Samuel L. Jackson, Ryan Reynolds, Salma Hayek i Gary Oldman – jedne z najsłynniejszych nazwisk w hollywoodzkim światku w filmie naszpikowanym rozwałką, wybuchami, pościgami, walkami i elementami komediowymi. Wszystkie składniki, które jeszcze dwie, trzy dekady temu były doskonałym przepisem na sukces, teraz wymieszano w garnku współczesności, tworząc Bodyguarda Zawodowca. Czy coś może pójść nie tak?
Gdzie dwóch się bije…
Michael Bryce (Ryan Reynolds) to były agent CIA, który posiada własną firmę ochroniarską, zajmującą się obroną bogatych ludzi. Dobry, zły, mafiozo czy handlarz bronią – nieistotne. Ważne, że są klienci, a mężczyzna zarabia krocie. Pewnego dnia Michael otrzymuje telefon od byłej dziewczyny, agentki Interpolu (Elodie Yung), która prosi go o pomoc w dostarczeniu pewnego więźnia, mordercy Dariusa Kincaida (Samuel L. Jackson), na przesłuchanie w sprawie okrutnych działań bułgarskiego dyktatora Vladislava Dukhovicha (Gary Oldman). Przestępca zgadza się zeznawać przeciw samozwańczemu władcy w zamian za wolność dla swojej żony, Sonii (Salma Hayek). Drogi Bryce’a i Kincaida krzyżują się, a ich relacje nie rysują się w kolorowych barwach. Teraz irytujący siebie nawzajem partnerzy muszą zrobić wszystko, by w całości dotrzeć na rozprawę.
SENSACYJNA ROLADA MIĘSNA
Bodyguard Zawodowiec to typowa, sztampowa komedia sensacyjna. Brzmi jak zarzut? Nic bardziej mylnego! Jeśli pałacie sentymentem do starych filmów akcji, gdzie relacja głównych bohaterów opiera się na denerwowaniu siebie nawzajem, a produkcję wypełniają różnego rodzaju gagi sytuacyjne czy dialogi, które po jakimś czasie zyskują miano kultowych, to ten tytuł jest zdecydowanie dla was.
Na próżno szukać w obrazie żartów na wysokim poziomie czy jakiejś głębi, przesłania albo morału. Bodyguard Zawodowiec to czysta rozrywka sama w sobie, pełna sucharów, przekleństw i absurdalnych scen akcji – posiada wszystko to, co moje pokolenie, a także ci nieco starsi, kocha w tego typu filmach.
Poza naprawdę ładnymi ujęciami, takimi jak panorama Amsterdamu czy innych miast przewijających się w produkcji, mamy do czynienia z zapierającymi dech w piersi i podnoszącymi adrenalinę fragmentami nieprawdopodobnych rozwałek. Tu coś wybucha, tam ktoś wpada do wody, samochód płonie, robi koziołki, odpadają zderzaki, a na dodatek wszędzie dookoła biegają zbiry z kałachami (czy czymś podobnym, nie znam się na broni).
Akcja utrzymuje naprawdę wysokie tempo, a to za sprawą krótkich cięć i poprzeplatanych ze sobą scen. Zastosowanie tego typu zabiegu powoduje, iż obraz ten jawi się jako niezwykle chaotyczny – czasem można się więc pogubić, jednak pościgi i wybuchy nie są na tyle istotne, żeby zbytnio się tym przejmować, bowiem nawet chwila nieuwagi nie będzie rzutować na zrozumienie tego, o co chodzi w produkcji.
Isn’t it ironic, don’t you think?*
W filmie, jak już wspomniałam, nie zabraknie także solidnej dawki humoru. Opiera się on jednak głównie na relacji Kincaid-Bryce. Punktem wyjścia jest oczywiście niechęć panów do siebie nawzajem, wynikająca z żywionej urazy za wydarzenia z przeszłości. To z kolei sprawia, że widzowie zasypywani są ciętymi ripostami i złośliwymi, sarkastycznymi uwagami, okraszonymi sporą dawką przekleństw.
Jeśli zaś chodzi o gagi, swoje źródło znajdują one w typowym komizmie sytuacyjnym, miejscami mając ironiczne podstawy. Wiecie, coś w stylu, kiedy bohater w sytuacji, gdy dosłownie nic nie poszło po jego myśli, stara się znaleźć jakiś plus całego zdarzenia, mówiąc: „Cóż, przynajmniej nie pada!”, a wtedy z telewizora dobiega dźwięk piorunów i na protagonistę spada ściana deszczu. Tak, właśnie tego typu humoru możecie się spodziewać.
I co? I dobrze!
Najlepsi z najlepszych
Obsada aktorska doskonale pokazuje, jak starzy, kinowi wyjadacze oraz laureaci wielu nagród potrafią zrobić z sztampowej komedyjki genialną rozrywkę dla każdego.
Ryan Reynolds po raz kolejny udowadnia, że w tego typu gatunku filmowym czuje się jak ryba w wodzie. Wystarczy spojrzeć na jego mimikę, a już nas bawi. Aktor idealnie sprawdza się w humorystycznych sytuacjach, ale także stanowi dobrą przeciwwagę dla swojego ekranowego partnera, który szaleje w niemalże każdej scenie. Wtedy Reynolds stara się zachować pokerową twarz i zająć się chłodną kalkulacją i w takich momentach również wypada świetnie.
