Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu

-

Czasem pewne połączenia do siebie nie pasują. Tak jest w przypadku Bounty i majonezu, DJ-a oraz stypy, a także kryminału tudzież komedii. Jak zachować powagę śledztwa, wywoływać zaciekawienie i chęć rozwikłania zagadki, nie rozpraszając gagami? To proste. Wystarczy być Rianem Johnsonem.
Lupa

Harlan Trombley jest słynnym pisarzem, a z okazji jego urodzin w posiadłości znalazła się cała (trzeba zaznaczyć, że wyjątkowa) rodzina. Osiemdziesięciopięciolatek dzień później zostaje odnaleziony martwy. Sprawę morderstwa musi wyjaśnić dwójka policjantów oraz detektyw Benoit Blanc, którego metody badania tematu są dość specyficzne. Pytań jest wiele, a po uzyskaniu odpowiedzi na jedno pojawiają się kolejne zagadki. Kto zabił?

Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Na noże” reż. – Lionsgate/ FilmNation Entertainment.Media Rights Capital/Ram Bergman Productions
Pełen magazynek

Pierwszym plusem, sprawiającym, że na film do kina można iść w ciemno, jest obsada. Już samo nazwisko reżysera, autor takich dzieł, jak Breaking Bad czy też Ostatni Jedi (ten przykład nie trafi do każdego, ale pamiętajmy, że Star Wars nie powierza się byle komu z ulicy), powinno zachęcić do obejrzenia filmu, ale na pewno skuteczniej robią to Daniel Craig, Chris Evans czy też Jamie Lee Curtis.

Zespół zebrany na planie zdjęciowym zwyczajnie spisuje się na medal. Craig swym niesamowitym akcentem przebija nawet Pitta z Furii. Świetnie sprawdził się w roli lekko ekscentrycznego detektywa, którego zadania sprowadzają się w dużej mierze do obserwacji, jednak gdy zaczyna mówić i opowiadać o swych analizach czy spostrzeżeniach, to widz chętnie go słucha. Bardzo dobrze w swoją postać wcielił się Chris Evans, a stało przed nim nie lada wyzwanie, ponieważ obecnie prawie każdy widzi w nim Kapitana Amerykę. Jak wyjść z roli harcerzyka z tarczą i zagrać czarną owcę rodziny, mówiącą, że inni mają jeść g**no? Ot tak. Po prostu można. Evans czasem robi miny niczym Steven Rogers, ale niemożliwym jest całkowite zmienienie mimiki. Sprawia to, że przez chwilę przypomina o tym, kogo wcześniej grał, ale takie wrażenie po sekundach zostaje szybko eliminowane przez kolejne wystąpienia.

Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Na noże” reż. – Lionsgate/ FilmNation Entertainment.Media Rights Capital/Ram Bergman Productions

Wachlarz postaci jest bardzo szeroki, a przede wszystkim wielobarwny. Podczas kręcenia filmu postawiono głównie na ujęcia twarzy, zatem kunszt aktorski mamy na pierwszy rzut oka. Dzięki temu widać, że scenariusz obejmował różnorakich bohaterów. Nawet Lakeith Stanfield, w filmie Porucznik Elliott, jest po prostu nijaki i robi to świetnie, bo taka miała być ta osoba. Naprawdę z ręką na sercu (czy z nożem przy gardle) można powiedzieć, iż każdy artysta spisał się na medal. Ana de Armas gra Martę Cabrerę – emigrantkę znajdującą pracę u Harlana Thrombeya, i jest zwyczajną dziewczyną. Niczym się nie wyróżniającą, przez co odstaje od pozostałych barwnych protagonistów, ale z drugiej strony sprawia, że nie ma się wrażenia, iż na ekranie widać grupę kolorowych pawi. Chcąc uzyskać równowagę, konieczne było umieszczenie nieco zwykłości. Scenarzysta dobrze to wyważył.

Ślady w błocie

Na noże jest kryminałem i komedią w jednym, a połączenie takich gatunków wyszło bardzo dobrze. Z jednej strony zdarzenia na ekranie bezustannie budzą ciekawość. Kolejne odpowiedzi padają powoli, cały czas popychając następne klocki domina i sprawiając, że całość ciągle się przewraca. Ostatni klocek upada w ostatnich minutach filmu, choć tak naprawdę główne odpowiedzi poznaje się dużo wcześniej. Zdradzając kluczowe rozwiązania Rian Johnson nie sprawił, iż widz wie już sporo i może wyjść z kina. Dwie godziny rozmów z domieszką akcji nie nuży i cały czas przykuwa uwagę. Stało się to za sprawą dobrze dobranych i serwowanych żartów. Choć czasem jest to z pozoru infantylne, to sprawdza się wyśmienicie, a na sali kinowej wywoływało salwy śmiechu. Osoby, które zakupiły bilety, nie będą mieć poczucia zmarnowania pieniędzy.

Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu
Kadr z filmu „Na noże” reż. – Lionsgate/ FilmNation Entertainment/Media Rights Capital/Ram Bergman Productions
Kluczowa poszlaka

Na noże, to jeden z lepszych filmów zaprezentowanych w 2019 roku. Choć nie zarobi tyle co Joker, to w swym gatunku jest wyśmienity. Fani klasycznych kryminałów Agathy Christie czy też przygód Sherlocka Holmesa będą w pełni usatysfakcjonowani. Scenarzysta bezustannie rozwiązuje zagwozdki, ale wszystkie kwestie zostaną rozwikłane dopiero pod koniec.

Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu

 

Tytuł oryginalny: Knives Out

Reżyseria: Rian Johnson

Rok: 2019

Czas: 2 godziny 10 minut

podsumowanie

Ocena
10

Komentarz

„Na noże” jest klasycznym kryminałem w unowocześnionej wersji, bo znalazło się tam miejsca dla influencerki czy też podejmuje ważny temat emigrantów. Całość okraszono klimatem zagadki, ale także szczyptą humoru. Craig czy Evans są świetni w swych rolach, a jedną zagadkę należy rozstrzygnąć już teraz: iść do kina czy nie? Iść. Czym prędzej.
Artur Sobala
Artur Sobala
Miłośnik dwuznaczności, cytatów, patosu i śmieszkowania. Eskapizm i fantastyka świetnie się uzupełniają, tworząc światy, w których doskonale się czuje. Ma więcej pomysłów, niż zapału, by je zrealizować. Zmienia zdanie częściej niż Kylo Ren.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„Na noże” jest klasycznym kryminałem w unowocześnionej wersji, bo znalazło się tam miejsca dla influencerki czy też podejmuje ważny temat emigrantów. Całość okraszono klimatem zagadki, ale także szczyptą humoru. Craig czy Evans są świetni w swych rolach, a jedną zagadkę należy rozstrzygnąć już teraz: iść do kina czy nie? Iść. Czym prędzej.Śmierć i zabawa. „Na noże” – recenzja filmu