We wtorek, 6 listopada, dzień po warszawskiej premierze filmu z udziałem VIP-ów, w krakowskim Multikinie odbył się pierwszy seans Planety Singli 2. Gośćmi wydarzenia byli: reżyser Sam Akina, producent Radosław Drabik oraz gwiazdy produkcji: Agnieszka Więdłocha, Maciej Stuhr i Tomasz Karolak. Na widowni, oprócz wielu krakowskich gości, pojawiła się także legenda polskiego kina, profesor Jerzy Stuhr.
Przed seansem – czas dla prasy i wywiady z zaproszonymi gośćmi, po seansie – pytania od widowni, a potem to już autografy, zdjęcia i w ogóle szaleństwo wtorkowej nocy z obolałymi od śmiechu brzuchami. Ale po kolei.
Come waltz with me*
Ponad dwa lata po premierze pierwszej części Planety singli – komedii, która podbiła serca Polaków – do kin weszła część druga. Kiedy Wilk wcale a wcale nie zamierza skończyć z brykaniem, bo przecież dobrze jest jak jest, a ukochana chce jednak czegoś więcej – ich drogi się rozchodzą. A ponieważ „przezorny zawsze ubezpieczony” – to i walizka spakowana. I tak wielka miłość okazuje się ogromną klapą, co potwierdza status Tomka w aplikacji Planeta Singli. Status, który Ania zatwierdza. Taki jest początek. A raczej koniec.
Ania ma pecha, bo jej matka (Danuta Stenka) okazuje się i wyglądać lepiej niż córka, i randkować, i… bawić się lepiej niż dobrze. Tymczasem manager Marcel (Piotr Głowacki) nakłania kierownictwo na najnowsze, pełne miłości, bożonarodzeniowe show z finałem w wigilię. I teraz dopiero zabawa się zaczyna. Jak skłonić do współpracy parę po rozstaniu? Co z PR-em? Co z byłymi i przyszłymi partnerami? Wszak show must go on!
Come dance with me*
Pomiędzy parą głównych bohaterów, Agnieszką Więdłochą i Maciejem Stuhrem, iskrzy od gwałtownego początku po bombowy koniec. Ania przekracza swoje granice w bardzo różny, często nieprzewidywalny chyba dla niej samej, sposób. Wilk niby wyrywa się na wolność, ale miota wciąż w znanych sobie rejonach. W końcu każde z nich zaczyna rozumieć, co tak naprawdę jest najważniejsze. Ale czy nie za późno?
Gwiazdy drugiego planu nie zawodzą. Rewelacyjny (jak zwykle) Tomasz Karolak i jego ściana płaczu, która potem do płaczu (ze śmiechu) doprowadza widzów. Uważajcie, co wieszacie na swoich ściankach i mapach marzeń! Do tego ciuchy jak z „napadu na kantor” i siódme poty (nie tylko na pamiętnych plecach, nie tylko Karolaka). Chimeryczna „psycholożka włosów” z pierwszej części (niezastąpiona Weronika Książkiewicz) jest tu pełną spokoju i opanowania (a przynajmniej próbującą na tej ścieżce się utrzymać) praktykantką jogi z nauczycielem, którego pozazdrościć może jej sama Chodakowska. Na dodatek z kwiatem lotosu, w której to asanie wygląda tak, jakby była to najprostsza i najmniej wysiłku wymagająca pozycja jogi na świecie.
W filmie jest cała masa perełek, które nie dają widzowi odpocząć. I tak Bartosz Porczyk, jako Panir, nauczyciel jogi, jest absolutnie oszałamiająco-rozśmieszający i zaraz każdy praktykujący się zastanawia „A może teraz nauczyciel nie nauczycielka?” (Wybaczcie, dziewczyny!). Violetta Kołakowska, grająca doulę, ma na pewno niezły ubaw, zwłaszcza podczas oprowadzania gości po miejscu porodu i omawianiu menu (tu zachwyty Książkiewicz i mina Karolaka – bezcenne!). Zwraca uwagę wizażystka Kasia (nie tylko zmieniającymi się perukami i feromonami działającymi wtedy, kiedy trzeba) i gdy po seansie orientujesz się, że to Maffashion, czyli Julia Kuczyńska, to jesteś mile zaskoczona, że wyszło dobrze nawet jak na debiut. Jeszcze należy wspomnieć o Joannie Jarmołowicz (Zośka), która doskonale pokazuje rozdźwięk w sercu nastolatki, a jednocześnie jej obrotność i chęć działania. Nie sposób też nie wspomnieć Aleksandara Milićevića w roli Radka. O! Jego to wręcz nie sposób zapomnieć!
