Skafander i melonik to złożona z dziewięciu opowiadań antologia Śląskiego Klubu Fantastyki. Motywem przewodnim dla wszystkich dzieł w zbiorze są zawarte w tytule przedmioty, każdy z autorów stanął więc przed zadaniem przemycenia w swoich tekstach tych elementów. Zanurzając się w lekturze tego zbioru udajemy się w podróż po stylach, gatunkach, światach i zaskakujących historiach.
Detektyw Fiks i sprawa mechanicznego zegara – Anna Hrycyszyn
Pierwsze z opowiadań to historia w klimacie steampunku, w której motyw tytułowego skafandra odgrywa istotną rolę. Detektyw Fiks i jego partnerka Jaśmina, będąca jednocześnie narratorką, starają się rozwiązać zagadkę zaginięcia tajemniczego skafandra. To świetnie zbudowane, najdłuższe spośród dziewięciu opowiadanie, które poza wspaniałą warstwą stylistyczną, miało też dziwny, a zarazem fascynujący, zaskakujący element, sprawiający, że całość pochłonęła mnie do reszty. Dzięki prawdziwemu talentowi autorki do tworzenia realistycznych opisów, niejednokrotnie miałam wrażenie, że wraz z bohaterami przebywam w ich świecie. To zdecydowanie jedno z najlepszych opowiadań w tomie.
La Estrella – Aleksandra Sokólska
Autorka swoimi bohaterkami uczyniłą cholitas czyli emancypujące Boliwijki, o których słyszał już chyba cały świat. Zresztą nie tylko u Sokólskiej można było odnaleźć ten motyw, bowiem w zamieszczonym w tej antologii opowiadaniu Alicji Tempłowicz Matki płaczą solą, również się pojawił, choć oczywiście w innej odsłonie. La Estrella to opowiadanie, którego bohaterką jest space wrestlerka. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy zetknęłam się w literaturze z podobnym pomysłem, niemniej jednak bardzo mnie zaciekawił. Równie interesujący, ale niedostatecznie rozwinięty był wątek relacji głównej bohaterki z córką. To, co nie do końca mi się w opowiadaniu spodobało, to zbyt częste używanie równoważników zdań. Jak rozumiem, jest to element stylu autorki, ale w połączeniu z krótkimi, często wulgarnymi dialogami, które rzadko cokolwiek wnosiły do akcji, czułam pewien niedosyt. Dodatkowo nie znalazłam w tym dziele żadnej konkretnej puenty.
Zwierciadło w dziurce od klucza – Marta Magdalena Lasik
Poza pięknym, intrygującym tytułem, autorka niestety nie dostarczyła nam równie atrakcyjnej treści dzieła. Historia od początku jest niejasna, choć zapowiadała się na o wiele bardziej wciągającą. Opowiada o Kornelu, przybyszu z innej planety, który zdaje się nie do końca odnajdywać na Ziemi. Podstawową barierą jest język. I tutaj autorka rzeczywiście dobitnie pokazała, jak mało mogli rozumieć Ziemianie ze słów głównego bohatera – ja przez większość czasu również zupełnie nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. To opowiadanie nie jest jednak zupełną pomyłką, bowiem pomysł na rozwinięcie akcji i użycie tytułowych rekwizytów był dobry i na pewno zostało to opisane bardzo zgrabnie. Nie jestem jednak entuzjastką dzieł, których nie rozumiem.
Ślady w popiele – Karolina Fedyk
Kolejny raz ciekawy tytuł i tym razem świetnie zrealizowany. Być może to dzięki klimatowi opowiadania, który zdecydowanie różni się od poprzednich. Jest ciężko, momentami smutno i melancholijnie. A wszystko za sprawą historii o poszukiwaniu zaginionego chłopca, spadkobiercy dużego majątku i tajemniczej wyspie, na której znajdują się bohaterowie dzieła. Poza pięknymi opisami i naprawdę barwnym, a jednocześnie kojącym stylem, autorka zaserwowała nam również narrację pamiętnikarską, która wyczuwalnie wspaniale „leży” pod jej piórem.
Ekonomia to dolina niesamowitości – Anna Łagan
Hodowla lam na Marsie? Dlaczego nie! Opowiadanie Anny Łagan jest zdecydowanie najlżejszym w zestawieniu i porusza tematy wspomnianych wcześniej zwierząt, sztucznej inteligencji oraz stworzeń zwanych mechaludźmi. Czapki z głów za świetnie poprowadzoną narrację, z punktu widzenia właśnie tego nie-człowieka imieniem Manu – taka forma nadała dziełu żartobliwości, ale też zupełnie innego punktu widzenia niż w klasycznie poprowadzonych opowiadaniach.
