Sitcom przebrany za mangę: rozprawka. „Mistrz romansu Nozaki” – recenzja mangi, tomy 11–13

-

Za przekazanie egzemplarzy recenzenckich mang Mistrz romansu Nozaki, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Waneko.

Nie wierzę, że to piszę, ale ten tytuł zaczyna mnie trochę męczyć. Co prawda nie na tyle, abym całkiem porzucił lekturę, ale dość, by naszły mnie pewne dziwne spostrzeżenia. No bo co jeśli Mistrz romansu Nozaki nie powinien tylko zawierać cech sitcomu (o czym pisałem w poprzedniej recenzji), ale od samego początku miał być jednym, wielkim, papierowym serialem? Nawet nie scenopisem, tylko gotowym produktem, gwarantującym „śmiech z puszki”, gdzie czytelnik zajmuje miejsce na widowni?

Być może to pechowa liczba tomów przyczyniła się do tak drastycznych spostrzeżeń: mniejsza jednak o powód, trzeba się nad tą kwestią pochylić. Tak więc dziś, zamiast klasycznej recenzji, zapraszam na minirozprawkę: „Niedoskonałości oraz dobrodziejstwa płynące z formatu opowieści opartej na fragmentaryczności pojedynczych historii, a tworzących ciągłość fabularną w perspektywie całości tekstu.”.

Czyli po prostu wady i zalety „sitcomowości Nozakiego”.

Sitcom przebrany za mangę: rozprawka. „Mistrz romansu Nozaki” – recenzja mangi, tomy 11–13Wady

Nie pamiętam poprzednich rozdziałów, świtają mi tylko pojedyncze wydarzenia o ciut większym znaczeniu dla fabuły, tak jak pojawienie się nowej postaci (na przykład starszego brata Seo) czy wygadanie się bohaterów co do ich małych sekretów. Mimo że tytuł ten dopiero niedawno przekroczył liczbę dziesięciu tomów, w znacznie bardziej szczegółowym stopniu jestem w stanie streścić shoenowe tasiemce na moich półkach, które mają minimum po pięćdziesiąt części niż Mistrza romansu... Historia zdaje się wciąż dreptać w kółko: Chiiyo zakochana, Nozaki zajęty pracą, Waka i Seo utrzymują relację „love/hate”, Kashima i Hori  rozwijają sekcję teatralną. Szkoła, rysowanie mangi, wyjście w losowe miejsce na mieście, mały rozdział z postacią drugoplanową, i tak bez przerwy. Na każdej stronie znajduje się tak dużo spotkań i dialogów, a paradoksalnie – tak mało się dzieje.

W pewnym momencie aż się rozmarzyłem… Co by było, gdyby związek Chiyo i Nozakiego naprawdę wszedł na nowy poziom i bohaterowie musieliby zmierzyć się tą nową rzeczywistością? A może Hiro wyznał Kashimie, jak bardzo ją lubi? Albo Waka dowiedział się wreszcie, kim tak naprawdę jest Lorerei? Uwaga, mały spoiler: te dwie ostatnie rzeczy naprawdę się dzieją! Tylko nic z tego nie wynika, poza kilkoma rozdziałami zaskoczeń, gagów i obrócenia wszystkiego w żart. Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy, ważne wydarzenie w tomiku odhaczone, możemy przejść do następnych skeczy.

nozakiZalety

Paradoksalnie, największy plus tegoż tytułu wynika z jego największego problemu: powtarzalności. Spoglądając na tę kwestię z drugiej strony, nagle okazuje się, że do Mistrza romansu… mogę powrócić wręcz w dowolnej chwili, nawet po trzynastu tomach. Otworzyć książeczkę na chybił-trafił, przerzucić kilka kartek, by znaleźć początek rozdziału i… pozwolić się wchłonąć. Tej przeuroczej głupocie fabuły, idiotycznym gagom i płaskim bohaterom. Personalnie zacząłem traktować ten tytuł jako mangową bezpieczną przystań: gdy wokół mrok i leje deszcz, a dobry humor uleciał nie wiadomo gdzie, zawsze mogę liczyć na odrobinę dowcipu. Niezbyt wyszukanego, to prawda, ale też nie o to chodzi w tym gatunku.

A na dodatek, z żadnego bloga czy artykułów nie dowiedziałem się tak dużo o tworzeniu mangi. Formatach stron, rozmiarach okienek, zaczernianiu, rastrach, konturach, tłach… Samoświadomość wręcz przebija z Mistrza romansu…, gdy autorka ustami bohaterów nierzadko naśmiewa się z własnego stylu rysowania. Takie łamanie czwartej ściany to ja rozumiem: zdecydowanie wolę te subtelne mrugnięcia okiem do odbiorcy niż (często prymitywną i wulgarną) bezpośredniość Deadpoola.

Za późno

Czy Mistrz romansu Nozaki to dobra manga? To nie jest miejsce, gdzie znajdziecie odpowiedź na to pytanie. Ja jedynie mogę was zapewnić, że kolejne trzy tomy nie odstają poziomem od poprzednich części serii. A czy to dobrze… Cytując klasyka: „Nie ma tak, że dobrze, albo że nie dobrze”. Jestem w pełni świadomy wad tego tytułu, ale wciąż będę do niego wracał. I z uśmiechem kartkował kolejny tom, wypełniony niezbyt mądrymi przygodami szalonych licealistów.

Pozostałe recenzje tej serii:

Sitcom przebrany za mangę: rozprawka. „Mistrz romansu Nozaki” – recenzja mangi, tomy 11–13

 

Tytuł: Mistrz romansu Nozaki

Autor: Izumi Tsubaki

Gatunek: komedia, romans, shounen

Wydawnictwo: Waneko

 

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Wszystko po staremu. W zasadzie to krótkie zdanie mogłoby posłużyć za całą recenzję.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Wszystko po staremu. W zasadzie to krótkie zdanie mogłoby posłużyć za całą recenzję.Sitcom przebrany za mangę: rozprawka. „Mistrz romansu Nozaki” – recenzja mangi, tomy 11–13