Fantastyka historyczna nie należy do moich ulubionych gatunków, choć siłą rzeczy orientuję się w niej całkiem nieźle (polecam też popbookownikową topkę seriali historycznych!). I jak się zapewne domyśliliście, niechęć zrodziła się z braku rzetelnego i godnego pokazania kobiecych postaci.
Wielu autorów, pisarzy i redaktorów stworzyło już na ten temat głębsze eseje i przedstawiało swoje opinie. Dan Wohl z The Mary Sue w kilku słowach postarał się przeanalizować seksizm w fantastyce. Ja chcę zaledwie dorzucić swoje pięć groszy.
Z czym to się je?
Na początku trzeba by jednak zacząć od definicji, żeby później uniknąć nieporozumień i niepotrzebnych dyskusji. Otóż według Jo Walton (której powieści należą do tego gatunku) fantastyka historyczna obejmuje kilka rzeczy:
- Historie z magią, gdzie wszystko dzieje się tak, jak znamy to z podręczników, ale w tym świecie magia czy inne nadprzyrodzone zjawiska istnieją na porządku dziennym (świetnym przykładem jest Jonathan Strange i pan Norrell Susanny Clarke)
- Historie alternatywne, gdzie jakieś magiczne czy nadprzyrodzone zjawisko wpłynęło na zmianę linii czasu, jaką znamy z podręczników
- Zainspirowane historią powieści, które pokazują rozeznanie i szeroką wiedzę autora, ale nie mają nic wspólnego z naszą przeszłością (i czasami nabierają epickich rozmiarów, jak na przykład Gra o tron G.R.R. Martina)
- Steampunk fantasy, tu w znane wydarzenia wpleciona jest rewolucja przemysłowa i magia
- Powieści, w których grupka współczesnych bohaterów zostaje przeniesiona do przeszłości.
Na pewno nie raz i nie dwa słyszeliście takie usprawiedliwienie okropnego traktowania kobiet1 w szeroko pojętej fantastyce historycznej: „Ale tak to było w tym, a tym okresie. Kobiety siedziały w domu/umierały przy porodzie/były gwałcone… czego chcesz? To jest historycznie prawdziwe i oparte na faktach! Nie można tego zmieniać”. Blablabla, tupanie nóżką, a w omawianej powieści po niebie latają smoki. Ale to w porządku, bo przecież fantastyka. Widzicie tu hipokryzję?
Nie jestem odosobniona w moim rozczarowaniu. Wiele innych czytelniczek i czytelników także zwraca uwagę na ten (leniwy) fenomen i coraz więcej autorów pilnuje tego, jak przedstawia swoje bohaterki. Hurra!
Fantastyka a historia?
Pomijając już fakt, że takie uogólnianie jest szkodliwe i często nieprawdziwe (bo większość tekstów historycznych zostało napisanych przez białych mężczyzn, którzy z wiadomych powodów innego usuwali i wymazywali. Kobiety robiły wiele różnorakich rzeczy!), to po prostu zapomina o celu literatury. Fantastyka to twór zupełnie wymyślony i tylko na autorze spoczywa odpowiedzialność pokazania prawdziwego, ale i zróżnicowanego świata. Warto też podkreślać (kiedy tylko się da i głośno!), że fantastyka ≠ historia. Ostatnio też można zauważyć rosnącą popularność książek tak historycznych, jak i fantastycznych skupiających się na postaciach kobiecych, często przez skrybów zapomnianych, a czasami równie ważnych jak mężczyźni.
Ważne jest to, na czym autorzy chcą się skupić. Jeśli mają ochotę trzymać się schematów, to proszę bardzo. Ale nie chcę słuchać wymówek, że tak to było w XVII wieku i kobiety muszą nosić upudrowane peruki i mdleć na zawołanie, ale w tym samym czasie mężczyźni przeżywają przygody z krasnoludami. Jeśli elementy fantastyczne są w powieści silne, to czemu nie zmienić czegoś na lepsze w sytuacji pań? Naprawdę nie proszę o wiele.
Seksizm?
Tak, użyłam tego słowa. Bo o ile seksizm i nierówność płciowa istniały w historii, to nie muszą istnieć w fantastyce. Mężczyźni stanowią tylko połowę społeczeństwa (biali mężczyźni jeszcze mniej!), więc naprawdę nie ma żadnego pretekstu do tego, żeby omijać resztę w imię jakiejś źle rozumianej „historycznej poprawności”. Jeśli świat, który autor pokazuje, naprawdę musi opierać się na sztywnych zasadach, to czy nie ciekawiej jest pokazać, jak wskazuje Tansy Rainer Roberts, kobietę próbującą walczyć z tym systemem?
Ogólnie jednak widzę zmianę na lepsze. Coraz więcej autorów stara się przynajmniej uwzględniać kobiety w swoich powieściach, a nawet dawać im coś konkretnego do robienia. Naprawdę nie możemy zapominać, że jeśli w lasach naszej powieści mieszkają elfy, a w jaskiniach kryją się bazyliszki, to kobiety też mogą złapać za miecz czy być generałami tak samo, jak gospodyniami czy matkami. Kluczowymi słowami są inkluzja i różnorodność. To wszystko.
A jeśli znacie jakieś wciągające historyczne fantasy, dajcie znać w komentarzach! Chętnie pogłębię swoją wiedzę o tym gatunku.
– – – – –
1To samo tyczy się też POC-ów, czyli People of Colour czy osób nieheteronormatywnych. Bo czarnoskóry rycerz to olaboga, ale czarodziej (byle biały) jest już okej. I tak dalej. I oczywiście nie wszystkie powieści cierpią na tę dolegliwość. To są ogólne spostrzeżenia z odrobiną marudzenia.