Nie mogę zrozumieć, dlaczego wśród popkulturowych detektywów prym wiedzie ten stworzony przez Arthura Conana Doyle’a. Wystarczy spojrzeć na liczbę filmów, seriali, a nawet gier wideo, by zauważyć jego dominację. Ostatnio jednak, być może za sprawą reżysera Kennetha Branagha, z cienia wychodzi nieco zapomniana twórczość Agathy Christie.
Wybór
Tak jak cenię Sherlocka Holmesa, ponad jego zimny egoizm stawiam ciepłą pewność siebie Herculesa Poirota. Oczywiście tylko w pakiecie z wiejskimi posiadłościami lat dwudziestych ubiegłego wieku oraz morderstwami w każdym zakątku świata, nie wyłączając środków transportu. Dlatego też, pomimo stosunkowo krótkiej przygody z grami detektywistycznymi, z wielką chęcią sięgnąłem po Claire Harper na tropie. Już w opisie twórcy zachwalają, iż to gra „skoncentrowana na psychologicznym aspekcie bohaterów w stylu powieści Agathy Christie”. Przyznaję, nie kłamali.
Ale zanim o fabule, chwila o opakowaniu: estetykę wykonania należy doceniać zawsze i wszędzie. Treściwa, kolorowa instrukcja została wydrukowana na bardzo grubym papierze, podobnie zresztą jak mapy oraz dokumenty dotyczące każdej ze spraw. Karty ze wskazówki zawsze są czytelne, pomimo iż czasem naprawdę znajduje się na nich masa tekstu. Zgrabnie ułożone w plastikowej wytłoczce, a każdy stos wieńczy malutka koperta z zakończeniem. Nie dość, że całość została bardzo ładnie wykonana, to jeszcze zachowała praktyczność. Brawo.
Klimat
Zbrodnie zdarzają się na całym świecie: a więc i w tym przypadku będzie nam dane rozwiązywać kryminalne zagadki w wielu różnych miejscach. Choć wszystkie nawiązują do twórczości Christie, zachowują swoistą różnorodność. I tak oto, wcielając się w młodą i ambitną panią detektyw, Claire Harper (bardzo przyjemne połączenie panny Marple i Herculesa Poirota), odwiedzimy kolejno: wiejską posiadłość, miejski teatr, oraz wybierzemy się do Egiptu. Trzy kolejne historie nie tyle łączą się ze sobą, lecz dawkują poziom trudności i, tak jak twórcy, zalecam, by przechodzić je chronologicznie.
Rzecz jasna, nie mogę rozpisać się zbytnio o fabule spraw, by nie psuć wam zabawy. Jednakże mechanika rozgrywki to inna kwestia, a ta, w przeciwieństwie do samych śledztw, nie jest skomplikowana. Każda z zagadek składa się z krótkiego wprowadzenia, zarysowującego sytuację, mapy miejsca zbrodni wraz z dodatkowymi dokumentami (na przykład drzewem genealogicznym rodziny zmarłego) oraz talii kart. Ta ostatnia jest najważniejszym elementem w dotarciu do prawdy, zawiera bowiem w sobie wszystkie nasze możliwe akcje: przeszukania pomieszczeń, rozmowy z poszczególnymi osobami, a nawet przedmioty, które możemy, lecz nie musimy, traktować jako wskazówki.
Próba
Nie wchodząc w bliższe szczegóły, pierwszą sprawę (wraz ze znajomymi) rozwiązaliśmy w maksymalnym przedziale punktów. Znaczy to, iż odpowiedzieliśmy prawidłowo na dane pytania dotyczące morderstwa wykorzystując stosunkowo niewiele kart. Jest to bardzo efektywny sposób oceniania, zmuszająco niejako graczy do ciągłych rozmów i dyskutowania o wskazówkach, by ograniczyć liczbę akcji. Co prawda w naszym przypadku nie wszystko poszło idealnie, ale też na manowce wyprowadziły nas niektóre wątki śledztwa. Sporo później okazało się, że przeszliśmy niejako samouczek tego tytułu. Dopiero kolejna sprawa rozgrzała nasze szare komórki do czerwoności. Pojawiło się więcej fałszywych tropów, niektórzy ze świadków kluczyli w zeznaniach, sam motyw zbrodni też nie wydawał się tak jasny, jak po przednio. A my, zbyt pewni siebie, nie notowaliśmy wszystkich wskazówek i rozmów. Finał jest łatwy do przewidzenia: polegliśmy, morderca nie został oskarżony. Paradoksalnie, dzięki temu zauważyliśmy, jak złożony to tytuł i jak wiele pracy włożono w jego powstanie.
Znalezione dowody, dzięki kolorowym liniom, łączą się z innymi kartami, na przykład klucz z drzwiami lub odcisk buta z daną osobą. Do przeprowadzonych rozmów można cały czas wracać, nie ma także limitu czasowego na rozwiązanie danej sprawy. A mimo tych ewidentnych ułatwień, prawidłowe rozwiązanie nigdy nie jest w pełni oczywiste. W zdecydowanej większości przypadków ucieczka sprawcy będzie „zasługą” wyłącznie graczy, niekiedy jednak gra skrywa tajemnice zbrodni nieco zbyt zawzięcie.
Więc
Rozumiem inspirację twórczością Agathą Christie, widać ją na każdym kroku: zarówno w wykreowanym świecie, jak i fabule zagadek. Niestety, przenosi się to także na czasem zbytnie skomplikowanie poszczególnych wątków. Nie wszyscy jesteśmy Herculesami Poirotami – pamiętajcie również, że to nie tytuł na imprezowy wieczór. Wymaga skrupulatnych notatek, skupienia oraz kreatywnego myślenia. Zwłaszcza, gdy karta nie opisuje wprost danego pomieszczenia – rozumiem, że wnioski gracz powinien wysnuć sam. Jednak czasem jedno zdanie to za mało, by połączyć znaleziony przedmiot z konkretnym podejrzanym.
Czy ta wada skreśla ten tytuł? Absolutnie nie. Nawet niewielka regrywalność strasznie mi nie przeszkadza, po prostu przyjmę rolę mistrza gry i jako narrator wprowadzał będę w kolejne morderstwa nowych znajomych. Choć muszę też zauważyć, że równie dobrze możecie wcielić się w Claire Harper solo – pozwala na to mechanika, jak i wspomniany system punktacji. Jeśli więc macie wolną godzinkę i chcecie sprawdzić się w roli przedwojennego detektywa (a przy tym macie awersję do gier kryminalnych z aplikacjami), Śledztwa – Claire Harper na tropie to naprawdę dobry wybór.
Tytuł: Śledztwa – Claire Harper na tropie
Liczba graczy: 1–6
Wiek: 10+
Czas rozgrywki: około 90 minut
Wydawnictwo: Hobbity.eu
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Hobbity.eu, więcej o grze przeczytacie tutaj: