprzednich. Ja tu cichutko tylko wtrącę swoje zdanie, bowiem uważam inaczej. Owszem, w Zero Szans pojawiają się często odniesienia do wcześniejszych części, jednak łatwiej się połapać w akcji, kiedy zna się obraz całej historii. Kiedy sięgam po tomy z danej serii zupełnie nie pokolei (tak zrobiłam chociażby z Lipowem Katarzyny Puzyńskiej, gdzie kompletnie ta kolejność tomów nie miała dla mnie znaczenia), tak tu uważam, że warto zacząć od samego początku, aby poznać od podszewki przyjaźń pomiędzy Felixem, Netem i Niką, ich charaktery i motywy postępowania. Reasumując, Zero Szans to opowieść, nad którą warto się pochylić, aby spędzić przyjemnie wolny czas (czy też podróż do pracy chociażby).
Podsumowanie
Zero Szans to już szesnasty tom przygód trójki przyjaciół, których z pozoru nic nie łączy. Rafał Kosik stworzył naprawdę dobrze skonstruowaną fabułę, wypełnioną po same brzegi wartką akcją, ale także ciekawostkami na temat krajów, odwiedzanych po kolei przez trójkę głównych bohaterów. Obok tej powieści nie da się przejść obojętnie i albo się ją pokocha całym sercem (jak ja to zrobiłam), albo wręcz przeciwnie, znienawidzi się ją. W odróżnieniu od poprzednich części, w tej autor zdecydował się umieścić naprawdę minimalną ilość bohaterów, ale dzięki temu książka jeszcze zyskała w moich oczach.
Dobrze było ponownie spotkać się z ulubionymi postaciami i sprawdzić, co się u nich jeszcze wydarzy. Rafał Kosik dysponuje niezmiennie niesamowicie lekkim stylem pisania, dzięki czemu płynie się przez lekturę i nigdy nie ma się jej dosyć. Jest to bardzo przyjemna lektura, skierowana raczej do młodzieży, ale ja również się na niej świetnie bawiłam, więc raczej określiłabym jej target jako skierowany do każdego, kto lubi tego typu historie.
Autor: Rafał Kosik
Wydawnictwo: Powergraph
ISBN: 978-83-66178-78-6
Więcej informacji TUTAJ