Zbudujemy dziś San Francisco? No chodź, zrobimy to. „San Francisco” – recenzja gry planszowej

-

Kiedy wybierałam się na studia inżynierskie, mojemu cyklowi nauczania przyświecało wiele idei, a w szczególności jedna – chciałam kończyć spory zdaniem „Zaufaj mi, jestem inżynierem”. Szybko jednak okazało się, że prestiż tytułu nie wystarczy, by postawić na swoim i często trzeba będzie szukać rozwiązań „na około”, by projekt został zrealizowany poprawnie, choć nie zawsze zgodnie z wizją. Zupełnie jak w nowej grze wydawnictwa Rebel San Francisco.

Projektantem planszówki jest Reiner Knizia, którego możemy kojarzyć z takich tytułów jak Zamek czy Pan tu nie stał!.  Za ilustracje odpowiadał natomiast Roman Kucharski, mający na swoim koncie chociażby serię gier Osadnicy.

San Francisco recenzja gry planszowej
San Francisco
Elegancja Francja, yyy… znaczy… USA

Pudełko San Francisco ma wymiary kartki A4, a jego wierzch zdobi rysunek przedstawiający tytułowe miasto, od razu wpadający w oko dzięki wyrazistości kolorów. Wewnątrz kartonika znajdziemy sporo elementów: cztery plansze miast, planszę projektów, dwadzieścia osiem znaczników tramwajów, osiemdziesiąt siedem kart projektów, dwadzieścia trzy żetony punktacji, dziewięć wieżowców, planszę punktacji, sześć kart premii, a także żetony zobowiązań, premii, fundamentów i order budowniczego.

Jeżeli chodzi o jakość wykonania, jej mocną stroną są zdecydowanie tekturowe elementy – czyli plansze, żetony i wieżowce. Wszystkie wykonano bowiem z grubego i odpornego na zniszczenia materiału, sprawiają one wrażenie porządnych i, jak mawia moja teściowa, „dyktownych”. Do tego dochodzą urocze, małe, żółte tramwaje, którym również nie można niczego zarzucić. Czarną owcą natomiast stają się karty, bowiem są cienkie, miękkie i łatwo je wygiąć. Całe szczęście przez większość rozrywki będą leżeć w polu gry, zatem można przymknąć na to oko.

Graficznie oraz estetycznie San Francisco prezentuje się świetnie. Ilustracje cechuje przede wszystkim schludność i ogromna dbałość o detale, szczególnie mocno uwydatniając się na planszach miast. Kreska Kucharskiego jest ostra i precyzyjna – czyli dokładnie taka, jaką należy stosować, rozrysowując projekty. Planszówka cieszy także zastosowanymi kolorami.

San Francisco recenzja gry Rebel
San Francisco
Gdzie mnie pan tu z tą koparką?

W San Francisco wcielimy się w projektanta tytułowego kalifornijskiego miasta, który ma za zadanie stworzyć plan jego przebudowy. Aby to zrobić, potrzebne będą plany dzielnic czy linie tramwajowe.

Przygotowanie do gry zajmuje niewiele czasu, bowiem polega wyłącznie na wyłożeniu odpowiednich komponentów w odpowiednich miejscach. Rozgrywka jest turowa. W czasie swojej rundy gracz może albo wyłożyć projekt, albo jakiś zrealizować. Pierwsza akcja polega na odsłonięciu wierzchniej karty ze stosu projektów i umieszczeniu jej w obszarze planszy projektów. Po wykonaniu tej czynności, nie możemy zrobić nic więcej. Realizacja projektu to natomiast wzięcie kart z jednej z trzech kolumn projektów i ułożenie ich na planszy swojego miasta, stosując się do zasad budowy. Zebrać blankiety można tylko wtedy, gdy liczba żetonów zobowiązań jest mniejsza od liczby kart w kolumnie, którą chcemy zgarnąć. Co ważne, nie wszystkie dobrane karty należy rozłożyć, te niechciane (lub niemieszczące się) odrzucamy bez konsekwencji. Każde wykonanie wspomnianej drugiej akcji skutkuje dobraniem żetonu zobowiązania, natomiast, dla zachowania balansu rozgrywki, co najmniej jeden uczestnik musi mieć ich zero, dlatego wprowadzono mechanizm odrzucania.

Plansza miasta to pięć dzielnic, oznaczonych różnymi kolorami. Budować (czyli umieszczać karty projektów w odpowiadających barwach) należy od pierwszego wolnego pola z lewej. Oprócz tego, występują blankiety uniwersalne, takie z torami tramwajowymi, które pozwalają nam tworzyć sieć komunikacyjną, skwerki, parki i inne. Niektóre z nich mają wartość wyrażoną w symbolach budowniczych, co będzie istotne na dalszych etapach planowania.

San Francisco Rebel
San francisco

Pozostałe reguły obejmują na przykład konieczność połączenia torów tramwajowych z zajezdnią, sąsiadowania skweru z linią, by mógł on osiągnąć wartość „4”, stawiania wieżowców tylko na fundamentach i tylko w dzielnicach wartych minimum siedem. Do dyspozycji są także różnego rodzaju bonusy – chociażby niektóre karty nabrzeża obniżają liczbę „oczek” konieczną do postawienia drapacza chmur, inne z kolei pozwalają dobrać żetony z ikonkami budowniczych, dużo wartą kartę stadionu, dodatkowe tory, żeton punktacji czy taki umożliwiający odrzucenie zobowiązań.

Gra kończy się, gdy ostatni żeton fundamentu trafi na kartę projektu, lub gdy któryś z graczy ukończy swoje miasto. Podliczenie punktów opiera się na przewagach – uczestnicy porównują wartości kolejnych dzielnic i za najwyższą otrzymują dwa punkty, drugie miejsce to jeden punkt, trzecie – zero, a czwarte to już minus jedno oczko. Oczywiście punktacja zmienia się w zależności od liczby graczy. Podobnie sprawa ma się w przypadku sieci tramwajowej – osoba z najwyższą liczbą tych pojazdów otrzymuje najwięcej punktów. Na koniec dodajemy jeszcze oczka za wieżowce, order budowniczego, premie i żetony ukończenia dzielnic.

San Francisco gra
San Francisco
Kalifornijskie konstrukcje

San Francisco wypada naprawdę obiecująco, choć ma też swoje wady. Zacznę jednak od zalet planszówki – oprócz przyjemnej szaty graficznej i wysokiej jakości wykonania, do plusów należy zaliczyć także przejrzyście napisaną instrukcję, dość zbalansowaną mechanikę, sam logiczno-strategiczny charakter gry oraz konieczność ciągłego weryfikowania i dostosowywania swoich planów do tego, co dzieje się na stole. Myśleć należy zarówno nad bieżącą sytuacją, jak i finałem, jednocześnie pamiętając o wszystkich zasadach. Tytuł cechuje się również sporą regrywalnością, bowiem z każdą rozgrywką będziemy tworzyć inne miasta. Dodatkowo punktuje (przynajmniej u mnie) maksymalna eliminacja elementu losowości – dla graczy lubiących być panami i paniami swojego losu – jak znalazł.

Jako sporne kwestie, które zależą tylko i wyłącznie od upodobań planszówkowiczów, wskazałabym praktycznie zerową interakcję między uczestnikami a, co za tym idzie, także brak negatywnej interakcji. Gracze skupiają się głównie na swojej planszy i projekcie, nie mają możliwości zbytnio „bruździć” czy krzyżować planów pozostałym, poza zebraniem z planszy projektów kart, na które, być może, czaił się przeciwnik.

Wadą San Francisco będzie brak dynamiki i czasem przedłużający się downtime, zależący jednak od osób z nami grających. Planszówka nie wzbudza wielu emocji, nie cechuje się dużą ilością akcji i jest zwyczajnie spokojna, czasem może aż nadto. Dodatkowo warto wspomnieć, iż średnio się skaluje, ponieważ rozrywka wydaje się ciekawsza przy większej liczbie graczy (choć nawet w tym wypadku raczej nie uruchomi się „syndrom jeszcze jednej gry”) – w duecie natomiast nie wciąga tak, jak mogłaby.

San Francisco
San Francisco
Czy nadajesz się na urbanist(k)ę?

San Francisco to typowa gra strategiczna dla mniej zaawansowanych. Nie sponiewiera nas tak, jak rozbudowane tytuły, ale też nie znudzi przesadną prostotą. Planszówka jest rozsądnie wymagająca jeśli chodzi o myślenie i planowanie, zatem nada się na spokojne wieczory planszówkowe, jednak zupełnie nie sprawdzi się podczas imprez. W trakcie gry wszyscy raczej ucichną i skupią się, próbując zaplanować kilka ruchów do przodu lub stworzyć nową strategię, gdy ta główna legnie w gruzach po podebraniu kart przez innego uczestnika, co jednak nie sprawi, że San Francisco będzie się przesadnie dłużyć. Fani tego typu mechanik z pewnością się z tym tytułem polubią.

San francisco recenzja gry
San Francisco

Tytuł: San Francisco

Liczba graczy: 2-4

Czas gry: 45 – 60 minut

Wiek: 12+

Wydawnictwo: Rebel

 

 

 

Za przekazanie gry San Francisco do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel, więcej o grze przeczytacie tutaj.

„Ganimedes” – recenzja gry planszowej i dodatku "Księżyc"

podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

„San Francisco” to gra dobrze wykonana i rozsądnie wymagająca. Choć ta strategiczna planszówka nie sprawi, że będziemy chcieli grać partię za partią, warto się z nią zapoznać, gdyż pobudza szare komórki i zmysł planowania w przyjemniej i spokojnej atmosferze.
Adrianna Dworzyńska
Adrianna Dworzyńska
Geek i fanatyczka popkulturalna. Fascynatka astrofizyki, miłośniczka wszystkiego, co azjatyckie, a także była tumblreciara. Członkini wielkiej trójki fandomów. Ceni magię ponad efektami, dlatego kocha Doctora Who i Merlina nad życie. Dyrektor ds. Memologii 2.0, śmieszek 24/7, ale przede wszystkim stuprocentowy hobbit - lubi święty spokój, jedzenie i spanie.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

„San Francisco” to gra dobrze wykonana i rozsądnie wymagająca. Choć ta strategiczna planszówka nie sprawi, że będziemy chcieli grać partię za partią, warto się z nią zapoznać, gdyż pobudza szare komórki i zmysł planowania w przyjemniej i spokojnej atmosferze.Zbudujemy dziś San Francisco? No chodź, zrobimy to. „San Francisco” – recenzja gry planszowej