Produkcje, w których pojawia się motyw magii, przyzwyczaiły nas do wizji świata, gdzie czary są dane niejako we krwi. Nie każdy może nimi władać, z tym po prostu trzeba się zrodzić. Jeśli więc nie urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą, nie licz na sowę z listem z Hogwartu czy wycieczkę w celu znalezienia odpowiednich materiałów na swoją różdżkę.
W filmie Zegar czarnoksiężnika, opartym na książce Johna Bellairsa Lewis Barnavelt na tropie tajemnic. Zegar czarnoksiężnika, rysuje się przed nami zupełnie inny obraz związany z posiadaniem magii. Czarowania można się nauczyć, zajmie to dużo czasu i wymaga od adepta sporo pracy, jednak jeśli tylko odpowiednio podejdzie się do zagadnienia, drzwi do rzucania zaklęć zostaną otwarte. Przekonuje się o tym Lewis Barnavelt w momencie, kiedy dowiaduje się, że jego wujek to nie tylko ekscentryczny mężczyzna, ale także potężny mag.
Wielki dom
Witajcie w Rzeźni – wielkim domu znajdującym się w miasteczku New Zebedee, do którego lokalni mieszkańcy boją się podejść za blisko. W nocy słychać z niego wycie saksofonu, a za dnia… Cóż, za dnia nie wygląda dużo lepiej niż pod osłoną mroku. Mieszkaniec domostwa – Jonathan Barnavelt – także nie budzi sympatii innych członków społeczeństwa, w jakim przyszło mu żyć. Dziwny, ekscentryk, nieco szalony, niekoniecznie przystosowany do życia z ludźmi – tak jawi się na pierwszy rzut oka.
Niebawem do domu osobliwego bohatera zawita nowy gość – jego kilkuletni bratanek, Lewis. Jonathan ma się nim zająć po śmierci rodziców dziecka. Chłopiec nie wie, że zamieszkanie z wujem rozpocznie nowy okres w jego życiu – czas pełen dziwów i… magii.
Czary-mary
Któż z nas nie chciałby zamieszkać w tak dziwacznym, ale niezwykle klimatycznym domostwie. Hogwart Hogwartem, za dużo ludzi, ścisk, można się zgubić, ale dobytek Jonathana… Obrazy, które zmieniają grafikę w zależności od nastroju, sofa zachowująca się jak domowe zwierzątko, żywopłot-gryf, jakiemu w głowie same psoty i żarciki… Do tego dochodzi mnóstwo ukrytych pokoi, sale wypełnione magicznymi przedmiotami i najważniejszy pokój ze wszystkich – biblioteka. Ach te księgi, te woluminy – pięknie oprawione, z cudownymi grafikami, nic tylko brać do rąk (oczywiście delikatnie, z odpowiednim namaszczeniem) i wertować kartki.
Osoby odpowiedzialne za efekty specjalne, scenografię i kostiumy do produkcji spisały się na przysłowiowy medal. Jest nie tylko klimatycznie, ale także bajkowo, choć gdy wymaga tego scenariusz, nie zabraknie również atmosfery pełnej grozy. Każdy miłośnik opowieści o magii zapragnie znaleźć się w domu, gdzie rozgrywa się akcja filmu. Zadbano bowiem o każdy detal, sprawiono, by to miejsce ożyło nie tylko na ekranie, ale także w sercach odbiorców.
Hokus-pokus
Za reżyserię Zegara czarnoksiężnika odpowiada Eli Roth, który do tej pory kojarzył nam się z produkcjami skierowanymi raczej do starszych widzów – horrorami. Hostele, Śmiertlena gorączka – to raczej tytuły, które mają wzbudzić strach, w przeciwieństwie do nowego projektu reżysera. Ale czy aby na pewno? W końcu z Zegarze nie chodzi tylko o pokazanie piękna domostwa, ale także o przestraszenie młodego widza. Bohaterowie stawią bowiem czoła złemu czarownikowi (przecież zawsze musi być jakiś antagonista, prawda?), a ten nie para się białą magią, tylko tą najgorszą z najgorszych. Pojawia się też motyw nekromancji. Eli miał więc możliwość do wykorzystania swojego zamiłowania do straszenia widza, wprawdzie musiał zrezygnować z wszechobecnej posoki, hektolitrami wyciekającej z bohaterów, ale za to mógł pobawić się creepy laleczkami. Oj tak, scena z zabawkami może wywołać ciarki nie tylko u młodego odbiorcy.
Dodajmy do tego jeszcze jedną informację – za scenariusz do produkcji odpowiada nie kto inny jak Eric Kripke. Miłośnicy Supernatural (nadal nie podoba mi się spolszczenie Nie z tego świata) mogli już podziwiać jego kunszt, teraz przyszedł czas na obraz skierowany do widzów o innej kategorii wiekowej.
Jak Harry Potter?
Zegar czarnoksiężnika ma kilka cech wspólnych z serią o przygodach Pottera – główny bohater to sierota, antagonista zostaje wskrzeszony, do tego dochodzi oczywiście motyw magii i rzucania zaklęć (choć te w omawianej produkcji nie wymagają inkantacji), mamy też czarodziejskie przedmioty oraz klimatyczne miejsce, w jakim chciałoby się mieszkać. Niestety perypetie Lewisa nie są tak wciągające jak te Harry’ego. To sympatyczna opowieść o chłopcu, który znajduje dom u wujka i zaczyna podzielać jego miłość do czarów. Bohater jest odważny, popełnia błędy i nie mogę powiedzieć, że nie da się go nie polubić, ale czegoś zabrakło mi w tej historii, jakiegoś dreszczyka emocji, elementu sprawiającego, że uzależniłabym się od tego świata.
Tak naprawdę najbardziej spodobała mi się grana przez Cate Blanchett Pani Zimmerman. Oczywiście to nie oznacza, że reszta aktorów nie udźwignęła powierzonego w ich ręce zadania, pod względem odegrania ról produkcja wypadła naprawdę dobrze. Po prostu to Cate kradnie całe show. Nic dziwnego, to aktorka z wieloletnim doświadczeniem, nagradzana za soją pracę, znająca się na fachu.
Czy warto wybrać się na produkcję? Zdecydowanie! To, że nie jest tak porywająca jak przygody innego czarodzieja, nie znaczy, iż należy przejść obok niej obojętnie. Zegar czarnoksiężnika został dopracowany w najmniejszym szczególe, bawi, momentami straszy, daje do myślenia, ale przede wszystkim urzeka rozwiązaniami wizualnymi.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękujemy
Reżyseria: Eli Roth
Rok powstania: 2018
Czas trwania: 1 godzina 44 minuty