Nastolatki oraz dzieci wychowane w latach 90. z całą pewnością pamiętają postać młodej, sympatycznej czarownicy, przy boku której zawsze czaił się sarkastyczny, czarny kot. Sabrina Spellman, bo oczywiście o niej mowa, skradła serca wielu milenialsów i nie musiała używać do tego żadnych czarów. Urok osobisty, jakim emanowała na srebrnym ekranie Melissa Joan Hart wcielająca się w postać nastoletniej wiedźmy, przyciągał tłumy gorliwych fanów jak magnes opiłki żelaza. Nic więc dziwnego, że gdy na fali popularności serialu Riverdale świat obiegła wiadomość o planach Netflixa, mającego na celu wskrzeszenie Sabriny, wszyscy w napięciu oczekiwali na efekty pracy scenarzystów oraz śledzili wszelakie doniesienia z planu. Kto zagra główną bohaterkę? Czy możemy spodziewać się wiernego remake’u lub luźnej adaptacji hitu sprzed lat? Pora obgryzania paznokci minęła, najwyższa pora porzucić domniemywania na rzecz podziwiania wyjątkowej wizji twórców. A uwierzcie, jest czym się zachwycać.
Dawno, dawno temu w Greendale
Zacznijmy jednak od przybliżenia drogi, jaką musiała przebyć Sabrina, nastoletnia czarownica, by znaleźć się w XXI wieku, a historia ta, wbrew powszechnej opinii oraz temu, co sami z sentymentem wspominamy, nie rozpoczęła się dzięki wymienionej powyżej produkcji. Chociaż to bez wątpienia telewizyjne show tworzone przez Showtime w latach 1996-2003 przysporzyło półwiedźmie największej popularności na świecie, to początek kariery w swoim rodzinnym kraju, Ameryce, niepokorna „prawie” nastolatka zanotowała dużo wcześniej. Powołana do życia przez artystę Dana DeCarlo oraz pisarza Georga Gladir w październiku 1962, na łamach komiksu Archie Comics, Sabrina zaliczyła spektakularny debiut. Stworzona przez ciotki Hildę i Zeldę Spellman wskutek błędu podczas warzenia eliksiru, wyskoczyła z fiolki niczym królik z kapelusza. Można więc śmiało zażartować, że Sabrina została prekursorką określenia „dziecko z probówki”. Niestety, a może stety, szybko zmieniono tę wersję, tworząc postać ze skomplikowaną osobowością, rozdartą pomiędzy światem ludzi a tym, co magiczne.
Od tego czasu Sabrina stała się inspiracją dla wielu twórców, usilnie dodających czarownicę do różnego rodzaju produkcji. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Zainteresowani znajdą gry komputerowe, animacje, a przede wszystkim komiksy (w tym jeden z Predatorem). Każde z nich opatrzone twarzą blondwłosej piękności siedzącej na miotle. Niemniej to właśnie jedno z takich ilustrowanych wcieleń zdało się zachwycić reżysera Lee Tolanda Kriegera oraz scenarzystę Roberto Aguirre-Sacasa. Nie tylko zapożyczyli oni sam tytułów stworzonej w 2014 serii: Chilling Adventures of Sabrina, co zaadaptowali go w dużej części, tworząc opowieść pozbawioną cukrowości, za to wręcz idealną na jesienne, przerażające wieczory.
Szczegóły też mają znaczenie
Już przy samej czołówce nowego serialu widać wyraźną inspirację ilustracjami Roberta Hacka. Intro przypominające formą komiksowe kadry zachwyca, szczególnie uzupełnione przez budzący grozę, lekko groteskowy główny motyw muzyczny. Samo połączenie tych dwóch elementów, pierwsze kilkadziesiąt sekund projekcji, wystarczy, by wprowadzić nas w mroczny klimat, pogłębiający się z każdym kolejnym odcinkiem. Musicie bowiem wiedzieć jedno. Jeżeli liczyliście na kopię grzecznej Sabriny z lat 90., to zdecydowanie się rozczarujecie. Współczesną wersję nastoletniej czarownicy pokochają przede wszystkim fani kina grozy. Klasycznych horrorów stopniowo budujących napięcie, pozwalających na zrozumienie skomplikowanych charakterów bohaterów czy targających nimi problemów. Uciekających od oklepanych jump scare’ów (acz i kilka takich się zdarza) psujących nastrój niepokoju, który cały czas wisi nad widzem, a przeraża właśnie świadomością, że kiedyś spadnie i nas przytłoczy. Powstaje pytanie – kiedy?