Jeden spalony rzut – Krystyna Chodorowska
Krystyna Chodorowska zupełnie podbiła moje serce swoim opowiadaniem. Być może to dlatego, że w zestawieniu, paradoksalnie, jest to dzieło najbardziej przyziemne i najmniej wydumane. Historia spadochroniarzy gaszących lasy już na samym wstępie mnie zafascynowała. Również język i styl są tu najlżejsze, płynęłam przez kolejne strony bez żadnych barier i blokad wynikających ze zbyt zawiłego lub szczegółowego opisywania akcji i przestrzeni. Niezwykle ciekawym motywem pojawiającym się w Jednym spalonym rzucie okazało się myślenie syntetyczne, z którym zetknęłam się niejednokrotnie, ale nigdy w tego typu opowiadaniu. To fascynujący i relaksujący przerywnik pośród innych, cięższych historii w tej antologii.
Matki płaczą solą – Alicja Tempłowicz
Już wcześniej, przy okazji La Estrelli, wspomniałam o dziele Alicji Tempłowicz, i fakcie, że wplotła ona w swoje opowiadanie nawiązania do cholitas. Zrobiła to zdecydowanie ciekawiej niż Sokólska, bowiem akcję umieściła w samej Boliwii. Kraj ten został interesująco przedstawiony przez pierwszoosobowego narratora, który został tam wysłany, aby zbadać dziwne zjawiska wokół miejsca wydobycia litu. W opowieści zderzyły się ze sobą dwa światy, współczesny i ztechnologizowany z tym duchowym, pełnym antycznej religijności. W szczególności podoba mi się w nim zakończenie, wyjątkowo przytłaczające i smutne, ale pozostawiające człowieka z refleksją i w zamyśleniu. Matki to jedno z najmocniejszych opowiadań w antologii dopracowane w każdym szczególe.
Flaun – Marta Potocka
Znowu kosmos, znów odległa planeta, tym razem o nazwie Zaccaria. Historia opowiada o ekspedycji naukowej do miejsca, gdzie zatarła się granica pomiędzy florą i fauną. Autorka po mistrzowsku prowadzi sceny wypraw, z których każda jest niewiarygodnie wręcz fascynująca. Mimo że nie jestem wielką fanką science fiction i zdecydowanie niewiele książek z tego gatunku udało mi się przeczytać, to śledząc losy bohaterów miałam przed oczami najlepsze powieści, jakie znam. Historia została opisana szczegółowo z wyjątkowo trafnym pomysłem na użycie tytułowych rekwizytów.
Pościg – Michał Cholewa
Ostatnie opowiadanie w antologii napisał jedyny mężczyzna wśród autorów, Michał Cholewa. Pościg to historia konfliktu królewskiej marynarki z piratami, mamy tu więc wielu bohaterów, z czego każdy został dobrze zbudowany i solidnie nakreślony. Dodatkowym atutem są ciekawe dialogi, z których żaden nie jest dziełem przypadku – wszystko dozowane jest w odpowiednich dawkach. Opisy są często barwne, ale skonstruowane w taki sposób, że czytanie sprawia wyłącznie przyjemność. Autor dużą wagę poświęcił szczegółom technicznym, jak na przykład budowie łodzi i jej elementów. Sposób w jaki historia się zakończyła, wzbudził we mnie ogromną chęć poznawania jej dalej.
Skafander i melonik to zbiór niezwykle różnorodny, zahaczający o liczne gatunki – od science fiction po steampunk. Mimo tej heterogeniczności antologia jest równa, nie ma w niej żadnego opowiadania, które stylem lub dynamiką odstawałoby od reszty. Oczywiście, niektóre z dzieł w wyjątkowy sposób skradły moje serce, ale jestem pewna, że nawet te, moim zdaniem, mniej udane historie znajdą swoich wiernych sympatyków. Dzięki bardzo indywidualnemu, ale też często zaskakującemu podejściu autorów do motywu przewodniego, czytelnik dostaje dzieło bogate w intrygujące historie, ciekawych bohaterów i niezwykłe miejsca zdarzeń.
Słowem – fantastyka w najlepszych wydaniach!
Tytuł: Skafander i melonik
Autor: Antologia
Wydawnictwo: Śląski Klub Fantastyki
Liczba stron: 393
ISBN: 978-83-9312-404-6