Co się zaś Izabelę Miko zobaczy, to się już nie odzobaczy! Stylizowana na dość starszawą Michelle Pfeiffer, Miko pokazuje nieodkryte wcześniej talenty i szaleje po całości – siejąc zachwyt, zgorszenie, śmiech, obrazę, urazę, ale i szczerość, bo przecież „tylko bzyknąć raz chciała”. Natomiast cameo Witolda Paszta bezapelacyjnie pozostaje w pamięci. Lekki, niezapowiadający tajfunu z Roztocza wstęp mydli oczy. Im bowiem dalej, tym ciekawiej. Herbata góralska na rozgrzanie, wzbogacony rockowymi brzmieniami występ i Z kopyta kulig rwie w wersji, jakiej nie zapomnimy.
Come walk with me*
Polska wersja pary w znienawidzonych świątecznych sweterkach á la Bridget Jones i scena, po której liczba sto trzydzieści już zawsze będzie się widzom kojarzyć z płaczem ze śmiechu. Zwłaszcza, że, jak mówiła po seansie Agnieszka Więdłocha, to jedna z najmilej wspominanych przez nią scen, zagrać kogoś, kto nie umie grać. Piękny pierwszy występ na żywo Ani, podczas którego każdy, kto choć raz miał tremę, odnajdzie siebie i wspaniała reakcja Tomka, który i pomoc obiecywał, i słowa dotrzymał. Spotkanie dwojga konkurentów do ręki Ani w monochromatycznej wersji Casablanca story nie do końca zrozumiałe w zamyśle, ale jednak udane (zwłaszcza dla uważnego widza).
Genialne teksty, przy których niemal spada się z fotela, szybka akcja, która, nawet przerywana wolniejszymi fragmentami, goni do przodu jak burza i dwie godziny (bo tyle trwa część druga) mijają w mgnieniu oka. Magia liczb i świąt Bożego Narodzenia oraz rzeczy nieprzewidywalnych i nieujarzmionych przewija się przez cały film. I w pewnym momencie widz zastanawia się tylko, dlaczego listopad, a nie grudzień, bo to film idealny na Gwiazdkę. Po czym dostaje odpowiedź, po której cieszy się bardziej niż bardzo, że to już.
Reasumując, wigilia, dzień cudów, narodzin, odrodzenia, zaskoczenia (także sobą samym) i oświecenia. Wigilia dorosłych decyzji.
Take chance with me*
Najgorzej chyba wypada większość scen z nowym adoratorem Ani. Może i konstelacje są piękne, a rzeczywistość wirtualna zachwyca, ale to wszystko jakieś… sztuczne. Jak choinki w studio. Albo jakby Kamil Kula nie do końca wiedział, co on właściwie robi na tym planie. Bo przystojny, wysoki, zajmujący się zaawansowaną technologią milioner, tajemniczy szef i właściciel bijącej rekordy popularności aplikacji randkowej powinien mieć jednak więcej charyzmy, charakteru i pewności siebie. Nie jest bowiem chłopcem od wafelków, jest imperatorem multimedialnego świata.
Nieco za dużo i nieco zbyt nachalnie tu reklam – od nieśmiertelnego partnera strategicznego, czyli Princessy (reklama przed filmem, papierki po wafelkach na planie, dostawa dla Beaty, Ania – księżniczka w błękitnej sukni i z tiarą) przez mytaxi i parę innych. Co za dużo to jednak nie zdrowo – to komedia romantyczna, nie reklamowa. Niemniej jednak film to prawdziwie dobra komedia romantyczna made in Poland. I komedia, i romantyczna, i – wbrew pozorom – życiowa. Dowcipna, lekka, lekko uszkadzająca mięśnie ze śmiechu naprawdę dobra druga odsłona, której i Psy by się nie powstydziły.
* Cytaty pochodzą z piosenki z repertuaru Demisa Roussos Come Waltz With Me.
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Multikino Kraków
Tytuł: Planeta Singli
Reżyseria: Sam Akina
Rok powstania: 2018
Czas trwania: 1 godzina 59 minut