Kończąc wywód dotyczący wizualnych aspektów Chilling Adventures of Sabrina – serialu nie byłoby, a przynajmniej nie w takiej zachwycającej formie, gdyby nie niezwykła, przemyślana scenografia. Charakterystyczne ubrania, dopracowane przestrzenie, idealnie dobrane lokacje czy zespalający całość artystycznej wizji czerwony, powtarzający się kolor, to elementy, które działają, nawet jeżeli nie zwracamy na nie uwagi. Dom Sabriny oraz ciotek Spellman nie byłby przesiąknięty magią, gdyby nie znajdujące się w tle detale. I tak jest z każdym kolejnym otoczeniem, do jakiego przenosi nas akcja produkcji Netflixa. Jednak czym byłyby dekoracje bez gry aktorskiej lub scenariusza. Zaledwie pustą wydmuszką, niemającą odbiorcy nic do zaoferowania. I w tej kwestii wizja Lee Tolanda Kriegera również oczarowuje.
Zagrajmy to jeszcze raz
Kiernan Shipka, czyli tytułowa panna Spellman, to słodka niczym lukier dziewczyna. Niewinny wygląd lub skrywa waleczne serce i jeszcze mroczniejszą duszę. Bowiem w nastoletniej czarownicy kryje się prawdziwy dualizm, dobroć zespojona ze złem. Wywabiony szlachetnymi pobudkami mrok przybiera niepokojącą formę, intrygując w Sabrinie najbardziej. To właśnie sceny, gdy na wierzch wychodzi przerażająca moc czarnej magii, zmieniając grzeczną dziewczynę z sąsiedztwa w czarownicę z piekła rodem, są najciekawsze (nie tylko pod względem aktorskim). Jednak nie samą główną bohaterką serial stoi, a wśród młodych wykonawców szczególnie jasno świecą sylwetki jeszcze dwóch postaci. Tati Gabrielle wcielającej się w przekorną i psotliwą niczym chochlik Prudence oraz odtwórcę roli Ambrose’a Spellmana, Chance Perdomo. Każde z nich posiada spory wachlarz umiejętności, który zadziwia nie jeden raz. Zachwycają także dojrzali aktorzy, pewni swojego kunsztu. Miranda Otto oraz Lucy Davis jako ciotki Spellman ujmują skomplikowaną relacją. Konflikt panujący między różniącymi się od siebie jak ogień i woda siostrami łagodzi jedynie troska o Sabrinę, chociaż i to z biegiem czasu ulega zmianie.
Czy warto dać się oczarować?
Chilling Adventures of Sabrina to niezwykle dobra produkcja. Przemyślana w każdym, nawet najmniejszym stopniu. Składający się z dziesięciu godzinnych epizodów serial nie nudzi, mimo kilku momentów, w których tempo zdecydowanie zwalnia na rzecz wałkowania typowych, nastoletnich problemów. Gdy w grę natomiast wchodzi magia, wątki okultystyczne czy zmaganie się Sabriny z własną naturą, akcja pochłania bez reszty. Rozbudowana fabuła, ścisłe określenie zasad panujących nad rzeczywistością, sprawne pochylenie się scenarzystów praktycznie nad każdą postacią oraz nadanie im głębi i charakteru zasługuje na gromkie brawa. Warto wspomnieć jeszcze o wrzuceniu do produkcji easter eggów nawiązujących w bezpośredni sposób do Riverdale czy Archie Comics. Zabieg ten, chociaż pozornie nic nieznaczący, wywołuje spory uśmiech na twarzy widzów oraz osób zaznajomionych z popkulturą. Produkcją natomiast zawiodą się ci, którzy liczyli na komediowy remake, bo mimo sporej dawki czarnego humoru czy sarkazmu, nie znajdziemy tu pustych żarcików podkreślonych śmiechem widowni w tle.