Oczywiście kroku dotrzymuje mu Samuel L. Jackson, który, w moim mniemaniu, nie ma chyba antyfanów. Aktor doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich atutów, więc nie szczędzi widzom soczystych przekleństw, a jeśli ktoś z was czeka na jego słynne i kultowe „mothaf*cker”, to uspokajam – pojawi się nie raz i rozleje miód na wasze serca. Nic, absolutnie nic, nie cieszy tak jak przeklinający Samuel. On po prostu ma do tego predyspozycje. Dodajcie jeszcze ten charakterystyczny uśmieszek i zakochacie się w nim od nowa.
Nie sposób nie wspomnieć także o Salmie Hayek i Garym Oldmanie. Chociaż scen z ich udziałem uświadczymy stosunkowo niewiele, to uświetniają film swoją obecnością. Co prawda rola kobieca ogranicza się głównie do przeklinania (a jakże!) i popełnienia kilku morderstw, ale sposób, w jaki śliczna Salma to robi, w połączeniu z hiszpańskim akcentem, wart jest każdej poświęconej jej minuty.
O Oldmanie chyba nawet nie muszę pisać, bowiem większość zdaje sobie sprawę z poziomu, jaki reprezentuje. Czy to ambitny film, czy prosta komedia sensacyjna, Gary w każdej produkcji prezentuje się znakomicie. Doskonale czuje się zarówno w poczciwych i dobrych rolach (Jim Gordon), jak i tych złowieszczych – wspomniany dyktator.
Hello?
Kolejnym plusem produkcji jest doskonale dobrana muzyka. Od romantycznych hitów typu Hello Lionela Richiego po ostre, rockowe brzmienia towarzyszące wszelkim walkom i strzelaninom. Dźwięki zastosowane w filmie nie tylko budują klimat, ale także, w odpowiednich momentach, sprawiają, że oglądana przez nas scena wydaje się jeszcze bardziej zabawna.
Śmieszna tragiczna rzeczywistość?
Żeby nie było tak kolorowo, muszę także wspomnieć o samej tematyce procesu, w którym oskarżonym był właśnie Vladislav Dukhovich. Sprawa dotyczyła przeprowadzanych przez niego czystek ludności, a więc w filmie mamy do czynienia z masowymi morderstwami wykonywanymi na zlecenie groźnego dyktatora w celu realizowania jego pokręconej wizji.
W czasach obecnej sytuacji w naszym kraju czy ogólnie na świecie, gdzie co rusz spotykamy się z aktami terroryzmu i słyszymy o brutalnych zamachach oraz widzimy cierpienie tylu ludzi, taka tematyka nie pasuje do komedii. Co prawda poruszana kwestia stanowi ułamek produkcji, pełni funkcję raczej drugo- czy trzecioplanową, ale i tak gdzieś tam pozostaje ten mały niesmak.
Może dotarliśmy już do momentu, kiedy ta smutna i okrutna rzeczywistość staje się taką codziennością, że warto robić o niej śmieszkowe filmy, ja jednak widząc sceny rodem z wydarzeń w Iraku (mnóstwo martwych ciał), Berlinie, gdy to ciężarówka wjeżdża w tłumy niewinnych, nieświadomych, uciekających w popłochu przerażonych przechodniów, czy Katyniu, gdzie dokonywano egzekucji na „wrogach”, poczułam ogromny żal.
Część z was pomyśli sobie, że brak mi dystansu, ale sądzę, iż ludzkie tragedie, mimo że teoretycznie stanowią mało ważne tło, nie są odpowiednim tematem dla tego typu obrazów. Zawsze uważałam, że powinniśmy raczej robić o tym dramaty i dokumenty, a nie komedie.
Fak faka fakiem pogania
Bodyguard Zawodowiec nie jest kinem wysokich lotów, niosącym ze sobą przesłanie, poruszającym ważne, egzystencjalne kwestie. Po jego obejrzeniu nie poczujecie refleksyjnego nastroju i nie będziecie o nim rozmyślać przez kolejne dwa tygodnie. Ale to dobrze, bo produkcja nie aspiruje do osiągnięcia rangi tego typu dzieła.
Film ma bawić, umilać czas, wprowadzić was w nostalgiczny nastrój i nadać się na leniwą sobotę z drugą połówką u boku. I to właśnie robi. Mimo niektórych niezbyt trafionych decyzji fabularnych, doborowa obsada, składająca się z jednych z najbardziej znanych aktorskich nazwisk sprawia, że Bodyguarda Zawodowca ogląda się z zapartym tchem, raz po raz uśmiechając się pod nosem, słysząc te wszystkie suchary i przekleństwa.
* Alanis Morissette – Ironic
Tytuł oryginalny: The Hitman’s Bodyguard
Reżyseria: Patrick Hughes
Rok powstania: 2017
Czas trwania: 1 godzina 58 minut
Film obejrzeliśmy dzięki uprzejmości Cineman.