Chociaż do gorących, marcowych premier zostało jeszcze trochę czasu, na początku lutego ukazała się gra, która już na zwiastunach zapowiadała sporo dobrej zabawy. Poznajcie Elderborn — pierwszoosobowego slashera prosto z Polski.
Podróż w przeszłość
Za powstanie Elderborna odpowiada młode warszawskie studio, Hyperstrange, którego deweloperzy chcą oddać hołd latom 80. i 90. ubiegłego wieku. Widać to zarówno w oprawie audiowizualnej, jak i podejściu do rozgrywki, ponieważ fabuła stanowi jedynie pretekst dla mordowania kolejnych fal przeciwników.
Pamiętacie te bajki, filmy, płyty muzyczne, których tematyka oscylowała wokół walk z potworami jako wybraniec? Co prawda w grze znajdziemy notatki rozbudowujące lore, ale właściwie na tym opiera się cała historia. Najważniejszym motywem jest sama wyprawa do miasta Jurmum, niebędąca usłana różami, a reszta to tylko dodatek. Nawet fakt, że możemy zdecydować czy będziemy grać jako mężczyzna czy kobieta, wydaje się nie mieć znaczenia.
Wyprawa, z której się nie wraca
Niczym w Dark Souls, Elderborn od pierwszych chwil rzuca nas w wir walki, a potrzebne informacje, umiejętności i bronie będziemy pozyskiwać z czasem za sprawą prostego systemu rozwoju, polegającego na zbieraniu kul esencji. Uzyskamy je zarówno z zabitych, jak i przydrożnych beczek. Jeśli zginiemy, będziemy je mogli ponownie zebrać z miejsca, w którym nas zabito. A to nie jedyne nawiązanie do serii od From Software, ponieważ Hyperstrange zapożyczyło sobie kilka mechanik, jak na przykład przywracanie zdrowia przy fontannach, kosztem wskrzeszenia zabitych oponentów. Jednak w odróżnieniu od japońskiego podejścia, pełnią funkcję zapisu stanu rozgrywki. Dlatego dobrze, że można natrafić na nie stosunkowo często.
Z tego powodu, w teorii, nie jest to aż tak wymagająca produkcja i nie powinna odstraszyć nowicjuszy, ale nawet na najniższym poziomie trudności trzeba być czujnym. Z drugiej strony, nie musimy zabijać wszystkich i wystarczy nauczyć się korzystać z uniku, aby sprawnie przejść dalej. Chociaż mechanika posiada lekki cooldown, nie powinien on przysporzyć nam problemów i praktycznie możemy ją nałogowo stosować i, ponieważ swoim działaniem przypomina szybki zryw. Jednak walka odpowiada za całą przyjemność w grze, więc nie polecam takiego rozwiązania. W końcu mamy do czynienia ze slasherem i nie dość, że jest dynamiczny, to i zróżnicowany.
Raz będziemy odpierać wrogów na małej, korytarzowej przestrzeni, by za chwile wyjść na zewnątrz i poczuć klimat areny, gdzie nawet najmniejszy błąd może nas kosztować życie. Dlatego bardzo istotne jest dobranie taktyki i broni do danej sytuacji, ponieważ inaczej walczy się drewnianym mieczem z niezbyt wymagającymi truposzami oraz utopcami, którzy nie boją się starć na bliskim dystansie i najlepiej najpierw sparować ich cios, a następnie uderzyć włócznią. Jednak między Bogiem, a prawdą, gra nie narzuca nam właściwego rozwiązania i równie dobrze możemy korzystać z jednego oręża. Szkoda tylko, że nie ma to odzwierciedlenia w zadawanych obrażeniach, które są zupełnie losowe, bez rozróżnienia czy uderzamy w głowę czy w korpus.
A warto walczyć praktycznie z każdym, ponieważ aby udać się do kolejnej lokacji potrzebujemy klucza. Najczęściej ma go jeden z wcześniej omawianych niemilców, więc lepiej dwa razy sprawdzić martwe ciało. Czasami natkniemy się na niego podczas pokonywania elementów platformowych. Nie są one szczególnie skomplikowane, jednak warto mieć oczy dookoła głowy, bo kiedy będziecie w drodze do upragnionej przepustki, może się okazać, że wasze plecy zaraz zmiażdży kamienna kula lub zostaniecie podziurawieni przez wysuwające się z ziemi kolce.
Oprawa z piekła rodem
Elderborn w żadnym wypadku nie jest grą wysokobudżetową, toteż nie zapłacimy za nią dużej sumy. Jednak, jak na tytuł warty pięćdziesiąt cztery złote, stworzony na silniku Unity, nie odstrasza oprawą graficzną, mimo swej oldschoolowej stylistyki. Lokacje swoim designem przypominają okładki solowych albumów Ronniego Jamesa Dio czy Manowar i naprawdę mogą cieszyć oko klimatycznym nasyceniem barw. Szczególne brawa należą się za dobrą optymalizację — gra, na moim GTX 1060 i Intelu i5-7600, działa w stabilnych stu czterdziestu klatkach i ani razu nie zaliczyła odczuwalnego spadku.
Sama metalowa muzyka od Kacpra Kajzderskiego zdaje egzamin jako motywacja do walki i jest parę numerów, jak Flames of the Underworld, The Blade is Drawn czy Slaying the Undead, które warto sobie posłuchać dla czystej przyjemności. Jedyna wada to fakt, że chociaż w obrębie samych kompozycji nie brakuje zmian tempa i klimatu, to holistycznie są do siebie podobne i na dłuższą metę stają się monotonne.
Czy warto stać się Wybrańcem?
Elderborn to gra zaskakująco dobra i satysfakcjonująca. Na jej ukończenie potrzeba od ośmiu do dziesięciu godzin — wszystko zależy od tego, jak sprawnie radzicie sobie z tego typu produkcjami. Jednak nawet wczytując raz za razem ostatni punkt kontrolny, nie odniesiecie wrażenia marnowania czasu. Rozczłonkowywanie potworów jest tutaj tak przyjemne, że warto zacisnąć zęby po śmierci i stanąć ponownie do walki, aby zdobyć skarb miasta Jurmum. Dlatego ja będę przyglądał się kolejnym produkcjom od Hyperstrange i wam też radzę mieć ich na oku.
Za kluczyk dziękujemy firmie GOG.com.
- Oprawa audiowizualna i optymalizacja,
- Dynamiczna walka,
- Różnorodni przeciwnicy,
- Niewyśrubowany poziom trudności.
- Mało angażujący system rozwoju,
- Brak podziału na strefy ataku.