Wytwory popkultury już dawno przygotowały ludzkość na spotkanie z pozaziemską cywilizacją. Mamy do wyboru dwie opcje: pierwsza jest raczej pesymistyczna, wieszcząc inwazję pełną przemocy oraz zniszczonych miast, a kończy się postapokaliptycznym światem skazanym na upadek. Druga, bardziej optymistyczna, zakłada pokojowy, tajemniczy kontakt i przesył ogromnej ilości danych, umożliwiając naszemu gatunkowi dołączenie do międzygalaktycznych podróżników.
I choć oczywiście istnieją inne możliwości, rzadko ktoś o nich wspomina, wybierając najczęściej utarte przez poprzedników szlaki. Na szczęście niektórym twórcom nie brak kreatywności : co powiecie na bardziej… przypadkową wersję wydarzeń?
Niespodzianka
Już na wstępie rozwieję wasze złudne nadzieje: akcja Dnia Kolumba nie dzieje się ani dawno temu, ani tym bardziej w odległej galaktyce. Witajcie na Ziemi, w czasach mniej więcej współczesnych (data nigdzie nie pada, ale można to wywnioskować z używanej technologii oraz nawiązań między innymi do Iphone’a i Johnny’ego Deppa). John Bishop, dwudziestoparoletni kapral armii USA, przed tygodniem wrócił z „misji pokojowej” w Nigerii do swojego rodzinnego miasteczka w Maine. Nie dane mu było jednak nacieszyć się spokojem i obchodami Dnia Kolumba, bo tę właśnie datę kosmici wybrali sobie na inwazję. Chłopak ledwo co zdążył założyć ruch partyzancki, a tu w odwiedziny na naszą planetę wpada kolejna pozaziemska rasa, przeganiając poprzednią i oferując pomoc w zemście. Oczywiście nic za darmo: ludzie muszą wziąć udział w międzygwiezdnej wojnie, o której dotąd nie mieli pojęcia. Prawdopodobnie już wiecie, kto zgłasza się na ochotnika do pierwszego oddziału Sił Ekspedycyjnych ONZ. Wszystko to jednak dopiero początek niezbyt pomyślnej dla naszego gatunku przygody.
Świat(y)
Podczas kosmicznej odysei będziemy co prawda dużo podróżować, mimo to nie zwiedzimy zbyt wielu obcych światów (przepraszam za malutki spoiler). Nie jest to jednak problem, ponieważ planety, na których toczy się akcja, włącznie z Ziemią, są stworzone w bardzo ciekawy sposób. Minimalistyczny, pokazujący tylko to, co niezbędne, ale raz za razem uchylający kurtynę tajemnicy, by choć przez chwilę przybliżyć dany ekosystem czy mieszkańców. Co innego strzelać do krwiożerczych ksenomorfów rodem z Obcego, a co innego wylądować w niewielkiej wiosce rolniczej człekokształtnych chomików, pełnej dzieci grających w piłkę. A w przerwie od obowiązków grupa żołnierzy, zamiast czyścić broń i złorzeczyć na najeźdźców, może wybrać się na szybkie zwiedzanie okolicy. Zresztą gdyby zabrać ludziom ciekawość, staliby się kompletnie niewiarygodni. A skoro już o postaciach mowa…
Mój sąsiad, obcy
Na wszystkie wydarzenia patrzymy oczami głównego bohatera, a całość narracji opiera się na „snuciu opowieści”. Ponieważ John jest człowiekiem, tak jak my wszyscy (a przynajmniej taką mam nadzieję), łatwo utożsamić się z jego punktem widzenia. Zazwyczaj. No bo o ile chęć zemsty oraz troska o rodzinę i towarzyszy jest są pełni zrozumiałe, to żołnierski slang dotrze jedynie do nielicznych. A niezbyt wyszukane żarty erotyczne docenią tylko mężczyźni obdarzeni prymitywnym poczuciem humoru. Ale na szczęście te można policzyć na palcach jednej ręki: kapral Bishop bardzo szybko dojrzewa, a jego przygoda w SEONZ nie trwa specjalnie długo (znowu lekki spoiler). Horyzonty poszerzają też napotkane w kosmosie obce gatunki – niektóre do bólu stereotypowe, inne przejaskrawione w swej „obcości”, a jeden wyjątkowo… ludzki. Wszystkie jednak są ważne w kontekście całości historii, rozwijając fabułę, budując tło wydarzeń i nadając im sens poprzez własne nastawienie do toczącej się międzygwiezdnej wojny.
Wypadkowa przypadku
Mój nauczyciel historii w szkole średniej lubił mawiać, że: „Wojna to nie Czterej pancerni i pies, tylko Szeregowiec Ryan”. Konflikt przeniesiony na wyższy poziom, w przestrzeń kosmiczną, nie traci na swej brutalności. Oczywiście ta książka to nie reportaż z pierwszej linii frontu, a stosunkowo lekka przygodówka, pełna zwrotów akcji, niebanalnego humoru oraz nieoczywistych nawiązań do wszelkich popkulturowych międzyplanetarnych podróży. Gdy padł tekst o czerwonej koszulce ze Star Treka, autentycznie parsknąłem śmiechem. Ale nierzadko Craig Alanson przemyca w treści zagadnienia, które zmuszają odbiorcę do znacznego spowolnienia tempa czytania. Zbrodnie wojenne na cywilach to tylko jedna z nich. Mimo wszystko ta łyżka goryczy realizmu nie psuje tej słodkiej i przyjemnej space opery.
Znajdziecie tu to, co tygryski science fiction lubią najbardziej: kosmiczny bitwy, nowe technologie, obce cywilizacje, zemstę, ale też sporo uczuć, a nawet rozterki egzystencjalne. Prędkość tego rollescostera jest dobrze wyważona: idealna sinusoida pomiędzy przygodą a walką o przetrwanie. Nie ma co się zastanawiać – Scotty, warp 5 do księgarni!
Podróż w kosmos? Czemu nie. Na VIrtualo znajdziecie moc powieści science fiction.
Recenzja powstała we współpracy z Virtualo.
Autor: Craig Alanson
Wydawnictwo: Drageus
Rozmiar pliku: 1.1 MB
ISBN: 978-83-66375-36-9
Więcej informacji znajdziecie TUTAJ