Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu

-

Z pewnością wszyscy rodzice pamiętają dzień narodzin swojego maleństwa. Niestety niektórym z nich przyszło pożegnać się z nim zbyt wcześnie… Śmierć własnego dziecka to niewyobrażalna tragedia. Johannes Nyholm jako reżyser i scenarzysta postanowił poruszyć ten trudny temat w filmie zatytułowanym Koko-di Koko-da. Bohaterowie jego produkcji –  Tobias i Elin – będą musieli zmierzyć się z traumą po śmierci córeczki. Para nie może powrócić do „normalności” po tragicznym wydarzeniem w ich życiu. Co sprawi, że postaci znowu spojrzą na siebie z miłością? Na pewno nikt z nas – tak jak oni –  nie chciałby spotkać na swojej drodze trójki nawiedzonych bywalców lasu, nawet w noc przebierańców, czyli Halloween.

Poczucie winy, bezsens, ogromny smutek, destrukcyjna rozpacz i wiele innych negatywnych odczuć towarzyszą człowiekowi, który zmaga się z utratą najbliższej osoby. Kumulacja owych emocji to istny horror. Taki też jest gatunek recenzowanego filmu. Nyholm stworzył obraz nie aż tak straszny jak – przykładowo – Obecność, ale sugestywny i dający do myślenia, a przede wszystkim szanujący inteligencję widzów. Jednak po kolei. Jak to wszystko się zaczęło?

Już sam tytuł może zdziwić, bowiem wydaje się, że nie ma on nic wspólnego z fabułą filmu. Jednak jak się sami przekonacie, Nyholm raczej nie jest zwolennikiem jednoznaczności, czego dowodem może być, między innymi, nadanie właśnie takiej nazwy swojej produkcji. Wnikliwy obserwator zrozumie jego ideę, która zostanie mu przedstawiona tylko w pierwszej scenie filmu. Przygotujcie się zatem na wymagający i wnikliwy obraz, zmuszający do refleksji nad niemal każdą jego sekwencją.

Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Koko-di Koko-da”
Okropny koniec codziennego szczęścia

Początkowe sceny filmu nie zapowiadają zbliżającej się tragedii. Bohaterów poznajemy w sielankowej i radosnej atmosferze, kiedy razem wesoło spędzają czas. Niestety ta beztroska szybko się kończy, gdyż z ich świata odchodzi ośmioletnia dziewczynka. Z Elin (Ylva Gallon) i Tobiasem (Leif Endulf) spotkamy się ponownie po trzech latach od tego wydarzenia. Widać znaczne pogorszenie ich relacji, podczas każdej rozmowy są oni podenerwowani i nie umieją dojść do porozumienia w najprostszej sprawie. Czy małżeństwo może spotkać coś jeszcze gorszego niż pochowanie swojej jedynej córeczki? Wydaje się, że nie, jednak los ma wobec nich inne plany…

Z pewnością para próbuje zachowywać się naturalnie, o czym świadczy fakt, iż wspólnie wybiera się na wakacje. W miejscu, w którym zatrzymają się bohaterowie, czeka na nich kolejny koszmar. Jego sprawcami jest trójka niespełna rozumu ludzi wędrujących po lesie z białym kotem i dwoma psami – żywym i… martwym. Czy parze uda się ujść z życiem przed śmiertelnie niebezpiecznymi nieznajomymi? Miejscem rozwoju akcji jest polana w mrocznym lesie, gdzie protagoniści spędzają  noc pod namiotem. Niestety, jak się wkrótce okaże, zatrzymanie się tam, nie było ich najlepszą decyzją.

Przeszłość ma znaczenie

W mojej opinii głównym celem reżysera nie jest przestraszenie odbiorcy, ale przedstawienie mu stanu, w jakim znajdują się osoby po traumatycznym przeżyciu, którym w tym przypadku okazała się śmierć dziecka. Zamiar Nyholma to pokazanie, jak ta tragedia wpłynęła na relację małżonków. Oczywiście widz może poczuć się przerażony zachowaniem antagonistów. We mnie wzbudzało ono wstręt i niedowierzanie. Jednakże głównym problemem fabuły nie jest analiza zachowania osób upośledzonych, gdyż takimi na pewno są napastnicy.

Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Koko-di Koko-da”

Twórca filmu skupia się na relacji małżeńskiej Elin i Tobiasa, przedstawiając ją za pomocą nietypowych rozwiązań. Niejednokrotnie zaskakuje swoimi pomysłami. Jednym z nich są retrospekcje. Kilkakrotnie powraca do tego samego momentu, by wprowadzić inne jego zakończenie. Nie jest to wcale nużące, gdyż nie możemy być pewni, co dalej wydarzy się w tę, kończącą się strasznie, dla bohaterów noc. Ciągle zastanawiałam się, czy tym razem uda im się uciec, jak skończy się spotkanie kobiety i mężczyzny z chorymi umysłowo ludźmi – jeśli w ogóle ponownie do niego dojdzie? To świadczy o tym, że z łatwością można zaangażować się w całą historię i przejąć losem doświadczonego przez życie małżeństwa. Niewątpliwym plusem produkcji, za który reżyserowi należy się uznanie, jest to, iż każda scena okazuje się potrzebna i ma swoje ukryte znaczenie, a widz powinien zinterpretować ją samodzielnie.

Symboliczne animacje

Kolejnym ciekawym rozwiązaniem wprowadzonym przez reżysera są animacje, które w sposób symboliczny obrazują pewne wydarzenia z życia bohaterów. Przedstawienie cieni małych  ludzików odgrywających rolę filmowej pary zachęca oglądającego do własnej analizy prezentowanych scen. Można zatem wywnioskować, iż Nyholm nie jest zwolennikiem bezpośredniości, niczego bowiem nie pokazuje wprost, zmuszając widza do indywidualnych przemyśleń.

Pomimo dobrego wrażenia i niebanalnej formy przekazu, film nie do końca mnie zachwycił. Niektóre sceny były zbyt długie, dlatego moje myśli odbiegały od historii, a wzrok od ekranu. Niemniej jednak doceniam niebanalne wyczerpanie trudnego tematu przez reżysera oraz ciekawy sposób na przedstawienie go widzom.

Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy

 

Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu

Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Koko-di Koko-da

Reżyseria:  Johannes Nyholm

Rok powstania: 2019

Czas trwania: 1 godzina 26 minut

podsumowanie

Ocena
6.5

Komentarz

Jeżeli macie ochotę na obejrzenie nietypowego horroru, bez rozlewu krwi, biegania z piłą mechaniczną czy też bez wypędzania duchów, ale z analizą psychologiczną bohaterów, których dotknęła śmierć dziecka, to polecam „Koko-di Koko-da”.
Paulina Adamczuk
Paulina Adamczuk
Indywidualistka szukająca nowych wyzwań. Pasjonatka literatury z zamiłowaniem do kryminałów, uwielbia zagadki i mroczne klimaty. Chętnie buja w obłokach oderwana od rzeczywistości poznając fantastyczny świat popkultury. Specjalista od spraw nieziemskich - nic, co trudne nie jest jej straszne. Nie zaczyna dnia bez uśmiechu, czarnej kawy i dobrej książki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Jeżeli macie ochotę na obejrzenie nietypowego horroru, bez rozlewu krwi, biegania z piłą mechaniczną czy też bez wypędzania duchów, ale z analizą psychologiczną bohaterów, których dotknęła śmierć dziecka, to polecam „Koko-di Koko-da”.Strata dziecka boli najbardziej. „Koko-di Koko-da” – recenzja filmu