Kajko i Kokosz to legendarny komiks. Główni bohaterowie są słowiańskimi wojami i mieszkają razem w grodzie Mirmiła. Oczywiście, nie może się obejść bez wrogów, którymi w omawianym tytule są Zbójcerze. Obydwaj przyjaciele muszą z nimi stoczyć wiele niebezpiecznych wojen. Pierwszy tom komiksów pojawił się w 1972 roku i podbił serca wielu fanów. Tym razem wydawnictwo Egmont postanowiło wprowadzić na rynek gier prostą karciankę na motywach zaczerpniętych właśnie z tej serii. Czy był to trafiony pomysł?
Porwani przez wir przygód
Zasady tej gry są niezwykle przystępnie przedstawione w niewielkich rozmiarów instrukcji. Celem jest zebranie jak najmniejszej liczby karnych punktów. Rozgrywkę rozpoczyna potasowanie kart i rozdanie po sześć każdemu z uczestników. Resztę elementów należy położyć w zakrytym stosie na środku stołu. W każdej turze gracz dąży do tego, by pozbyć się z ręki jak największej ilości kart, co wcale nie jest takie łatwe, jak może się zdawać. Uczestnik ma prawo do położenia jednego bądź kilku elementów, ale wszystkie muszą mieć tą samą wartość, na przykład trzy dwójki. Nie można położyć na stole kart, których suma wartości jest niższa od widocznej na położonych emblematach przez poprzednią osobę. Jeżeli gracz nie chce lub nie może zagrać ani jednej karty, musi zebrać wszystkie odkryte elementy umieszczone do tej pory na blacie. Odkłada je na bok, będą się one liczyć po zakończeniu jako punkty karne. Należy również wspomnieć, że w stosie ukrytych emblematów znajduje się kilka specjalnych z wizerunkiem Hegemona. Może on przybierać wartości od jednego do pięciu (uczestnik przed wyłożeniem jej na środek stołu musi głośna określić jego wartość w danym przypadku).
Koniec gry następuje wtedy, kiedy wszystkie karty zostają wyłożone na blat. W tym momencie graczom pozostaje jedynie obliczenie liczby punktów karnych. Wygrywa ten, kto zdobędzie ich najmniej.
Samą grę można urozmaicić kafelkami przedmiotów. Każdy z nich ma określoną funkcję, która ułatwia danej osobie zdobycie zwycięstwa. Uczestnicy dostają po jednym takim przedmiocie, reszta ląduje w pudełku.
Wciąga niczym dobry serial
Szkoła latania jak naprawdę dobra produkcja filmowa czy wielosezonowa – wciąga od pierwszych chwil i nie chce puścić przez długi czas, choć jest tak naprawdę niepozorna. Zamknięta w małym pudełku niewielka liczba elementów, na które składają się jedynie stos kart oraz kilka żetonów zadziwiają tym, do jakiego stopnia potrafią zainteresować i sprawić, że nie zauważy się upływu czasu.
Po paru minutach rozgrywki skojarzyła mi się ona z popularnymi karciankami takimi jak Wojna czy tak zwane Świnie. Jeśli wydaje wam się, że odniesienie tutaj zwycięstwa jest proste, to jesteście w wielkim błędzie. Nie wystarczy rzucać na stół dowolnych kart i łudzić się, że może tym razem się uda. Trzeba czasem pomyśleć nad kolejnym krokiem, przewidzieć jakie karty może mieć przeciwnik albo jaką przyjmie strategię.
To grozi twardym lądowaniem
I właśnie ta powtarzalność Szkoły latania może być jednocześnie atutem, ale też wadą. Dlaczego? Z prostego powodu — w pewnym momencie może zacząć nudzić. Mniej cierpliwe osoby z pewnością szybko odłożą grę na bok. Ale za to Szkoła latania może być dobrym pomysłem na imprezy, bowiem poszczególne tury nie trwają długo i są dość dynamiczne, ale do niczego więcej. To taka gra na chwilę, żeby później ją odłożyć i po jakimś czasie do niej wrócić. Zdaję sobie sprawę z tego, iż zaprzeczam w tym miejscu swoim słowom, ale ciężko wyjaśnić fenomen tej prostej gry. Trzeba po prostu na własnej skórze się przekonać o tym, czemu jest ona taka wyjątkowa, pomimo swoich wad.
Dla kogo?
Wydawca na pudełku podał, że Szkoła latania przeznaczona jest dla graczy powyżej siódmego roku życia. Na kartach widoczne są cyfry i liczby, więc może być to nawet początek przygody z matematyką. Gdyby ktoś się uparł, karty mogą służyć do rozwoju wyobraźni, bowiem urozmaiceniem rozgrywki, zwłaszcza dla młodszych osób, jest wymyślanie historii z udziałem bohaterów widocznych na poszczególnych obrazkach. I tak jak już wspomniałam, starsi też powinni dobrze się bawić, chociażby grając w nią podczas imprez.
Czy warto poświęcić czas?
Szkoła latania to szybka karcianka, w której najważniejsze jest jak najszybsze pozbycie się wszystkich elementów z ręki. Niepozorne opakowanie, kryjące w sobie barwne karty i żetony oraz niewielkich rozmiarów instrukcję zawierającą proste zasady. Rozgrywki są dynamiczne i pomimo tego, że w kwestii regrywalności plasuje się na dość niskim poziomie, będę polecać tę grę, chociażby tak dla młodszych graczy jako pomoc edukacyjną oraz dla dorosłych na różnego rodzaju imprezy. Nie bez powodu Egmont wypuściło ten tytuł na rynek w serii Gry do plecaka. Ona właśnie taka jest: mała, a przez to idealna, aby zabrać ją na wyprawy krótkie i długie. I nie trzeba nawet zbytnio się martwić o zagubienie któregoś elementu, bo po pierwsze nie ma ich zbyt wielu, a po drugie są naprawdę duże.
Tytuł: Szkoła latania
Liczba graczy: 2-6
Wiek: 7+
Czas rozgrywki: 20 minut
Wydawnictwo: Egmont
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont, więcej o grze przeczytacie tutaj: