Sagi ciąg dalszy. „Trolle z Troy. Tom 5” – recenzja komiksu

-

Piąty zbiorczy album Trolli z Troy to przedostatnie takie wydanie w serii. W komiksie znajdują się historie pochodzące z lat 2013-2016. Przed nami jeszcze ostatnia, szósta część w tej formie. Dlaczego? Pomimo tego, że para Arleston i Mourier kontynuuje tworzenie opowieści o psotnych stworzeniach, to ich praca wydaje się być coraz wolniejsza i nie mamy co liczyć, że w ciągu roku uda im się opublikować trzy nowe komiksy. Cieszmy się zatem tym, co ukazało się w zbiorczym albumie i trzymajmy kciuki, żeby scenarzyście nie zabrakło pomysłów, a rysownikowi weny do malowania.
Wydanie

Komiks standardowo wydany jest w dużym formacie i twardej oprawie. Tym razem czekają na nas sto dziewięćdziesiąt dwie strony przygód trolli. Rozmiar komiksu pozwala delektować się świetnymi ilustracjami i pełnią kolorów. Nieraz podkreślałem, że ta seria urzeka szczegółową prezentacją kreowanego świata. Dzięki dobrej jakości papierowi i sposobie drukowania obcujemy z nim w taki sposób, w jaki na to zasługuje.

W albumie

W najnowszym albumie Trolli znajdziemy cztery opowiadania. Pierwsze bazuje na znanym pomyśle zamiany dusz i ciał. Tym razem pada na piękną Wahę, która myśli, czuje i zachowuje się jak trollica, oraz lekko zakompleksioną dziewczynę, podróżującą ze swoimi siostrami. Jedna trafia do świata ludzi, pełnego dziwnych zachowań i wymagań, druga – do wioski zamieszkiwanej przez przerażające bestie, gustujące w człowieczym mięsie. Historia pełna jest gagów znanych z filmów, seriali czy książek, wykorzystujących ideę zamiany ról i ciał.

Druga część pokazuje, jak świętują trolle. Tym razem mamy okazję zobaczyć ich parapetówkę, która, jak się dowiadujemy, nie może obejść się bez opiekanej mleczarki. Tak, dobrze przeczytaliście. Na imprezie stworzenia muszą skonsumować dziewoję trudniącą się dojeniem krów. Autorzy w tej części dali upust swoim niewybrednym żartom. Historyjka zalatuje trochę humorem szkolnym czy tym znanym z serii Benny Hill.

Kolejna opowiastka jest bardzo na czasie. Młode trolle dowiadują się, że ludzkie dzieci otrzymują prezenty na święta, ale nie chcą uwierzyć w istnienie Świętego Mikołaja. Próbują przekonać się co jest prawdą, a co nie. Oczywiście robią to w swoim szalonym stylu. Czy uda im się coś dostać, a może pod choinką znajdą tylko rózgę?

Album wieńczy opowiadanie pokazujące wybory nowego Głównego Czcigodnego w Akademii Eckmulskiej. Odbywają się one zgoła odmiennie niż życzyliby sobie tego dostojni uczeni, zasiadający w jej radzie. W końcu trolle nie mogą zbyt długo się nudzić.

Jeszcze więcej tego samego

O ile ciężko mi podważać skuteczność duetu Arleston i Mourier, to mam wrażenie, że ta para wypracowała sobie jakieś utarte schematy, którymi się porusza i nie wyściubia poza nie nosa. Ich pomysł na tę serię bardzo dobrze się sprzedaje, więc panowie nie potrzebują pokusić się o coś więcej.

Saga ta miała początek w komiksach traktujących o życiu i dokonaniach Lanfeusta. Tamte albumy tworzyły zamknięte historie i były ciekawe fabularnie. Gagi i żarty tworzyły tło dla głównego wątku i nie przesłaniały go. W Trollach jest zgoła odmiennie. Ostatnie zeszyty to przede wszystkim humor i roznegliżowane bohaterki, a coraz mniej ekscytujących opowieści. Trochę szkoda, bo wiem, że Arlestona stać na to, żeby stworzyć komiks z interesującym pomysłem, dobrze rozpisany i zachowujący balans pomiędzy śmieszkowaniem a byciem poważnym. Odnoszę wrażenie, że Trolle poszły wyłącznie w kierunku zabawiania czytelnika. I nie odbierzcie mnie źle, nie mam nic przeciwko temu. Czuję jednak, że ta seria cechuje się znacznie większym potencjałem i żałuję, że autorzy nie wykorzystują go w pełni. Zatem jeśli lubicie się pośmiać, popatrzeć na spore dekolty, bardzo długie nogi bohaterek i umięśnione, męskie ciała, to ta część da wam tych doznań jeszcze więcej niż poprzednie.

Wrażenia

Piąty album o Trollach jest chyba najbardziej pikantny ze wszystkich wydanych przez Egmont. Oznaczenie informujące, że to komiks wyłącznie dla dorosłych, w końcu ma tu sens. Oczywiście nie spodziewajcie się tu scen seksu, ale jest sporo erotyki i krwawych jatek. W końcu trolle nie muszą nosić ubrań i lubią sobie dobrze zjeść. Piąty tom naszpikowano żartami, które wywoływały mój śmiech. Ale uprzedzam, że ich poziom jest mocno zróżnicowany – od takich o defekacji, po naprawdę trafione porównania czy powiedzenia. Ponownie biję pokłony przed tłumaczką, ponieważ wykonała kawał świetnej roboty.

Pomimo tego, że utyskuję trochę na słabą fabułę, podczas lektury bawiłem się wyśmienicie, uśmiałem do rozpuku i o to właśnie chyba chodzi w tej serii. Ma przede wszystkim stanowić rozrywkę dla czytelnika, pozwolić mu oderwać się od szarej rzeczywistości i przenieść do bajkowej krainy, pełnej cudów. Dodatkowo uwielbiam styl malowania Mouriera. Jego kreska jest niezwykle dopracowana, a rysunki pełne ciekawych detali. Najlepiej wychodzi mu tworzenie postaci kobiecych, ale i mężczyźni czy tytułowe trolle wyglądają atrakcyjnie. Bardzo podoba mi się, że świat, w którym rozgrywa się fabuła komiksu, jest pełen ciepłych kolorów. Zbliża go do tych znanych, chociażby z Asterixa czy Cliftona.

Chociaż przygody Trolli możecie czytać w dowolnej kolejności i rozpocząć od tego albumu, to sugeruję sięgnąć po poprzednie. Niektóre nawiązania staną się zrozumiałe i prawdopodobnie bardziej zabawne.

Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na szóste wydanie zbiorcze i liczyć na to, że Arleston z Mourierem przyspieszą powstawanie kolejnych odsłon cyklu i powrócą do dłuższych i ciekawszych rozwiązań fabularnych.

Sagi ciąg dalszy. „Trolle z Troy. Tom 5” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Trolle z Troy. Tom 5

Scenariusz: Christophe Arleston

Ilustracje: Jean-Louis Mourier

Liczba stron: 192

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Jak zwykle bardzo zabawnie i estetycznie. Polecam, ale tylko jeśli skończyliście 18 lat.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Jak zwykle bardzo zabawnie i estetycznie. Polecam, ale tylko jeśli skończyliście 18 lat.Sagi ciąg dalszy. „Trolle z Troy. Tom 5” – recenzja komiksu