Obecnie widzowie nie szturmują kin, woleliby cofnąć czas. Mimo bardzo małego wyboru filmów, repertuar zawiera pozycję, którą warto zobaczyć nie z braku laku, lecz po prostu z chęci obejrzenia widowiskowych akcji i fabuły wymagającej analizy już podczas seansu.
Sekunda
Główny bohater, grany przez Johna Davida Washingtona, został wyszkolony w walce wręcz i strzelaniu, a na misjach specjalnych zjadł zęby. Za braci ze swojej jednostki specjalnej jest gotów przeżyć piekło tortur czy nawet wysiedzieć w fotelu dentystycznym (choć chyba to to samo). Bieg wydarzeń doprowadza go do miejsca, w którym dowiaduje się, że los świata wisi na włosku, a w teraźniejszości są przedmioty z przyszłości, mające odwrócone działanie.
Minuta
Istotnym elementem, będącym argumentem za tym, aby obejrzeć film w kinie, na pewno jest muzyka. Idealnie współgra z wydarzeniami na dużym ekranie, choćby dlatego, że jest w pełni zsynchronizowana z pojawiającymi się obrazami, i buduje klimat. Dźwięki wzmagają niepokój, ponaglają postaci, przez co widz siedzi w fotelu jak na szpilkach, czy też podkreślają tempo akcji. Wiele osób zaskoczy fakt, iż za muzykę odpowiada Ludwig Göransson, a nie Hans Zimmer, bo całość brzmi, jakby jednak twórcą był ten drugi, co można uznać za wyróżnienie dla faktycznego autora dźwięków do filmu Tenet, gdyż Zimmer jest wyznacznikiem jakości.
Kwadrans
Najnowsze dzieło Christophera Nolana trwa dwie i pół godziny, a jego fabuła dość długo się rozkręca i na pewno znajdą się widzowie, których to znudzi. Warto nadmienić, iż z uwagi na zabawę czasem należy skupić się od samego początku, bo pewne wątki swe wytłumaczenie zyskują w dalszej części filmu. Ponadto, wiedząc coraz więcej, inaczej myśli się o wydarzeniach z wcześniejszych sekwencji. Dlatego też spore grono na sali kinowej będzie chłonąć każdą akcję z zaciekawieniem i starać się zapamiętać jak największą liczbę szczegółów. Na szczęście w scenariuszu nie założono, że odbiorcy mają IQ50 i bohaterowie nie wykładają kawy na ławę, tłumacząc z pietyzmem, o co w tym wszystkim chodzi. Samemu trzeba pojąć czemu właśnie się coś dzieje lub działo. To jest największym plusem produkcji: im bliżej końca, tym mocniej akcentuje się fakt, że odpowiedzi zostały ukazane na początku. Cały czas można się uśmiechać i mówić sobie pod nosem: „A! To on tam był!”, „Aha! To on prowadził to auto!”. Im dalej w las, tym więcej smaczków i zachwytów nad pieczołowicie zbudowaną historią.
Godzina
John David Washington, czyli Protagonista, spisał się bardzo dobrze w swej roli, zwłaszcza że to nie miała być błyszcząca postać, przyćmiewająca resztę obrazu. Jest człowiekiem, który wykonuje swe zadania z determinacją, jednak nie widać po nim ogromnego zaangażowania. Aktor grał głównie ciałem, udowadniając, iż choreografia walk nie sprawia mu trudności, co można uznać za istotne podczas oceniania go, bo z uwagi na zabawę czasem, pojedynki były wyjątkowe i ekscytujące, a przede wszystkim odmienne od sztampowych, a zatem bardziej wymagające.
Drugim wyróżniającym się artystą okazał się niewątpliwie Robert Pattinson, dając dowody, że już naprawdę trzeba odpiąć mu łatkę słodkiego wampira, bo z każdym wcieleniem pokazuje, iż zasługuje na poważne role. Lighthouse na pewno to potwierdził, zrobi to także Batman, ale również Tenet jest potwierdzeniem tej tezy. Największy atut gry Pattinsona, to bez dwóch zdań wczucie w postać tak bardzo, że zauważalna jest chemia pomiędzy nim a Washingtonem. To po prostu zgrany duet i przyjemnie ogląda się ich wspólne akcje czy wymiany zdań.
Niestety Elizabeth Debicki wciela się w bohaterkę płaczącą non stop, że chce tylko uratować syna i podkreśla, ile on dla niej znaczy, choć tego się po prostu nie czuje, dlatego też może być najmniej lubianą osobą na ekranie. Nawet bycie uciskaną przez męża bywa zwyczajnie miałkie. Postać Kat jest istotna dla fabuły, lecz niestety jakoś ginie w tym wszystkim. Zwłaszcza gdy obok znajduje się Kenneth Branagh, bo grany przez niego Andrei mógł być sztampowym mafiosem z rosyjskim akcentem, bardziej budzącym politowanie niż strach, ale aktor wycisnął sporo z tej postaci. Minusem jednak są jego monologi, bo tu Nolan chciał dorobić zbyt wiele ideologii i głębi, a całość okazała się bełkotem szaleńca.
Doba
Mocną stroną filmu jest fakt, iż po seansie ma się ochotę ponownie kupić bilet i obejrzeć całość z większą dokładnością, wykorzystując wcześniej zdobytą wiedzę o fabule. Nolan rozpisał scenariusz tak, że prowadzi on przez kilka linii czasu, zmuszając widza do wyłapywania szczegółów i główkowania podczas oglądania. Fabułę upiększył widowiskowymi pojedynkami czy pościgami, a wisienką na torcie jest eksplodujący samolot. Nawet podczas patrzenia na pędzące katamarany docenia się kunszt tworzenia obrazu. A całość dopełnia pełna ekspresji muzyka, zasługująca na nagrody.